CLARA
Klikałam na moim najnowszym iPhonie w etui z Guess'a, E-mail do właściciela przyjemnego mieszkania blisko mojego miejsca edukacji. Dokładnie za dwadzieścia minut mam się z nim spotkać a nawet nie zdążyłam zamówić ubera. Zerknęłam dyskretnie na moją twarz w aparacie telefonu, i aż z przerażenia zrobiłam się jeszcze bielsza niż zazwyczaj. Wyglądałam tragicznie!
Co prawda, nie chciałam wracać do tego nowoczesnego apartamentowca tak bardzo jakby mieli mnie w nim zadźgać gorącymi prętami wykutymi z żelaza, lub krytykować wszystkie moje dzieła jedno po drugim, ale cóż, musiałam się spakować, i jakkolwiek ogarnąć tą moją, przeraźliwie zapłakaną twarz.
Powoli i ostrożnie wchodziłam schodek po schodku, mimo że wiedziałam że jeśli nie przyspieszę to będą nici z mojej przejażdżki do pastelowego domku na uroczej, usłanej kwiatami kamienicy. Nie widziałam potrzeby wynajmowania tego stumetrowego cacuszka, więc planuje go zakupić, ale najpierw muszę się spotkać z jego właścicielem. Planuje to zrobić jak najszybciej. Ta dzielnica jest po drugiej stronie akademika, błękitny domek jest niesamowity a nawet ma mały ogródek. Wydaje mi się że dwieście tysięcy dolarów to za to uczciwa cena, tym bardziej że nie jest wykonany z byle jakich materiałów jak niektóre domy w USA a z cegły. Na zdjęciach wygląda na solidny, i mam nadzieje że jest taki w rzeczywistości. Pewnie trochę mi zajmie przyzwyczajenie się do ciaśniejszych czterech ścian niż zazwyczaj, ale może i dobrze mi to zrobi. Mieszkanie samej z kotem, którego oczywiście zabieram ze sobą, posadzę pare kwiatków, urządzę jak mi się tylko podoba... Jestem taka roztargniona że zapomniałam o istnieniu windy i teraz cała spocona dotykam pozłacanego dzwonka z detalami wyrzeźbionymi bardzo dokładnie jakby od tego zależało kogoś życie. I pewnie tak było.
Dzyń, dzyń, dzyń.
Drzwi na pewno są zamknięte. Sprawdzam. Miałam racje.
Oby tylko nie otworzył ojciec... Dam za to wszystko, nie mam siły na kłótnie, jedna po drugiej, mam dość tego bezsensu.
Chociaż spotkanie z mamą w takiej rozsypce w jakiej się znajduje, też nie jest moim marzeniem.
- Clarisa? Czemu jesteś w pidżamie, przed drzwiami, nie ma cię na uczelni... Rozmawiałaś z Charlesem? - Szybko się połapała, skubana.
- Yhy - Mruknęłam i przecisnęłam się między nią co nie było ciężkie bo odkąd zaczęła całe dni spędzać na pracy, czyli odkąd byłam mała, nie miała czasu nawet na jedzenie. To aż zatrważające że, „normalna", radosna kobieta z kształtnymi biodrami i biustem jest widoczna tylko na zdjęciu sprzed lat. Ta tutaj to kości i kawałek skóry posklejane w jedno. Ma na sobie luźną sukienkę z Gucci, jak mniemam po znaczku, ale pasek opinający jej talie jest z dolce&gabana, tak samo jak czarne szpilki z lśniącego materiału. Mój tłuszczyk i ja źle się czujemy z tym że moja rodzicielka jest szczuplejsza ode mnie mimo że wiem że to bardziej przypomina anoreksję niż zdrową sylwetkę. To nie powinni być moi rodzice. Jaki to jest przykład? Wolałabym się już nie urodzić i żyć w nieskończonym pomieszczeniu pomalowanym na biało, gdzie lewitując z zamkniętymi oczami w czystych ubraniach i z świeżą twarzą, myślałabym przez wieki-wieków. Bez ludzi, bez problemów, nie trzeba nic robić, kiedy mi się nudzi mogę wyjąc ostry mały nożyk z kieszeni i porobić sobie nim małe czerwone rany na knykciach aż poczuje ból zewnętrzny a nie wewnętrzny. Ale w sumie jak to takie moje-niebo, to nie chce bólu. Chce pustkę wokół a we mnie... Co? Radości mam dość bo nie mam na nią siły, i często jest nie szczera. Apatia, bezruch, beznadzieja, depresja, monotonia, załamanie, smutek, ja mam to na codzień, nie potrzebuje tego jeszcze w życiu po śmierci.
-Wchodzę do pokoju nadal rozmyślając.-
Złość? Duża, wrząca kula w brzuchu. Nie za przyjemne uczucie + nie jestem jakimś walonym aniołkiem, w otchłani nicości która mnie pochłania wysysając: emocje, nawet i pustkę. Biorąc wszystko co masz i nie zostawiajac z niczym. Czasem, phi! Zawsze nie możesz płakać i choć łzy to symbol upojenia martwotą, to ty nie potrafisz dać tym gorącym kropelką rozpaczy w twoim brzuchu, przenieść się na poliki. Tylko czasem nie wytrzymujesz. Tak jak teraz. Ale zazwyczaj w sobie masz to najgorsze i starasz się tego nie pokazywać. Kogo to obchodzi?
Dobra, No może trochę jestem tym kłócącym się z moją diablą naturą, aniołkiem.
- Różowy emo top z liceum, moja najukochańsza, dżinsowa para spodni z uroczymi gwiazdkami z tyłu, za duży t-shirt, który biorę tylko do malowania, materiałowe dzwony, obcisła bluzeczka, z uroczą koronką, leginsy, luźne alà dresy z adidasa, mam dwie pary, niebieskie i czarne, bezrękawnik z myszką miki, bluza z napisem którego nigdy nie rozumiałam, jedna rozpinana z kieszonkami w kształcie serc, jeszcze jakaś losowa...-
Trumna czy urna? Chyba urna, ogień od zawsze mnie fascynował, jest taki cieplutki jakby owijał cię kocyk. Niesamowite musi być spalanie żywcem. Wydaje mi się że jestem lekko walnięta i raczej się nie mylę. Czy ktoś mnie zapamięta? Czy będę kolejną malutką mróweczką w ogromnym mrowisku, jedno pszczołą gdy w ulu są miliardy, nikim. Czy muszę dokonać czegoś aby stać się kimś? Od czego zacząć? Na czym skończyć? Czy wystarczy że jestem i z dnia na dzień stanę się kimś więcej? Po co mi marzenia gdy nie mam nadzieji? Po co komu szczęście gdy życie i tak ci je za chwile zabierze? Po co ci nowy kosmetyk z diora, który testuje na zwierzętach, po co ci tyle ubrań, elektroniki, przedmiotów? Po co ci to wszystko gdy i tak kiedyś znikniesz i każdy o tobie zapomni. Osobna mróweczka. Koło życia. Planeta się rozwija więc nie przejmą się taką osóbką jak ty. Kolejna śmierć, życie kręci się dalej.
- Kosmetyczka w kwiaty, szampon, płyn do ciała, torebka, bielizna, przybory do malowania farbami, rysowania i to wszystko co gromadziłam latami.-
Po co?
- Torba w puszyste pandy nie chce się zamknąć. Wchodzę na nią. Skaczę. Pęka. Kurwa.-
Za mały nos, za duży, wyglądasz brzydko, grubo, grubo, grubo...Może i rzadkawe są przypadki w których to słyszę, ale ja to czuje. Ja to wiem. Jestem okropna? Z charakteru, wyglądu? Tak cieżko jest pokochać siebie a to takie ważne.
- Biorę walizkę która jest dwa razy większa i wrzucam do niej to wszystko. Kierowca pisze że czeka. Zamykam zamek. Chwytam za chwytnik i wychodzę. Kot! Wracam. Biorę rozprutą torbę. Wychodzę po raz drugi. Kuchnia. Karma. Żwirek. Opróżniam kuwetę, a następnie również ją pakuje. Ulubiona zabawka, rybka, Ariel, jak i sama ona, ale w transporterze. Jej miseczki, łopatka do kuwety... Drapak się nie zmieści nigdzie. Dobra, biorę w rękę, nie wiem jak ja to zaniosę ale ona go tak uwielbia!-
Charli, kochany, Charli, najbardziej apodyktyczna osoba na świecie. Nie pójdzie na ŻADEN układ, w końcu on nie może być na równi, on musi wygrać. Szczęście że ta głupia kobieta o tych samych włosach co ja, już sobie poszła. Pewnie nawet nie zauważy gdy się przeprowadzę.
-Biorę to wszystko, i klikam przycisk do windy-
Nawet gdy trzasnęłam drzwiami nikt nic nie powiedział. Nienawidzę ich.
-Wchodzę. Obok mnie jest jakiś typ z ogromnymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie i w rozpiętej koszuli. Gapi się na mnie jak na debila. Czemu? Przecież wyglądam normal...Nie ubrałam się. Stoję na środku windy, cała w torbach, z włosami sterczącymi na wszystkie strony świata, w krótkich spodenkach i topiku. Zapewne w jego głowie już tworzy się historia o przemocowym partnerze i uciekającej dziewczynie. Walić to.-
- Co się tak gapisz? - Oczy ma jak pięć złoty a usta jakby chciał w nie wcisnąć największego burgera świata.
- Ni...Nic - Wyjąkał, widocznie nie spodziewając się pytania.
Klikam przycisk zero i zaczynamy spadać w dół. Widocznie coś się musiało zepsuć. Chłopak krzyczy. Ja czekam. Jeśli mam teraz umrzeć to oby chociaż kicia przeżyła. Winda staje. Żyjemy. Patrzę się na chłopaka jak na największego debila świata. Robi się czerwony aż po same uszy. Wychodzę. Wychodzi za mną. Moje szczęście jest tak małe jak orzeszek więc kieruje się za mną.
- Daj, pomogę ci. - Oddaje mu torbę i mówię by uważał bo jest rozpruta z boku. Przytakuje. - Gdzie jedziesz? - Mam nadzieje że auto nadal na mnie czeka. Wychodzimy z bloku.
- Kupić dom - Mówię z dumą. Kierowca macha. Daje mu sto euro do ręki więc wychodzi i zaczyna ze mną gadać.
- Dzięki za pomoc - Mówię do chłopaka i zabieram torbę.
- Nie ma za co - Wygląda jakby chciał coś dodać, ale w końcu odchodzi.
Umawiam się z kierowcą że wpakuje to do bagażnika, a potem pomoże mi to zabrać. Biorę transporter z nic nie rozumiejącą Ariel i wskakuje na tyły.
- Czemu jesteś w pidżamie? - Kierowca równy typ, nie pyta o wiek, tylko podaje mi piwo. Odmawiam i mówię:
- Nie zdążyłam się przebrać. - Czemu on ma alkohol w aucie? Jest pijany? Przecież prowadzi. Dobra, trudno. Jak nas zabije to chce mieć różową trumnę i lawendę na niej.
Jedziemy jakieś pięć minut, może trochę więcej. Widzę mój nowy dom. Niebieski, z małą działką i białym płotem. Przed nim już czek na mnie pan Harry, ma siwe włosy i za małą koszule, która ledwo co wytrzymuje na jego dużym brzuchu. Kierowca się zatrzymuje i pomaga mi wnieść bagaże.
- Hola, hola, ty go jeszcze nie kupiłaś młoda damo. - Mówi z pewną grozą, staruszek.
- Mogę panu przelać całe pieniądze w tej chwili.
- A dowód? - Patrzy na mnie z uniesioną brwią.
Klikam prze chwile w telefon, i pokazuje mu zdjęcie dowodu. Uśmiecha się pod nosem.
- Teraz to tylko te telefony... A pieniądze? I czemu nie możesz kupić go później, tylko od razu przyjeżdżasz z całym ekwipunkiem? - Wygląda na podobnie zdziwionego jak i rozbawionego.
- Potrzebuje szybko domu - Odpowiadam skrótowo.
- A ja pieniędzy. - Zerka na mój telefon. - Podać ci gdzie przelać najpierw, czy po obejrzeniu domu? - Już go lubię.
- Po. Muszę się upewnić że to nie oszustwo. - Śmieje się i marszczy nos.
- Ja tak samo. Osiemnastolatka która kupuje dom! Jakbyś chciała mnie okraść, to mam cię na oku. - Na koniec wypowiedzi spoważniał. Pewnie na codzień nie spotyka nastolatek z dwustoma tysiącami dolarów.
- Czemu pan sprzedaje go tak tanio? - Marszczy nos jeszcze bardziej.
Kierowca wyjmuje resztę rzeczy które stawia na schodkach do domu, i odjeżdża.
- Zacznijmy może od tego, skąd masz tyle pieniędzy? - Mówię mu o firmie rodziców. Jest pod wrażeniem ale już mniej go obchodzi temat gotówki. Widocznie widział już moją bardziej urokliwą podobiznę na płatkach. - Jestem już stary, więc postanowiłem z moją żoną, sprzedać dom, i wyjechać w podróż dookoła świata. Trzeba coś mieć z tego życia. Chce to zrobić w miarę sprawnie, bo jak na razie żaden student nie miał czym zapłacić za ten dom, a rodziny nie chcą go mieć, bo jest blisko akademika, a wiesz jaka jest ta młodzież. Ciagle tylko zabawa, muzyka, używki...- Zawiesił głos i popatrzył na mnie z nadzieją. - Mam nadzieje że to lokum pełne wspomnień, ci się spodoba.
Bardzo się wzruszyłam jego przemową. Gdybym mogła, to kupiłabym od nich wszystko, byleby tylko pojechali na tą wycieczkę. To takie kochane że zabiera żonę na ostatnią przygodę. Chciałabym mieć bratnią dusze, taką jak ten starzec.
Wnętrze jest kolorowe i przyjazne. Zielona kuchnia z drewnianą wyspą kuchenną, jadalnia z tapetą w stokrotki, w kolorach takich jak na zewnątrz, czyli: niebieski, biały. Stół jest proporcjonalny do ilości krzeseł (czterech). Nie za duża, pastelowo różowa, kanapa, stolik kawowy, półka na książki. To była jedna część, połączona ze sobą. Fajna, otwarta, przestrzeń. Pan pokazał mi mały taras, na którym były dwa krzesełka i jeden, szary koc. Następnie wróciliśmy do początku, gdzie przy drzwiach wejściowych, znajdowało się Wc. Było w leśnych barwach, z dużym blatem na kosmetyki. Poszliśmy korytarzem, gdzie znajdowała się toaleta. W kącie stał prysznic, obok niego wanna, która zajmowała pół pokoju, kibelek i umywalka.
- Lubiłem tu się kąpać z Ashlie. - Wyglądał na skonsternowanego, ale ja jedynie się skrzywiłem. Będę musiała ją zdezynfekować. - Lodówka, jak już zapewne widziałaś, jest mała, ale dobrze działa. - Kremowa lodóweczka z lat osiemdziesiątych. Jako dziecko marzyłam o takiej, tylko bardziej w kolorze mamby.
- Jest piękna. - Pokiwał głową, jakby mi przytakując. Łazienka też jest niczego sobie. Jest w niej dużo akcentów z kolorem, Rose gold, więc brzoskwiniowe ściany, ładnie się z tym zlewają.
Za kolejnymi drzwiami, był pokój gościnny. Szafa, sekretarzyk, jednoosobowe łóżko, fioletowy dywan. Obok łóżka była szafka nocna, z lampką w kształcie gwiazdki z Mario.
- To był pokój mojej córki. Teraz ma już własne dzieci.
Czyli to jednak nie był pokój gościnny. Mimo to, ja będę go w taki sposób używać. Czy to nie dziwne że tu wszystko ma taki...kolor? Szczęście? Tu się coś działo. Zostało wychowane dziecko, pieczętowała się miłość, jedli razem obiady...Tu mieszkała normalna rodzina. Spojrzałam na fiołkowe szafki przy oknie. Chciałabym dorastać w takim domu.
Podążałam za właścicielem tego miejsca. Zostały tylko dwa pomieszczenia. Weszłam do tego po prawo, otwierając ostrożnie drzwiczki. Pralka, suszarka, kosz na brudy, szafeczka z sierotkami czystości, odkurzacz, mop.
- Pralnia. - Powiedział pod nosem Harry.
Zamknęłam za sobą, ciekawa kolejnego pomieszczenia. To będzie moja nowa sypialnia. Wrota się otwierają, wstrzymuje oddech, moje serce przez chwile przestaje bić. O-MÓJ-BOŻE! Wielkie łoże, (na którym nie chce wiedzieć co ci emeryci robili) a obok niego zamiast ściany, lustro z widokiem na ogródek, gdzie zasadzone zostały: bzy, żółte róże, niezapominajki, tulipany, a nawet krzak z jagodami! Firanki były karmelowe, a za nagłówkiem dwuosobowego giganta, znajdowała się ściana, cała w kotach. Małe, duże, grube, chude, czarne, białe, rude, szare, brązowe, z dużymi uszami, z małymi uszami, bez ogonów, z ogonami długimi jak wąż strażacki. Moja buzia była w kształcie litery U, a oczy piekły. Eleganckie biurko z ciemnego drewna, bujany fotel przed nim, wnęka na miniaturową garderobę. Wszystko było w ciepłych odcieniach kawy. Tu jest tak przytulnie i miło!
- Jak już byś zdecydowała się na tą inwestycje, to proszę, dbaj o rośliny na zewnątrz.- Po jego głosie słyszałam że wielokrotnie ćwiczył tą cześć przed lustrem, ale potem odrobine się wyluzował, gdy zaczął mówić o swojej małżonce.- To Ashlie druga największa miłość. Pierwszą są koty. Zawsze chciała mieć kota gdy była mała, ale była uczulona. Teraz jest u córki z kotem którego ma już z dwadzieścia lat. Kocha go bardziej niż nasze dziecko.- Zaśmiał się do siebie, ale po paru sekundach stał się bardziej profesjonalny.- Jak chcesz to możesz przemalować tą ścianę. W sensie, jeśli w ogóle kupisz ten dom.- O, żebyś wiedział że kupię - Sama je malowała. Robiła to rok, bo nie chciała wydawać nie potrzebnie pieniędzy, ale całkowicie nie miała do tego talentu.
- Ja uwielbiam malować, i sądzę że wyszło jej świetnie. Nie mam zamiaru tego przemalowywać. - Harry odetchnął z ulgą i starł pot z czoła. Bagaże zostały przed domem nie licząc klatki z Ariel, którą zostawiłam w salonie. - A gdzie pan pracował? I pana żona? - Chciałabym wziąć ich numer telefonu, bo coś czuje że byśmy się zaprzyjaźnili.
- Ash jako bibliotekarka, ja w szkole. Uczyłem historii. A to coś w klatce, to jakaś jaszczurka, czy co? Jak już nam się zabrało na pytania - Dodał.
- Kot - Harry posłał mi czarujący uśmiech, więc żeby nie znikł, mówiłam dalej. - Jaki ma pan numer blik? - Oczy mu rozbłysły a zęby błyszczały w jeszcze szerszym uśmiechu.
- Jade do Włoch! I do Aten! I Albani! I zobaczę wielki most chiński! I na Wyspy Kanaryjskie! - Wykrzykiwał. Jako historyk, chyba o tym marzył. Musi znać wszystkie ciekawostki o przeszłości tych państw. - 56...- Zaczął podawać śpiewnie, a ja wyjęłam telefon. Muszę zacząć pracować, bo jak jeszcze zapłacę za uczelnie to nie zostanie mi nic a nic! Mimo to, wpisałam pin i przesłałam całe dwieście tysięcy dolarów na raz. Harry podskoczył i mnie przytulił.
- Mówiłaś prawdę...
Przesyłałaby mu jeszcze, ale naprawdę się boje że mi nic nie zostanie na uczelnie.
Dobrze chociaż że buty założyłam tak w ogóle. Nie wiem czemu to mówię, ale tak mnie natchnęło. A, i No. Mam dom.
...........................................................................
Załatwiłam formalności, pożegnałem się, rozpakowałem graty i dobra energia przepełniająca moje ciało, była tak jasna, że czułam się jak gwiazda. Dawno nie byłam taka jak teraz, ale w końcu jest się z czego cieszyć.
Dałam kici picie i mojrą karmę, a ona sama wydawała się podobnie zafascynowana naszą nową sytuacją, jak ja. Po get ready with me, które bez powodu nagrałam na telefonie, czułam się o wiele bardziej świeżo. Papa słodkie wzorki i rozczochrane włosy. Dzisiaj wieczorkiem mam iść na wystawę sztuki, i jestem bardzo uradowana z tego powodu. Potrzebuje odpoczynku. Nawet nie zdarzyła zjeść śniadania, a już jest pora obiadu. Zostawiam Ariel i sprawdzam w necie gdzie najbliżej jest jakaś restauracja. Kebab u Petera. Kocham kebaba ale w tym coś czuje słabo jest ze sanepidem, a nie chce w gratisie dostać karalucha. Tak to nie ma tu za wiele rzeczy tego typu. Jakaś piekarnia pięć minut ode mnie, będę mogła brać kanapki na uczelnie, ale z większymi posiłkami pewnie u nich krucho. Został mi jedynie sklep spożywczy. Czasem chodziłam na takie zakupy z moją nianią gdy byłam mała, ale ten jest bardziej...hm, zwykły, co nie znaczy że jest gorszy. W zasadzie wydaje się fajny. Dobra, koniec gadania! Torebka, buty, drzwi, klucze. „Wyruszam w dal, wyruszam w dal." Czuje się dokładnie jak Darwin. Podekscytowana. Do czasu aż zaczynają mnie boleć nogi. Lubię spacerować, ale dziesięć minut! Pierwszy raz żal mi na ubera, ale trzeba jakoś sobie radzić. Nawet tu ładnie. Czuje się jak w jakiejś bajce, bo wszystko jest takie pastelowe. Jak w krainie jednorożców. Jeden dom jest pomarańczowy, drugi w kolorze cytryny a trzeci pistacji. Zauważyłam nawet pare rodzin zmierzających w kierunku centrum. Im to dopiero to zajmie. Obok mnie mam dom różowy, w kolorze gumy balonowej, a naprzeciwko czerwony. Wypielęgnowane ogródki z trawą bardziej zadbaną niż moje końcówki włosów, chociaż bywają też takie w których ma ona z trzy metry. Jest różnorodnie co jest miłą odmianą od takich samych budynków wokół mojego wcześniejszego domu. Tuptam i tuptam aż do tuptałam do supermarketu. Białe ściany i neonowa, podświetlana nazwa. Drzwi się przede mną nie otwierają, na co nie byłam przygotowana, więc na nie wpadam. Jakaś matka z dzieckiem w wózku i związanymi włosami, uśmiecha się do mnie.
- Skąd pani jest? - Pyta a jej bobas zaczyna się śmiać.
- Przepraszam za tą darmową komedie - Tera ona chichocze razem z nim. - Zamieszkałam tu dzisiaj i nigdy tu nie byłam. - Robi zdziwioną minę. Kupić dom w miejscu którego się nie zna, to chyba nie aż taka tragedia, nie? - Wcześniej egzystowałam na Edward st.
- Oh, to wszystko wyjaśnia. - Nie wiem o co jej chodzi. Przecież nie jestem jakaś mega dziwna. No dobra, może jestem. I jaki problem? - Ja mieszkam w tym domku w odcieniu barbie. Żółty płot, tulipany. Kojarzysz?
- To obok mnie! - Podniosłam głos co nie było zamierzone. Ale poznam moją sąsiadkę! Już ją poznaje! Taką prawdziwą! Dawno nie byłam aż tak podekscytowana. - Ja mam ten co się zlewa z niebem! Ale super! Nigdy nie miałam takich prawdziwych sąsiadów.
- Jeszcze dużo się nauczysz, młoda damo. - Puściła mi oczko, po czym weszła do środka budynku.
Z bananem na twarzy, poszłam za nią.
Było tu dużo osób. Pewnie to jedyny taki sklep w okolicy. Jedni stali przy stoiskach, czekając na skasowanie zakupów, inni jeździli wzrokiem od pułki do pułki, po czym brali to czego szukali, jeszcze inni, pakowali bułki lub warzywa, do papierowych torebek. Było tu tak...Koleżeńsko, ciepło, przyjemnie. Westchnęłam i wzięłam do ręki metalowy koszyk.
Płatki z moją twarzą. Jeśli mam być szczera, nigdy nie widziałam ich w sklepie. Nawet jak z Ani za młodu, bywałam na kupowaniu rzeczy spożywczych, albo ich tam nie było, ponieważ w sklepie były tylko najekskluzywniejsze produkty, albo nie zwracałam na to uwagi.
Od mojego małego noska i dużych ust, można by dostać kompleksów. Cóż, to wszystko to iluzja, więc ja również je mam. Czarna, kaszmirowa sukienka z dekoltem w serek i niudziakowa pomadka na ustach w szerokim uśmiechu, nie pasowały do mnie tak jak, różowa mini do gangstera. Rodzice za to, perfekcyjni aż do bólu. Tata w białej koszuli w niebieskie paski i w jeansach, trzymający mnie czule za ramię. A mama? Podkład zakrywający skórę ducha, i workowata sukienka, żeby nikt nie widział braku kilogramów. Jej oczy błyszczały jak na zdjęciach sprzed lat. Tylko inaczej. Bardziej sztucznie. Wręcz odrażająco perfekcyjnie, jakby ktoś dodał efekty specjalne na jej oczy.
Rodzina z pudełka płatków. Wspierający tata, piękna mama, dorastająca córka. Zdjęcie sprzed trzech lat, firma istnieje odkąd powstałam, a obrazki na kartonowym pudełku, zmieniają się co jakiś czas. Coraz to lepsze, i lepsze. Wyimaginowana, idealizowana, amerykańska rodzinka.
Gapie się z monotonią wypisaną na twarzy, rozmyślając o tych wszystkich chwilach gdy śmiali się do mnie, w domowych ubraniach. Były one tylko przed kamerą. Ręce mi drżą. Nie ma słów które opisywałyby to cierpienie. Nie oceniaj gdy nie znasz całej prawdy, lub nie wiesz jej w ogóle.
Anitka2005😘: Liposukcja coś nie wyszła. Jaka matka się tak zachowuje?
*36 789 osób lubi to.
Leys_my_life_178: Ta córka wygląda jakby nie chciała tam być XD. Niby się uśmiecha, ale widać że jest spięta. I spójrzcie na tego ojca, wygląda jakby ściskał jej ramie trochę za mocno. Boje się o nią...
*126 011 osób lubi to.
Love_dog_❤️: Kwas hialuronowy nie doda ci urody, kochana. Do tego trzeba mieć geny🙄.
*wszedłeś w komentarze*
- A ta sukienka? Jakby matka jej wybierała.
- Haha, pewnie tak było. Widać że ruda to nic by fajnego nie wzięła.
- A tej kobiecie po lewo, to już kolagen nie pomaga czy co?
Oczy mnie pieką, ostatnio zdarza mi się periodycznie płakać, co jest do mnie nie podobne.
- Wszystko okej, sąsiadko? - Pojedyncza łza płynie po moim policzku. Moja nowa znajoma przenosi wzrok tam gdzie ja patrzę. Nieruchomieje. - To ty? Dlatego płaczesz? Wzruszyłaś się? - Kiwam głową. Może nawet powiedzieć że wyglądam jak wiewiórka, a i tak bym przytaknęła. Jedyne czego chce to spokoju. Zakładam maskę, i rozpoczynam grę.
- Rzadko widuje to zdjęcie. Przyjechałam na studia, i tak tęsknie za nimi! - Nie wybuchaj śmiechem, nie wybuchaj śmiechem, kurde. Wymyśl coś! Szybko! - Przepraszam za to i za płacz. Przypomniał mi się pewien żart taty.
- Miałam tak samo gdy wyjeżdżałam z domu. Potem urodziłam i rodzice podeszli do tego bardzo sceptycznie. Chciałabym mieć takich otwartych rodziców! - Ja też. Patrzyła się na mnie tak jak chciałam. Uwierzyła mi. Ma dobre serce, lepsze od mojego, czarnego, zgniłego, zepsutego. - To pa kochanie. Może kiedyś dasz mi swój autograf. - Zachichotała perliście.
- Dowiedzenia! Miłego dnia!
Ludzie patrzą się raz na mnie raz na pudełko. Dziecko z lizakiem w buzi jest pełne podziwu, pan w średnim wieku przeczesuje włosy, i zerka na swoją, pewnie z 16-letnią córkę. Tylko nie to.
- Mogę zdję... - Biegnę do alejki dalej. Makaron, ryż. Tam były słodycze, więc najwyżej będę fit. Dwa pomidory, marchewki, pomarańcza. Znowu zmieniam kierunek. Jakieś losowe jogurty i mleko. Masło! Ktoś krzyczy moje imię. Słyszę odgłos pstrykanego zdjęcia. Dokupię jutro. Kasa! Czemu teraz?! Taka duża kolejka?! Idę do samoobsługowej. Jedna się zwalnia. Ja Vs jakaś losowa kobita z pieskiem w torbie. Lecę, i wygrywam, bo kobita jest widocznie starsza ode mnie. Pik. Pik. To się nie skasowało!
- Clara!
Dobra, bez mleka, i tak już nigdy tam nie wrócę po płatki. Biegnę. Ktoś mnie łapie za rękę. Ta dziewczyna. Wyrywam się pokazując jej środkowego palca.
- Pozwę cię za nękanie, nie wiesz co to szacunek? - Uciekam. Ciągle z koszykiem. Odwracam się. Wbiegłam do sklepu. Odkładam. Biorę siatkę. Wygrzebuje drobne. Dziewczyna wygląda jak ryba z rozdziawioną buzią. Daje kasjerce. Patrzy na mnie jak pakuje zakupy. Ma powiększone usta, i sztuczne rzęsy.
- Co tu się właśnie odpierdoliło? - Zadaje sobie takie same pytanie.
- Reszty nie trzeba. - Minuta. Dwie. Trzy. Wiatr we włosach. Cztery. Skurcz. Jestem.
...........................................................................
Pomidory są świeże. Chyba malinowe. Myje je delikatnie. Woda z kranu przezroczysta, taka sama jak w moich oczach. To za dużo. Czerwony, kolor krwi. Biorę nóż. Ostry. Sprawdzam pod palcem. Strużka bordowego płynu wylewa się spod skóry. Przepłukuje i kroje warzywa. Kładę na talerz który znalazłam w szafce. Teraz powiedzenie „krew się przelała", jest prawdziwe. Moje kąciki uginają się do góry. Zabawne. Było to zamierzone czy przypadkowe. Dla własnego dobra wybrałam drugą opcje. Spożywam moje jedzenie, w ciszy. Teraz mój palec i pomidorek, są tego samego koloru. Idę do zlewu. Myje go. Kończę jedzenie. Anemia. Cóż za piękne słowo.
YOU ARE READING
Początek końca
Teen FictionDziewczyna z dużego miasta i chłopak z małej wsi spotykają się w muzeum sztuki mając podobne cele. Stają się przyjaciółmi dopóki nie zaczynają rozumieć że są dla siebie konkurencją, czy ich relacja to przetrwa? Czy staną się kimś więcej? Na dodatek...