Dotarcie do Yoshiori Island stanowiło większe wyzwanie, niż oczekiwali. Okazało się, że nie tylko Kazuha lubił kontrolować poczynania Tomo. Przekonywanie Thomy, żeby pozwolił Heizou zabrać dochodzącego do siebie przyjaciela z Kamisato Estate wymagało wielu półprawd, niedopowiedzeń i namówień.
— Ma mieszkać w tym twoim chaosie? — mówił, przygotowując kolację według przygotowanych przez Kazuhę wskazówek. — Bez obrazy, ale nie masz dla niego dobrych warunków.
Jakby Tomo był jaszczurką w terrarium, a nie człowiekiem, który przeżył pojedynek z archonem i uwięzienie na odludziu.
— Mogę ci zagwarantować, że mam wszystko, czego potrzebuje — Heizou bezskutecznie próbował coś wskórać.
— Zrozum, nie. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za jego powrót do zdrowia i nie pozwolę, żeby...
— Mogę wziąć od ciebie jedzenie na czas jego pobytu
Thoma zamarł w połowie mieszania warzyw do ryżu.
— Dobra... ale będziesz je regularnie podgrzewał. I przygotujesz starannie to, czego nie mogę ci dać gotowego.
W ten sposób rozwiązali problem nie tylko wyjazdu, ale i prowiantu. Wyruszyli już następnego dnia, udając, że kierują się do siedziby Tenryou Commission. Gdy tylko jednak dotarli do pierwszych zabudowań, gwałtownie skręcili gwałtownie w prawo, podążając południowym brzegiem wyspy.
Tomo odkrył o sobie coś nowego - nienawidził schodów. Schodzenie z podnóża góry Yougou okazało się męczarnią. Kiedy widział tę ścieżkę po raz pierwszy w swoim życiu, był niesiony w górę przez trzech rosłych mężczyzn. Teraz musiał iść o własnych siłach, to przestępując stopień za stopniem, to usiłując nie potknąć się o korzenie. Nie minęło nawet pół godziny, a jego stopy zaczęły pulsować tępym, nieznośnym bólem. Chłód zimowego powietrza szczypał go w policzki. Śnieg dostawał się pod śliczny, fiołkowy szalik wydziergany dla niego przez Kazuhę. Kropla potu zamarła na jego skroni. Miał dosyć.
Słowa skargi utknęły mu w gardle. Heizou, ten niepozorny, drobnej postury niziołek, szedł raźnie obok, okryty jedynie cienkim, burym haori. Skakał, nucił, momentami zwalniał i się zamyślał. Potem uśmiechał się lub krzywił i wracał do żwawego kontynuowania wędrówki. Zupełnie nie przejmował się ciężką drogą, ani dokuczającym zimnem. Nawet długi, skórzany futerał obijający się o jego plecy i niemała torba na ramieniu nie przeszkodziły mu w marszu.
Tomo zacisnął zęby i poszedł dalej.
Przy brzegu napotkali rybaka, który na ich widok zrobił wielkie oczy i natychmiast porzucił sieci, by zbliżyć się do nowoprzybyłych. Obolałe mięśnie Tomo automatycznie się spięły. Kiedy ostatnio widział jakąś nową twarz?
Heizou zaczął z nim rozmawiać, ale Tomo nie słuchał. Skupił się na osobie rybaka, która w niczym nie przypominała pojawiających się stale w Kamisato Estate. Popielate, rzadkie włosy okalały pociągłą, wąską twarz z osadzonymi głęboko, błękitnymi oczami. Błyszczały, zdobione przez przeuroczy, szeroki uśmiech.
To chyba miły człowiek.
Wraz z tą myślą Tomo nagle się rozluźnił. Polubił go.
— Jak się pan nazywa? — spytał znienacka. Dopiero wtedy zauważył, że nabawił się chrypy.
Heizou i rybak przerwali rozmowę. Starszy mężczyzna skłonił się lekko.
— Kujirai Hatoru, panie — odparł z zapałem. — Pewnie mnie już nie pamiętasz, ale kiedyś zwykłeś rozmawiać ze mną o przynętach na ryby.
CZYTASZ
The Warmth Of The Rain | Genshin Impact OneShot | Tomokazu
FanfictionMinął cały rok ciężkiego wysiłku, walki o zdrowe ciało i umysł u boku Kazuhy. Najdziwniejsze, a jednocześnie najpiękniejsze chwile w życiu Tomo. Które oczywiście nie mogły trwać zbyt długo. Przeszłość wyprzedza przyszłość, wypalając swoje piętno na...