Okrutność losu

114 11 2
                                    


  Krople deszczu stukały o czarne parasole zgromadzonych ludzi. Wszyscy dopasowani kolorem do swych parasolek, pogrążeni w smutku i cichych szeptach między sobą. Ludzie jak to mają w zwyczaju, zawsze plotkują, zwłaszcza na pogrzebach. Na mównicy stał białowłosy mężczyzna czekając jeszcze na parę ważnych osób, w tym jego młodszą siostrę. Od śmierci ich rodziców minęło raptem kilka dni, a świat zmienił się nie do poznania. Neuvillette sam nie pamiętał kiedy ostatni raz on i Furina tak bardzo się unikali. Powinien respektować jej zachowanie, w końcu jest tylko dzieckiem, które właśnie straciło rodziców. Z drugiej jednak strony, jako starszy brat chciał odbyć z nią dość poważną rozmowę, której ta zawzięcie unikała. Stąd też mimowolnie chyba pogodził się z tym, że nie dostrzeże jej na pogrzebie i będzie musiał sam wszystkim się zająć. Odczekał jeszcze dobre piętnaście minut, jednak nie widząc dziewczyny nigdzie w tłumie pozwolił sobie na rozpoczęcie pożegnalnej ceremonii.

– Dziękuję państwu za przybycie. Zgromadziliśmy się tutaj, aby uroczyście pożegnać Ereca oraz Roselle Larue...moich rodziców. – powiedział przyjmując pewną siebie postawę.

Po zakończonym przemówieniu goście zaczęli w mniejszych grupach podchodzić do trumien, aby ostatni raz pożegnać się z martwymi. Białowłosy grzecznie starał się zamienić z każdym kilka słów, niekoniecznie na temat śmierci. Unikał również odpowiedzi na pytania pdt. Jak sobie z tym radzi, co z Furiną, lub co będzie z kancelarią jego ojca. Jeśli czegoś rodzice go nauczyli, to tego aby publicznie nie podawać o sobie żadnych informacji, dopóki to nie jest konieczne, tego się też trzymał. Zbywał nachalnych publicystów lekkim, sztucznym uśmiechem, bądź krótkim "Proszę się nie martwić". Nikt tak naprawdę nie wiedział jak bardzo cierpi w środku, tak mu się przynajmniej mogło wydawać. Z daleka obserwował go równie młody co on, detektyw tamtejszej policji. Znał całą tę sprawę aż za dobrze. Okoliczności, czas, oraz miejsce zgonu umiałby powiedzieć z pamięci. Z jego obserwacji wynikało jedno, jego osierocony rówieśnik, albo nie przepadał za rodzicami, co przeczyłoby jego zeznaniom, albo dobrze grał przed ludźmi. Jako osoba w żałobie powinien być smutny, przygaszony, nawet zrozpaczony! Wówczas nie zanotował niczego takiego, tylko powaga i wyuczone maniery. Widząc, że mężczyzna w końcu chyba pożegnał się z każdym już chciał do niego podejść, jednak ten udał się w kierunku otwartych trumien. Dla Wriothesley'a, był to jasny znak, że teraz nie powinien mu przeszkadzać. Na pewno jeszcze kiedyś razem porozmawiają.

W tym samym czasie błękitnooki zaciskał palce na brzegu drewnianej trumny, która była ułożona na katafalkach. Pojedyncze łzy powoli spływały po jego zaróżowionych od zimna policzkach. To była ostatnia taka chwila, gdzie mógł sobie pozwolić na płacz przy rodzicach. Deszcz wręcz mu sprzyjał, gdyż dzięki niemu nikt nie mógłby go podejrzewać o chwilę słabości. Ten ostatni raz pożegnał się z rodzicami, następnie obserwował w ciszy jak kapłan powoli zamyka wieka trumien, a następnie z pomocą grabarza chowają je do wcześniej wykopanych dołów. Po przykryciu ich ziemią, na obu niewielkich wzniesieniach ułożył uprzednio przygotowane kwiaty.

–Będę często przychodził, przyprowadzę ze sobą Furinę, żebyście mogli zobaczyć na jaką cudowną damę wyrośnie. Obiecuję, że was nie zawiodę – powiedział sam do siebie. Chwilę jeszcze postał przed świeżymi grobami, po czym udał się beznamiętnie w stronę niewielkiego dworku, w którym mieszkał. Chciał chociaż zobaczyć swoją siostrę. W końcu teraz to jego jedyna rodzina, a to Neuvillette traktował bardzo poważnie.

Na miejscu dopadła go druzgocąca cisza, która była rzadkością w tym domu. Ktoś się zawsze gdzieś plątał głośno przy tym rozmawiając z osobą z drugiego końca domu. Dwa czarne koty beztrosko plątały się między nogami, a służba z uśmiechem zagadywała mieszkańców, dzisiaj jednak była tylko cisza. Nikt nie biegał po domu, nikt nie rozmawiał w wesoły sposób. Wszyscy pochowali się w swoich kontach. Nie mógł nikogo za to winić. Jego rodzice cieszyli się wielkim szacunkiem i dobrą opinią wśród większości mieszkańców. Mało było osób, których faktycznie ich nie lubiło ( o ile nie byli skazańcami). Nic więc dziwnego, że wszyscy byli dotknięci ich stratą.

–Wróciłem– zakomunikował nieco głośniej, aby służba (oraz może jego siostra) mogli go usłyszeć. W mgnieniu oka pojawiła się przy nim wysoka, ciemnowłosa dziewczyna, która zajęła się jego garderobą.

–Clorinde, to nie jest jedno z twoich zadań– mruknął, mimowolnie podając jej beżowy płaszcz. Dziewczyna spojrzała na niego jak zwykle tym samym przygaszonym wzrokiem.

–Pan wybaczy, od teraz jestem waszą najbliższą podwładną. Cokolwiek jest potrzebne, jest moim obowiązkiem wobec Pana oraz Panienki Furiny– odpowiedziała lekko się przy tym kłaniając. Neuvillette osobiście nie popierał tak oficjalnego tonu między ludźmi, którzy jednak znali się już parę dobrych lat. Clorinde nie była tylko ich pracownicą w domu, ale również kimś, kogo najprędzej nazwałby przyjaciółką, tudzież kimś kto jest na tyle lojalny i bezinteresowny, że zaskarbił sobie jego zaufanie.

Na odchodne posłał dziewczynie blady uśmiech, następnie udał się w stronę pokoju swojej siostry. Od razu po zapukaniu w białe, drewniane drzwi, uchylił je lekko pozwalając sobie zajrzeć do środka.

–WYNOCHA!– krzyknęła dziewczyna siedząca na baldachimowym łóżku owinięta kołdrą. –WYNOŚ SIĘ W TEJ CHWILI!–dodała tym samym tonem widząc brak reakcji swojego brata. Ten natychmiast się wycofał, zamykając za sobą drzwi. Co zrobił nie tak? Może dzieci tak reagują, przy stracie? To nie zagadnienie prawne, żeby znał na nie odpowiedź. Prawdę mówiąc, to była jedna z jego słabych stron, relacje między ludzkie i ich znaczenie. Owszem, kochał swoją rodzinę, ale co więcej? Często nie rozumiał humorków młodszej dziewczyny. Jego klienci też często bywali dla niego dziwną zagadką. Całe szczęście, w sądzie patrzył na prawo, które było dla niego jasne jak słońce. Gdyby przyszło mu rozważać przy tym wszystkie uczucia i ich znaczenie, te wyroki nigdy nie doszłyby do skutku.

Zdezorientowany i przygaszony udał się do gabinetu swojego ojca, który teraz pewnie będzie należał do niego. Niewielki pokój, z dwiema ogromnymi biblioteczkami po bokach. Na środku leżał dywan z niedźwiedziej skóry, a zaraz za nim stało mahoniowe biurko, na którym stała niewielka złota waga. Cały pokój owiewał elegancją i wyczuciem. Nie raz to właśnie tutaj jego ojciec przyjmował swoich klientów. On wolał tego nie praktykować i kategorycznie oddzielać dom od pracy. Zasiadł niepewnie na mosiężnym fotelu zdobionym w różne wzory. Minie sporo czasu, zanim się przyzwyczai do tego pokoju. Był na pewno większy i bardziej praktyczny niż ten jego w kancelarii. Na biurku widniała niewielka, metalowa tabliczka z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem jego ojca. Powinien się jej pozbyć, czy może ją zostawić? Wszystko tutaj przypominało mu o nie żyjącym mężczyźnie. Nawet sam ciemny klimat pokoju! O ironio, on sam dużo lepiej czuł się w dobrze oświetlonych pomieszczeniach z jasnym umeblowaniem. Z czasem będzie musiał udać się do notariusza, aby odczytać testament. Nie miał wątpliwości, że to on dostał kancelarię i posiadłość, a póki Furina nie była pełnoletnia, tymczasowo miał władzę nad wszystkim. Mimo to, wolał się jednak upewnić.  Prawa nie może zgadywać, czy się domyślać, trzeba je znać o każdej porze dnia i nocy. 

Ciężko dokładnie oszacować ile czasu spędził w gabinecie. Na pewno więcej niż godzinę, co samo w sobie go zaniepokoiło, gdyż nie miał tendencji do jak to jego siostra mawia "odpływania".  Po opuszczeniu gabinetu podjął kolejną próbę rozmowy z siostrą, która również zakończyła się fiaskiem. Skończyło się na tym, że przyniósł jej kolację i nakazał wcześnie iść spać. Wahał się czy nie powiedzieć czegoś jeszcze, na przykład, że jeśli będzie chciała to może do niego przyjść, ale uznał to za zbędne. Furina i tak wchodziła wszędzie gdzie chciała, niezależnie czy jej obecność była akurat chciana. Stąd liczył na to, że to raczej zbyt oczywiste, aby jej o tym przypominać.  Nawet nie zdawał sobie sprawy, że nie traktuje jej ani jak dziecko, ani jak dorosłej. W większości przypadków, chciał aby jego siostra była bardziej domyślna, po czym zamartwiał się jakby miała pięć lat.

O ironio, mimo swojej prośby do siostry, on sam udał się na spoczynek dopiero około drugiej w nocy. Problemy ze snem to nie jego bajka, ale bycie zarobionym i nie szanowanie swojego czasu już jak najbardziej. Czuł, że nie ma prawa narzekać na swoje obowiązki, których jego zdaniem nikt za niego nie zrobi. Tylko on może segregować listy, mimo służby, tylko on może sprzątać, mimo sprzątaczek. Tylko on może to wszystko ogarnąć bez narzekania, do samego końca. W ten oto sposób, naprawdę stał się odpowiedzialnym Panem swojego domu.  


//

Witam wszystkich obłąkanych <3 

Let justice be served|| Neuvillette x WriothesleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz