tomasz lokomotywa i winda do piekła

14 2 7
                                    

Vincent Monetek Gołąbek (!!!nie mylić z Vincentem Monet z tej chujowej ksiazki Rodzina Niesplaconych Alimentów, to dzieło literatury jest na wyższym poziomie!!!) obudził się o godzinie piątej piętnaście, kiedy jego kochany yoreczek Penelopa Zgierska zaczeła drzeć morde.

Miała ryj niczym połączenie orki z hipopotamem, a głos jak twój stary w dupe ruchany. Aczkolwiek była najlepszą przyjaciółką Vincent. W sumie to jedyną, bo nikt inny go nie lubił, ale po prostu zazdrościli mu dripu.

Vincencik wstał ze swego łoża, kupionego na promocji w Ikei, i wyjebał Penelope przez okno, po czym poszedł spać dalej. Po chwili jednak przypomniał sobie, że dzisiaj środa i musi zapierdalać do swojej katolickiej szkoły imienia Nathaniela Sheya. Ubrał się w sukienkę w wieloryby, zjadł kiełbase wawelską i wypierdolił z domu, ale okazało się, że autobus mu spierdolił.

Wsiadł więc na Penelope i pojechał na niej przez egzotyczne miasto Zgierz wprost do swojej szkoły. Zaparkował Yorusia obok jakiegoś roweru i wszedl do szkul.

Od razu jego oczom ukazał się jego wróg numer jeden: Dawid Czech! Był on w swoim wcieleniu Tomasza Lokomotywy.

- CIUH CIUUUUUUUH - darł pizde jak opętany.

- Zamknij pizde amebo społeczna. - powiedział Vincent, zarzucając swoimi włosami, których nie miał i wsiadł do windy, ale w windzie był didżej palasajd i jechał nią do piekła.

C.D.N.

Perypetie Vincenta Monetka GołąbkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz