Rozdział III

1.4K 112 10
                                    

- Powiedz mi... Co ty robisz?!? - zawołał Michael.

- Próbuję skupić na sobie twoją uwagę, wiesz? - odparła Katy. - No nie widać?

- Ja widzę tylko dziewczynę, z głupią miną, trzymającą w ręce butelkę. - odparł blondyn.

- Jaki ty jesteś głupi. - odparła dziewczyna. - Czytam skład soku! Jaki ty jesteś tępy. - powtórzyła, tym razem ciszej dziewczyna.

Przyglądałam się ich rozmowie z lekkim rozbawieniem. Czy Katy, nigdy nic nie zauważy? Przecież oni doskonale do siebie pasują, a ona jest ślepa jak... jak co? Nawet nie wiem jak ją nazwać. Chociaż taki już jej urok. Ciężki, ale mimo to Katy musi w sobie coś mieć, że Michael nie może od niej odwrócić wzroku.

Z rozmyślań wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w ramię.

- Halo! Ziemia do Rubby! - usłyszałam głośny wrzask nad uchem.

- Matko?!? Co się dzieje? Pali się?!? - zawołałam, trzymając się za ucho.

W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech, który podrażnił moje, już bolące ucho.

- Czy wy nigdy nie umiecie zachowywać się normalnie? Tylko jak dzieci? - zapytałam, zła na swoich wkurzających przyjaciół.

- Oj, nie złość się po prostu lubię, kiedy robisz się czerwona że złości. - odparł wesoły Michael.

- Tak na pewno wyglądam wtedy jak dorodny pomidor. - odparłam, lekko podnosząc dłoń, by zobaczyć czy nie ma na niej śladów walnięcia w ziemię.

- Tak. A jeszcze tobie to pasuje najbardziej. - odparł chłopak, łapiąc w dłoń kosmyk moich rudych włosów.

Zrozumiałam aluzję i uznałam, że tego już za wiele. Niczym kot skoczyłam na przyjaciela i zaczęłam go łaskotać, dopóki nie zaczął błagać, żebym skończyła.

- No. I po sprawie. - powiedziałam, strzepując z ubrania niewidzialny kurz.

- Proszę, nigdy więcej, nie każcie mi na to patrzeć. - usłyszałam, dobrze już mi znany głos.

- Jak tak bardzo ci przeszkadza, to możesz stąd iść. Nikt ci nie broni. - odparłam, czując, że mój humor momentalnie się psuje.

- Widzę, że ostrą poznałeś. - powiedział inny głos.

- Ach. Ile ja już takich poznałem. Ale nie martw się niedługo się złamie, jak wszystkie. - odparł Dylan.

Tego było już za wiele. Nim ktokolwiek zdołał zareagować, byłam już przy chłopaku i próbowałam swój prawy sierpowy, na jego szczęce.

- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. - wysyczałam, wprost do jego ucha. - I nigdy więcej nie próbuj ze mną rozmawiać.

Odsunęłam się od chłopaka, złapałam swój plecak i ruszyłam w stronę budynku szkoły. Po chwili dołączyli do mnie przyjaciele.

- Wow. To był świetny sierpowy. - powiedział Michael.

Uśmiechnęłam sie tylko i pokiwałam głową na znak zgody.

- Ale nigdy nie próbuj go na mnie. - odparła Katy.

- Oj, tego nie musisz się obawiać. Jest on zarezerwowany tylko dla wkurzających mnie palantów. - powiedziałam.

                           .....

- PANNA GRANT PROSZONA DO DYREKTORA! - usłyszałam głos sekretarki w głośniku.

Szybko podniosłam się z krzesła i przepraszając, wybiegłam z sali lekcyjnej.

Gdy dobiegłam do sektretariatu zobaczyłam, że przed drzwiami dyrektora siedzi Dylan, trzymający worek z lodem przy swoim policzku. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach w stronę sekretarki i zaczekałam, aż skończy rozmawiać przez telefon.

- Dzień dobry. - powiedziałam, próbując nie zwracać uwagi na górną wargę sekretarki. Jak to możliwe żeby kobieta miała wąsy? - Wzywano mnie.

- Tak, proszę usiąść i poczekać, razem z tym młodzieńcem. - wskazała Dylana, który właśnie w tym momencie skrzywił się z bólu.

Podeszłam do niego i usiadłam na krześle obok. Czy muszą tu być tylko dwa krzesła? Pomyślałam i odwróciłam głowę udając tablicę ogłoszeń za bardzo interesującą. Podejrzewałam, że wezwano mnie tu ze względu na ślad po mojej ręce na policzku Dylana. Tylko dlaczego jest to tak ważną sprawą, że aż dyrektor chciał ze mną na ten temat pogadać? A może, coś jeszcze zrobiłam. Nie, to nie może być możliwe. A co jak rodzice się dowiedzą? O nie, przecież i tak mają już za dużo spraw na głowie. Nie, proszę, nie mogę im jeszcze dorzucać moich problemów.

- Panno Black, panie Cook. - usłyszałam głos dyrektora, który wyrwał mnie z rozmyślań. - Zapraszam.

Weszłam do pomieszczenia, próbując nie patrzyć na dyrektora. Facet był dopiero po czterdziestce, ale zapewne trzymanie na barkach całej szkoły doprowadziło do głębokich zmarszczek i całkowitej łysiny.

Kiedy usiedliśmy, pan Smith chwilę się na nas patrzył, po czym zaczął mówić. - Mam nadzieję, że wiecie dlaczego was tutaj zaprosiłem? - po tych słowach znów na nas popatrzył z wyrazem twarzy, która wyrażała tylko zmęczenie. - Tej sprawy nie można tak po prostu zostawić. Dotyczy to przecież mnie i wizerunku całej szkoły.

- Ale panie dyrektorze, ona nie chciała zrobić nic złego. To że mi przyłożyła, było tylko i wyłącznie moją winą. - powiedział Dylan, zaskakując nie tylko mnie.

Pan dyrektor popatrzył dziwnie na bruneta. Przez moment nic nie mówił, po czym kiwnął głową.

- Nie interesuje mnie, kto kogo pobił.  Te sprawy załatwiajcie pomiędzy sobą.  Ja mogę jedynie was upomnieć. - powiedział dyrektor. - Panno Black, czuj się upomniana.

- Yyy.. ttak... dobrze. - powiedziałam, próbując zdusić śmiech.

- Ale, ja nie rozumiem. - zaczął Dylan. - To po co pan nas tu wezwał?

Pan Smith westchnął i położył łokcie na blacie biurka, składając palce w młynek.

- Tak. - zaczął, mało kolokwialnie. - Muszę wam to wytłumaczyć, ale zachowajcie to, dla siebie.

Cześć! Dawno nie pisałam i nawet nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc przepraszam. Ale na was też jestem zła. Dlaczego nie piszeciemi żadnych komentarzy? One najlepiej zachęcają do pisania. Więc proszę, jeśli chociaż trochę podoba się wam to opowiadanie to KOMENTUJCIE. Dzięki i trzymajcie się! :)
A i rozdział nie jest sprawdzany.

Wyjątkowa (Dylan O'Brien FF)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz