Deszcz (Shadowpeach)

145 8 1
                                    

To był słoneczny dzień. Słońce było wysoko i świeciło tak jak tylko ono potrafi. Małpki dokazywały a ptaki śpiewały przeróżne pieśni. Idealna pogoda na zbieranie brzoskwiń. Monkey king siedział na gałęzi swojego brzoskwiniowego drzewka i zbierał owoce do dużego, wiklinowego koszyka. W końcu kiedy kosz był już po brzegi pełny, rudzielec zrzucił go na ziemię by po chwili samemu zeskoczyć z gałęzi. Otrzepał ręce i spojrzał na koszyk ale zamiast koszyka widział trawę.
,, Co jest? "-pomyślał. Był pewien, że właśnie w tym miejscu odłożył koszyk. Zdezorientowany Król zaczął się rozglądać w poszukiwaniu kosza. W końcu go dostrzegł, jakiś kilometr od siebie. Podszedł do niego i kiedy miał go już podnieść, nagle coś walnęło go w tył głowy. Odwrócił się ale jedyne co zobaczył to mały kamyk przed nim. Spojrzał na kosz ale ten znowu zniknął.
,, Co jest kurwa? "-pomyślała wkurzona małpa.
Przeszukał całe podwurko ale po brzoskwiniach nie było ani śladu. Przyszło mu do głowy jeszcze jedno miejsce, którego nie sprawdził. Poszedł na urwisko na, którym często przesiadywał z MK'em i właśnie tam ujrzał ten przeklęty kosz. Powoli szedł w jego kierunku, ale kosz znowu zniknął tylko, że tym razem pod koszem pojawił się cienisty portal, który po chwili pochłonął kosz. Wukong stał w miejscu dobre parę sekund aż w końcu z jego ust padło:
-Makak! Do mnie ale już!
Po tym rozkazie przed rudzielcem pojawił się kolejny cienisty portal, z którego wyszedł sześcioichy.
-Wołałeś? - spytał Liu'Er, z tym swoim psotnym uśmiechem.
-Nie żartuj sobie ze mnie tylko mi powiedz gdzie one są! - warknął rudzielec.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Makak...
-Naprawdę nie wiem. - odrzekł Liu'Er ale pod jego nogami zaczął pojawiać się portal.
Wukong widząc to rzucił się prosto na czarno-futrzastego. I to był kuźwa błąd. Nie minęła chwila i już oboje staczali się z urwiska pojękując głośno. Na dodatek tak się rozpędzili, że potoczyli się jeszcze dobry kawałek po polanie. Gdyby nie to, że oboje byli nieśmiertelni na pewno złamaliby sobie wszystkie kości. Kiedy się w końcu zatrzymali jak na znak odsunęli się od siebie. Ich ubrania były w kurzu, włosy potargane i gdzieniegdzie były wplątane liście oraz trawa. Oboje patrzyli na siebie gniewnie a ich klatki opadały i unosiły się. Po chwili jednak oboje ryknęli głośnym śmiechem.
-To było niezłe. - skomentował Wukong siadając po turecku.
-Ta, nie przemyśleliśmy tego. - odparł Makak, drapiąc się w kark.
-W ogóle dlaczego przyszedłeś?
-Nudziło mi się a poza tym tęskniłem za tobą brzoskwinko.
-Ja za tobą też mango.
Król przytulił swojego wojownika a ten odwzajemnił uścisk. Słońce wchłaniało z przyjemnością zapach swojego Księżyca. Za to czarno-futrzasty dał się wciągnąć w rytm bijącego serca jego partnera. Trwali tak aż w końcu z nieba zaczęły spadać pojedyńcze krople deszczu. Na początku żaden z nich nic nie zauważył ale kiedy deszcz przybrał na sile, odsunęli się od siebie.
-Kurwa! Zapowiadali dzisiaj słońce! - wrzasnął Wukong, patrząc w niebo.
-Typowa prognoza pogody. - skomentował Makak. - Nie wiem jak ty ale ja się już dziś kąpałem więc jeśli nie chcesz wracać z buta to chwyć się mnie.
Jak powiedział wojownik tak król zrobił, i już po chwili znaleźli się w chatce jej wysokości.
Kiedy obie małpy się otrzepały, Wukong poszedł do kuchni żeby zaparzyć herbatę. Na stole czekał na niego kosz pełen brzoskwiń. Uśmiechnął się na ten widok po czym zaczął przyrządzać herbatę. Kilka minut później wrócił do salonu z gorącymi kubkami. Makak siedział na kanapie i starał się pozbyć liści i trawy z sierści.
-Pomogę ci. - zaproponował Wukong, odkładając kubki na stolik.
Deszcz szalał na zewnątrz ale obie małpy były zajęte muskaniem sobie futra.

Słodkie uczucie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz