Pierwszym, co oczy Tomo ujrzały, było surowe, purpurowe niebo. Niczym zbyt niskie sklepienie otaczało ich ze wszystkich stron. Zacisnął powieki, starając się odgonić z umysłu wspomnienie Dark Sea. Nic to nie dało.
Wokół stały cztery olbrzymie bramy Tori. Nachylały się nad nimi, stały krzywo, w każdej chwili mogąc się zawalić. Wydawały się drwić z jego słabości i dezorientacji. Zacisnął pięści, lecz przytłaczająca aura nie była jednak w stanie tak sparaliżować Tomo, jak zrobił to widok, który roztaczał się centralnie przed nim.
Na tle wielkiego, krwawego księżyca, pośrodku piaszczystego placu stał Kazuha. Z uśmiechem zaciskał palce na rękojeści miecza wbitego głęboko w leżące u jego stóp ciało. Tomo oblał zimny pot. Natychmiast rozpoznał w zwiniętej w agonii postaci swoją panią. Modląc się, by to wszystko okazało się snem, uniósł z powrotem wzrok na Kazuhę. Wiedział, co to oznaczało.
— Fujin...
Usta Kazuhy wykrzywiły się w grymasie rozbawienia.
— Nasza mała marionetka.
Krew przyspieszyła krążenie, zaczęło szumieć Tomo w uszach. A więc ich najgorsze przypuszczenia się spełniły. Dobył miecza, starając się wyrównać oddech. Będzie dobrze. Jest silny. Da radę.
Uratuje Kazu.
Gładki, perlisty śmiech odbił się od niewidzialnej bariery. Fujin przeczesał palcami włosy, a drugą ręką wyjął miecz z nieruchomego ciała Raiden Ei. Rozległ się nieprzyjemny dźwięk rozszarpywanych organów.
— Chcesz walczyć, dziecko? Tym razem nie masz archona, który by cię wsparł.
Tomo nie potrafił powstrzymać zbierającego się w nim rozbawienia. Postąpił krok do przodu, a jego miecz zalśnił energią electro.
— Nie jesteś w stanie jej zabić. Nie zabijesz też mnie.
Fujin tylko spoglądał na niego z rozbawieniem, przez co entuzjazm Tomo nieco przygasł. Postąpił krok do przodu. Nie mógł pozwolić sobie na wątpliwości przed walką.
— Zaczekaj. — Heizou położył mu dłoń na ramieniu. — Coś jest nie tak. On ma plan.
— Plan? — Tomo odwrócił się do niego gwałtownie. — Plan, który zakłada zniszczenie całej Inazumy?
— Nie, on...
Przerwał im zgrzyt broni. Odwrócili się w stronę Fujina.
Zamarli. Bóg wiatru kołysał się na piętach, niedbale przykładając sobie do szyi ostrze miecza Kazuhy.
— Zabiję twojego kolegę, wrócę do swojego ciała i zrobię sobie z was moich wojowników. Co o tym myślisz, żołnierzyku? Stęskniłeś się za oddawaniem swojego życia za istoty wyższe?
Przed rzuceniem się na Fujina powstrzymywał Tomo tylko silny uścisk dłoni Heizou na ramieniu. Przypominał mu tym samym: "Nie daj się ponieść. On tylko na to czeka.".
Zamiast tego zmusił się do szybszego myślenia. Z pewnością jego przeciwnik mógł zabić Kazuhę, ale skoro przejął jego ciało, to przecież nie po to, żeby się go wkrótce pozbyć. Dlaczego więc je w ogóle zabrał? Jeśli powód jest wystarczająco poważny, to wszystko może okazać się blefem...
— Tomo, wizja — Heizou szepnął mu do ucha. — Wisi na mieczu. To może mieć związek z tym, że gość nas zagaduje, zamiast atakować.
Rzeczywiście, anemo wizja Kazuhy, zamiast widnieć na plecach, kołysała się na sznurku przywiązanym do miecza. Mrugała niczym gwiazda, co chwilę błyskając turkusowym światłem i gasnąc. Coś zimnego i ciężkiego zacisnęło się na sercu Tomo.
CZYTASZ
The Warmth Of The Rain | Genshin Impact OneShot | Tomokazu
FanfictionMinął cały rok ciężkiego wysiłku, walki o zdrowe ciało i umysł u boku Kazuhy. Najdziwniejsze, a jednocześnie najpiękniejsze chwile w życiu Tomo. Które oczywiście nie mogły trwać zbyt długo. Przeszłość wyprzedza przyszłość, wypalając swoje piętno na...