Rozdział 1

8 0 0
                                    

Kalisto, rok 2350

- Laylo nie ruszaj się - upomniała mnie Sanvi, moja osobista makijażystka. - Bo zrobię Ci nierówne kreski, a przecież pani ambasador nie przystoi, żeby pokazywała się publicznie w brzydkim makijażu.

- Przepraszam Sanvi, postaram się nie ruszać - odpowiedziałam i dałam jej dokończyć malowanie mnie w spokoju.

Mimo tego, że byłam ambasadorką już przeszło pół roku, nadal nie potrafiłam przywyknąć do pewnych rzeczy. Zawsze musiałam wyglądać perfekcyjnie, więc czuwało nade mną całe grono ludzi dbających o mój wizerunek. Większość z nich była zaszczycona tym, że może ze mną pracować i jednocześnie tak oślepiona moją pozycją, że bała się wdać ze mną w jakąkolwiek rozmowę. Jedynie Sanvi traktowała mnie jak normalną osobę i była chętna zamienić ze mną kilka słów.

- Gotowe - zakomunikowała. - Mam nadzieję, że Ci się podoba - uśmiechnęła się niepewnie.

Spojrzałam w lustro i jak zwykle byłam zadowolona z jej pracy. Miała niezaprzeczalny talent, więc nic dziwnego, że zaproponowano jej taką pozycję.

- Jest cudownie Sanvi, dziękuję - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Widziałam w lustrze, że dziewczyna odetchnęła z ulgą.

Makijażystka zaczęła szybko sprzątać pędzle i kosmetyki. Przejrzałam się jeszcze raz i naprawdę wyglądałam dobrze. Udało jej się perfekcyjnie ukryć moje worki pod oczami, które od jakiegoś czasu nieustannie mi towarzyszyły. Nie sypiałam zbyt dobrze, więc pewnie to było ich powodem.

Byłam gotowa na spotkanie z zarządem planetarnym. Oczywiście do sali konferencyjnej odprowadzało mnie dwóch ochroniarzy. Należeli oni do mojej straży przybocznej. Praktycznie wszędzie mi towarzyszyli. Mieli dbać o moje bezpieczeństwo całą dobę. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do ich ciągłej obecności, ale po czasie zaakceptowałam to. Niestety MKP uznało, że zwykła ochrona jest niewystarczająca dla ambasadora i wysłali swoją specjalną grupę żołnierzy, których oficjalnym zadaniem było dbanie o to, żebym była bezpieczna. Oczywiście była to tylko przykrywka dla ich prawdziwych rozkazów. Tak naprawdę czuwali oni nad tym, żebym wypełniała bez zająknięcia wszystkie polecenia Kolektywu. W razie potrzeby mieli mnie utemperować. Najgorszym z nich był Jack Felner. Nazywali go złotym chłopcem MKP. Zanim został skierowany na Szarian należał do specjalnego oddziału odpowiedzialnego za tłumienie planetarnych buntów. Był on perfekcyjnie dobry w tym co robił i zawsze tam gdzie się pojawiał każdy zastanawiał się dwa razy zanim wykonał jakiś ruch. Mężczyzna towarzyszył mi praktycznie we wszystkich oficjalnych spotkaniach. Zawsze miał na mnie oko i był w moim mniemaniu nad wyraz upierdliwy. Jack również nie darzył mnie sympatią. Uważał, że nie nadaję się na ambasadora co dobitnie podkreślał jak tylko miał okazję. Wytykał mi każde nawet najmniejsze błędy. Dodatkowo o wszystkim informował MKP. Czasami nawet miałam wrażenie, że powiadamia ich co jadłam na obiad.

Kiedy weszłam do sali konferencyjnej Felner już na mnie czekał. Jak zwykle miał na sobie mundur, a przy jego boku w kaburze spoczywała broń energetyczna. Jego twarz wyrażała niezadowolenie, więc napewno po spotkaniu zarządu czekać mnie będzie kolejna pogadanka z jego strony. Postanowiłam go zignorować i usiadłam na swoim miejscu przy stole. Tylko część członków miała przybyć osobiście, reszta miała pojawić się w formie hologramów. Byłam chwilę za wcześnie więc postanowiłam przejrzeć jeszcze raz dokumenty na holo ekranie. Nie zdążyłam zapoznać się nawet z pierwszą stroną, kiedy poczułam oddech Jack'a na swojej szyi. Mężczyzna nachylił się nade mną.

- Mam nadzieję, że wiesz co masz mówić pani ambasador - szepnął mi do ucha. Jak zwykle słowa „pani ambasador" opływały w szyderczym tonie. Kiedy początkowo tak robił włosy stawały mi na karku, ale zdążyłam się już przyzwyczaić i nie robiło to na mnie zbyt dużego wrażenia.

AmbasadorkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz