Blizna (Shadowpeach)

151 4 1
                                    

Zielona polana. Promienie słońca starannie ją nagrzewały. Kwiaty, które na niej rosły, pieły się do góry jakby chciały mieć wszystkie promienie słońca tylko dla siebie. Pszczoły i motyle posilały się ich słodkim nektarem. Ptaki śpiewały najróżniejsze pieśni a małpki szalały na drzewach dokazując od czasu do czasu. Właśnie na tym krajobrazie przekomarzały się dwie mistyczne małpy. Turlały się, fikały koziołki, siłowały się i cały czas głośno się śmiały. W końcu kiedy się zmęczyły, położyły się pod pobliskim drzewem. Rudowłosy był oparty o pień drzewa plecami a między jego nogami ulokował się czarno-futrzasty. Lekki wietrzyk poruszał koroną drzewa, wywołując spokojny szum liści. Wukong głaskał sześcioucha po włosach gdy ten patrzył na fruwające ptaki. Słońce dokładnie przyglądało się twarzy Księżyca. Ten promienny uśmiech, który rozjaśnia wszelkie smutki, te fioletowe ślepia, które uwielbiały patrzeć na swojego króla, uszy, które mieniły się korolami zorzy polarnej. Uszy, które bohater uwielbiał głaskać. I te miękkie, czarne jak noc futerko. Było miękkie i zawsze starannie ułożone. Wukong mógł patrzeć na tę twarz całymi godzinami. Czuł jak jego serce zaraz eksploduje z miłości. Ostrożnie pochylił się nad głową kompana i zaczął mu składać delikatne pocałunki na twarzy. Na czole, policzkach i na nosie. Kiedy w końcu połączył swoje wargi z Księżycem, ten odwzajemnił pocałunek. Nikt nie wie jak długo to trwało ale dla małp to nie miało znaczenia. Liczyli się tylko oni.
-Kocham cię, Mango. - powiedział rudzielec, opierając się znów o pień. - I obiecuję, że nie pozwolę żeby ktokolwiek cię skrzywdził.

                          ☀️🌙

Makak otworzył oczy gwałtownie wstając. Udało się znów był żywy! Jednak jego entuzjazm znikł szybko kiedy dotknął swojej blizny. Jak grom z jasnego nieba uderzyła w niego masa wspomnień. Wspomnień, w których on i jego morderca obiecywali sobie pomagać, chronić się nawzajem i być razem choćby nie wiem co. Oraz to wspomnienie jak jego przyjaciel stoi nad nim ze swoim kosturem i wbija mu go w oko jednocześnie syłając go do mrocznego Dyiu. Na to wspomnienie Makak gwałtownie przyłożył swoją rękę do blizny głośno dysząc. Po szoku sześcioucha ogarnął gniew. Zacisnął pięść i walną nią o ziemię zostawiając ślad na podłożu. Nagle do jego uszu dobiegł dziwny szept. Spojrzał w stronę dźwięku i ujrzał biały klucz z czaszką. Mihou wpatrywał się w klucz przypominając sobie kto mu pomógł się wydostać. Ta koścista jędza chciała sobie z niego zrobić marionetkę, chciała żeby był na każde jej skinienie. Chciała go wykorzystać jak ten samolubny rudzielec!
-Pierdol się! - krzyknął Makak,po czym wstał i pobiegł przed siebie. Myśli wirowały mu jak szalone, przeszłość, porzucenie, uwolnienie. W końcu Makak się zatrzymał w środku ciemnego lasu, usiadł pod drzewem by wszystko przemyśleć. Był martwy, ale teraz jest żywy. Żywy ale z długiem. Chociaż, jeśli nie wypuści tej szmaty wszystko będzie dobrze... Dobrze, dobrze, dobrze?! Jak miało być dobrze?! Gdzieś tam jest ten morderca, który go porzucił, który go zabił, który nigdy po niego nie przyszedł! Nie, nic nie będzie dobrze puki ta małpa nie zostanie ukarana.
-Zapłacisz mi za to wszystko Wukong... - dotknął opuszkami palców swoją bliznę. -... Obiecuję ci to.

Słodkie uczucie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz