Part 1

189 9 3
                                    

                                                                   Alejandro Ramirez 

                                                          ( Ciudad de Mexico ) Meksyk 

                                                   ( stolica i dystrykt federalny Meksyku )

Urodziłem sie 27 lat temu w Meksyku i od dziecka mieszkam w stolicy. Moja matka pochodziła ze Stanów, ojciec urodził sie tutaj. Poznali się gdy moja matka przyjechała do stolicy do znajomych. Zauroczył sie jej blond włosami, niebieskimi oczami i dumny był z tego, że poderwał Amerykankę. Matka biorąc z nim ślub nie wiedziała na jakie życie sie zgadza. Myślę, że po latach małżenstwa z moim ojcem żałowała tej decyzji. Rodzinę w której sie urodziłem nie można było nazwać wzorową.

Ojciec odkąd pamiętam zajmował się domami publicznymi ze striptizem. Budował swoje imperium i z czasem powiększał swoje wpływy. Zdradzał matkę z kurwami które sie przez nie przewijały. 

Matka też nie była mu dłużna. I nie dziwie się jej. Szukała uczuć na bolu, bo ten od kogo powinna je dostawać miał ją po prostu gdzieś. Miłość do matki szybko mu przeszła, a zastapiła ją obojętność. Na chuj miała się łudzić, że ojciec się zmieni.

Odpłacała mu się z nawiązką , nawet nie zliczę ile kochanków przewinęło się przez dom. Nawet specjalnie się z tym nie kryła. A może próbowała w ten sposób sprawdzić, czy ojciec będzie zazdrosny. Chuj wie.

No i taki przykład dali mi oboje i w takim otoczeniu się wychowałem. Nie mogę zaprzeczyć jednemu - kochała mnie i w jakimś stopniu próbowała mnie dobrze wychowywać. Zmarła na raka niedługo po moich 18 urodzinach.

Ojciec jak to ojciec, mało go to obeszło.

Po liceum poszedłem na studia w Stanach, mogłem mieć na to wylane , od razu przyuczać się do tego co robi ojciec, ale chciałem studia zrobić sam dla siebie. Zanim utknę w światku mojego ojca. Poszedłem na zarządzanie.

Studia jak to studia, życie w bractwie, zaliczanie lasek i chlanie. Z przerwami na naukę. Przynajmniej tak było przez pierwsze dwa lata, do czasu aż poznałem Marię. Pochodziła z Meksyku tak jak ja. Jej rodzice nadal tam mieszkali, ona u ciotki w Stanach. I to był ten jeden , jedyny raz kiedy kochałem. Ta gorsza część mnie , ta ciemna strona mnie, na ten czas kiedy byliśmy razem przestała istnieć. Maria potrafiła wyciągnąć ze mnie to co dobre, to co moja matka we mnie widziała.

Na ostatnim roku studiów okazało się, że jest w ciąży. Musze przyznać, że byłem przerażony, co ja wiedziałem o dzieciach ? Nic, ale postanowiłem, że jej nie zostawię. Byliśmy w tym oboje razem.

Ociec dostał wkurw. Darł mordę , o tym jaki to nieodpowiedzialny jestem, że zrobiłem sobie bachora. Chciał żeby Maria usunęła. Wtedy po raz pierwszy postawiłem się ojcu. Nie będzie wpierdalał się w moje życie.

Jaka była jego reakcja ?

Cytuję - jak chcesz się bawić w dom z jakąś dziwką to się baw. Prędzej czy później zrobi Cię w chuja. Każda jest taka sama. A poza tym masz pewność , że to Twoje ? Kurwa i to cały mój ojciec.

Robiliśmy z Marią plany na przyszłość, ale jak to bywa życie wszystko weryfikuje. Nie patrzy czy ktoś zasługuje na to co mu daje i często nie patrzy jakie jest niesprawiedliwe.

Do skończenia studiów został nam rok. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu w okolicach kampusu. Nie chciałem brać od ojca kasy na coś lepszego, postanowiłem że będziemy żyć skromnie, ale za swoje. Dorabiałem i uczyłem się.

Maria akurat była w odwiedzinach u rodziców w Meksyku, gdy jakiś pijany fiut wpadł na pasy i ją potrącił

Była wtedy w 7 miesiącu ciąży. Szybko zabrali ja do szpitala, niestety musieli zrobić cesarkę, aby ratować dziecko. Moja Maria leżała jeszcze kilka dni na Oiomie, ale nie dała rady, za duże obrażenia wewnętrzne. Odeszła cicho w nocy leżąc kilka sal dalej od miejsca gdzie w inkubatorze leżała nasza córka.  Nie miała możliwości zobaczyć córki i przytulić jej do właśnej piersi. 

Leciałem do Meksyku zrozpaczony, że już jej nie zobaczę i w strachu o moja córkę. Tak, urodziła mi się córka. Z racji, że urodziła się w 7 miesiącu, musiała leżeć w inkubatorze.

Gdy dotarłem do szpitala, wprowadzili mnie do kostnicy. Leżała tam taka zimna, jak nie moja Maria. Wtedy po raz pierwszy i ostatni płakałem. Pocałowałem ja po raz ostatni. Miała takie zimne usta, to nie były usta mojej Marii, tamte były ciepłe, całowały mnie delikatnie z pasją. Mówiły o miłości do mnie i doprowadzały do rozkoszy. Te tutaj były martwe i zimne.

Nie chciałem jej takiej pamiętać, takiej martwej, chciałem pamiętać jej śmiech, jej oczy pełne miłości gdy na mnie patrzyła. Jej wielką radość gdy dowiedziała się, że zostaniemy rodzicami, to jak śpiewała naszej córci do brzucha mówiąc, że dzieci w brzuchu matki wszystko słyszą i pamiętają. Chciałem pamiętać jej zachcianki gdy w nocy wysyłała mnie do sklepu po pikle i lody. Chciałem zapamiętać to co dobre, a nie jej obraz na zimnym , metalowym stole.

Musiałem ją pożegnać na zawsze i zatrzymać w sobie te najszczęśliwsze wspomnienia o niej. miałem jeszcze córkę, którą musiałem się zająć, inaczej nie wiem czy bym nie poszedł za swoją Marią. 

Kochanie obiecuję Ci, że naszej córce niczego nie zabraknie i zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Będę jej o Tobie opowiadał , tak aby Cię zawsze pamiętała.

Wyszedłem z kostnicy aby zobaczyć moją córcię.

Leżała w inkubatorze, gdy ją zobaczyłem, nie mogłem uwierzyć jaka jest drobniutka. Patrzyłem na nią przez szybę inkubatora i obiecałem jej , że zrobię dla niej wszystko. Chciałem ją złapać za te malutkie paluszki aby poczuła, że tata jest przy niej, że nie jest sama. Ale nie mogłem.

Dotknąłem szyby inkubatora, aby choć trochę czuła moją obecność i powiedziałem

Będziesz miała na imię Carmelita. Myślę, że Twojej mamie by się spodobało to imię. Teraz to Ty będziesz całym moim światem kochana córeczko.

W tym momencie musiałem dorosnąć. Stać się odpowiedzialny już nie tylko za swoje życie , ale i mojej córki. Miałem jeszcze miesięcy  studiów. Musiałem je skończyć. Rodzice Marii postanowili mi pomóc. Gdy już mogłem zabrać córkę do domu, zawiozłem ją do dziadków. Obiecali że do czasu aż skończę studia, będą o nią dbali. Odwiedzałem moją córcię tak często jak mogłem, ciągle byłem w kontakcie z jej dziadkami. Pomagałem im finansowo. Na szczęście ojciec nie odciął mnie od kasy. Niestety musiałem przełknąć swój dumę i kase ojca, aby zapewnić mojej córce wszystko co najlepsze.

Choć w tym jednym się przydał, bo dziadek z niego był gówniany. Po skończeniu studiów wróciłem do Meksyku z moja córcią, zamieszkałem w hacjendzie ojca i zajałem się swoją córeczką. Ojciec przyjał mnie pod swoj dach, ale nigdy nie uznał Carmelity za swoją wnuczkę. 

I tak powoli wchodziłem w świat ojca pełen brudu i podejrzanych interesów. 


Uwiedziona przez diabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz