Leżałem przez naprawdę długi czas... Nie czułem za bardzo na czym i nie wiedziałem co się ze mną stało...jedyne co pamiętam to że upadłem w pomieszczeniu z tymi potworami...powoli odzyskiwałem czucie i otworzyłem oczy...chwilę to trwało zanim przyzwyczaiłem się do tego światła...zauważyłem że leżałem na czymś zielonym a w dotyku przypominało trawę? Albo dywan... Sam nie wiem...obok mnie znajdowała się doniczka z nie małym drzewem które sięgało ledwo do sufitu a jego korzenie wystawały z doniczki która z tyłu była pęknięta...na podłodze leżały też książki różnego rodzaju ale nie było ich za dużo...rozglądając się po pomieszczeniu nie zauważyłem na początku że obok mnie leżało parę owoców i mała żółta karteczka z dobrze znajomym stylem pisma...
Po zobaczeniu tych owoców którymi były same pomarańcze albo mandarynki poczułem głód...ale wygrała ciekawość i musiałem najpierw spojrzeć co było na karteczce"moje gratulacje człowieku! Udało ci się przeżyć! Zostawiłem ci trochę owoców jak byś zgłodniał...jesteś niedaleko biblioteki i nie zostało ci już dużo... Podpowiedź do kodu od drzwi znajdziesz w następnym pomieszczeniu jak przejdziesz przez balkon...następnym razem widzimy się już na miejscu"
Po przeczytaniu karteczki od razu zabrałem się za jedzenie tych soczystych owoców który smakowały naprawdę dobrze może to przez to że pierwszy raz je jem? Albo może że poraz pierwszy coś wogóle jem...
Nie ważne... Najważniejsze że w końcu zaspokoję zwój głód i odzyskam nieco sił...kiedy już zjadłem wstałem i się przeciągnąłem czując i słysząc jak strzeliło mi w kościach troche...spojrzałem na drzwi które prowadziły na balkon ale wpierw podszedłem do tych drzwi które były zamknięte na kod jak większość drzwi w tym budynku...rozumiem że to dla bezpieczeństwa ale to już przesada... Kod do drzwi był czyero cyfrowy a zgadywać nie było sensu...udałem się na balkon...podchodząc do drzwi otworzyły się automatycznie i powiało chłodem z zewnątrz przez co dostałem gęsiej skórki...zauważyłem że była noc albo wieczór... Byłem ostrożny jak wychodziłem na balkon ale na szczęście nic mnie nie zaatakowało... Jedyne co mnie interesowało to to skąd się wzięło tyle kartonów na tym balkonie...na drugim końcu balkonu pewnie są drzwi...mam nadzieję że te kartony nie stanowią czegoś w rodzaju barykady albo czegoś by powstrzymać coś co mogło by się tu dostać...podszedłem do barierek i zerknąłem na sam dół... Nie widziałem nic poza częścią tego wieżowca idącego w dół...wyglądało to tak jak by budynek wyrastał z ciemności albo ciemnych chmur...spojrzałem w górę i widziałem dalszą część budynku ale było widać gdzie się on kończył i najwidoczniej będę musiał się namęczyć by zejść z niego na sam dół by z tąd uciec...ale wracając wróciłem do tych kartonów i zacząłem powoli je przesuwać tak by zrobić sobie przejście na drugą stronę...nie były ciężkie te kartony ale jedka były czymś wypełnione w środku...nie bardzo mnie ciekawiło co było w nich więc poprostu nie myślałem o tym więcej i przesuwałem te kartony na boki robiąc sobie ładne przejście...kiedy chciałem pchnąć karton do przodu nie mogłem tego zrobić bo coś blokowało go z drugiej strony...podskoczyłem i nic za nim nie było więc nie rozumiałem co mogło by go blokować...więc pchnąłem go znowu i efekt był ten sam...starałem się pchać go mocniej... Nie mogłem pozwolić żeby kawałek tektury ze mną wygrał...po chwili pchania moje ręce zrobiły dziure w kartonie... Czułem że w środku były same papiery albo dokumenty...w sumie na jedno wychodziło...Wyjąłem ręce z kartonu i poprostu się poddałem... zacząłem odrywać kartony które były obok tego i one dały się pchać ale kiedy byłem za kartonem tym który ze mną wgrał zauważyłem że na nim były białe ślady tek cieczy... Zrozumiałem że ktoś jednak musiał pomóc temu kartonowi zostać nieruszonym...mam nadzieję że nikt się tu nie kryje... Mam już dość zabaw z tymi bestiami...póki nie było tego potwora ruszyłem dalej i byłem już na drugim końcu balkonu...miałem już wejść do środka pokoju w którym miał znajdować się kod ale kiedy zbliżyłem się do drzwi one się otworzyły a w nich był leopard o pięknym śnieżno-białym futrze i patrzył na mnie w bez ruchu... Czułem że znów będzie nieprzyjemnie...powoli zaczynałem się cofać a leopard również powolnym tępem zaczął się zbliżać do mnie...znajdowałem się już przy kartonach i zasłoniłem przejście które sam zrobiłem...Nie trwało to długo a ta kreatura odsłoniła sobie zasłonięte przejście...czułem teraz że miałem duży problem...Ruszyłem w głąb tego małego labiryntu pudeł gdzie ścieżki trzeba było sobie samemu zrobić...co chwilę albo pchałem, odsłaniałem i zakrywałem kartonami przejścia albo je tworzyłem...raz w lewo raz w prawo tak by zmylić tego leoparda ale on nie dał się zwieść i zawsze był za mną a jedyne co mnie dzieliło od niego to kawałek tektury wypełnionej papierami... Nie zauważyłem kiedy ale zatoczyłem koło i znowu byłem przy wejściu skąd wyszedł tamten leopard... Nie zastanawiałem się długo i wszedłem do tego pomieszczenia z nadzieją że ten potwór nie wejdzie tu...na moje szczęście tak się nie stało...zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu za tym kodem... Ten pokój nie różnił się niczul praktycznie od tamtego gdzie się obudziłem na dywanie... Jedynymi różnicami było to że nie było więcej drzwi poza tymi jednymi i był plakat z niebieskim kółkiem na czarnym tle i mniejszym szarym gdzieś z boku...niebieskie koło było podpisane jako "Earth" a szare "moon"... Nic mi ten plakat nie mówił więc kodu zacząłem szukać na półkach gdzie były różne książki które przyglądałem na szybko szukając małej karteczki z kodem albo czegoś w tym rodzaju...szukałem pod lekko presją bo przecież ten śnieżny leopard mógł wejść tutaj w każdej chwili a ja nie miałem do kąd uciec...po dłuższym czasie przeglądania książek nie tylko tych na półkach ale tych na podłodze nic nie znalazłem... Nawet jakieś małej podpowiedzi na temat kodu ale nic... Kompletnie nic nie...przyglądałem się ścianą trochę z nadzieją znalezienia kartki ale jedyne co zauważyłem to małą kamerę która znajdowała się w rogu przy suficie... Czyli ktoś mnie obserwuję albo kamera nie działa...chodź mogło by jeszcze tak być że kamera działa ale nie ma kto mnie obserwować a te kreatury zapewne nie są na tyle mądre by korzystać z kamer...
Minęło naprawdę sporo czasu w poszukiwaniu tego kodu...każdą książkę przejrzałem parę razy...nawet odsunąłem szafki z półkami i zajrzałem za plakatem ale dalej nie było kodu... Dopiero teraz zrozumiałem że może chodzić o coś na tym plakacie...o chodziło tu o księżyc..."m" mogło być trójką bo miało trzy ramiona a poza tym wyglądała na taką trójkę na boki "o" pewnie było to zero a "n" dwójką...innego pomysłu nie mam... Teraz trzeba było by wrócić do panelu a co najważniejszy żywym i nie zauważonym...Wyjrzałem na balkon i nigdzie nie widziałem tego leoparda...wziąłem jeden karton i położyłem go na boku i wspiołem się na niego a potem na wyższe kartony... Widziałem jak śnieżno-biała kreatura była pomiędzy tymi kartonami więc zacząłem skakać po kartonach ale to był fatalny pomysł... Na pierwszy karton który skoczyłem zapadłem się w nim i przewróciłem się z nim... Wyprałem z niego kiedy boczną ścianką uderzył o ziemię...napewno ta bestia to zauważyła albo usłyszała więc szybko się podniosłem i próbowałem ogarnąć gdzie on jest...po chwili usłyszałem że kartony się przesuwały niedaleko mnie z lewej strony więc mniej więcej wiedziałem gdzie jestem... I ruszyłem pchają kartony w stronę pokoju do którego teraz zmierzam ale leopard nie dawał za wygraną i gonił mnie... Z każdą chwilą czułem że jest coraz bliżej i że zaraz mnie dopadnie...teraz dopiero odczuwałem stres całej tej sytuacji... Mam wrażenie że wcześniej on się ze mną bawił bo teraz widać że na serio chce mnie dopaść...Może te kartony to jego dzieło a ja je mu popsułem i zniszczyłem jeden z nich...ostatni karton pchał się łatwiej i przewróciłem się kiedy już dzieliła mnie prosta droga do drzwi za którymi mogłem czuć się bezpieczny ale kiedy wstałem i się podniosłem leopard wyskoczył z nad kartonów zasłaniając mi drzwi...i podbiegł do mnie a ja cofnąłem się do barierek... To był mój błąd...plecami dotykałem już zimnego metalu poręczy a tuż przede mną był ten potwór...złapał mnie i przycisnął do barierki... Serce zaczęło mi bić jak szalone a w myślach miałem już że to jest mój koniec... Dotyk teko leoparda był ciepły jak na ciecz ale był też miękki i puszysty przez to futro które miał...z każdą chwilą mnie przyciskał coraz bardziej i czułem jak powoli moje ciało wchodziło głębiej w jego cialo co było bardzo nieprzyjemnym uczuciem...pochyliłem się do tyłu i oboje wpadliśmy z barierke...na szczęście zdążyłem się złapać poręczy a kreatura złapała się mojej nogi... Spojrzałem na dół...teraz dopiero się bałem...Już nie samej bestii ale tego upadku...czułem że za chwilę się puszcze bo z tą kreatura która trzymała się mojej nogi było mi naprawdę ciężko... Kopnąłem ją parę razy po pyszczku drugą nogą co mało dawało efekty więc kopałem go po ręce by mnie puścił...po chwili udało się i tylko widziałem jak śnieżno-biała bestia znika w mroku bardzo szybko a ja w ostsniej chwili wciągnąłem się czując że jeszcze trochę i sam bym poleciał na dół...kiedy stałem tak po chwili czułem jak zrobiło mi się słabo od tych emocji...trzymałem się jedną ręką poręczy by nie upaść...po chwili uspokoiłem się i powolnym krokiem wszedłem do pokoju i podszedłem do panelu by wpisać hasło... Wpisałem hasło "3002"i miałem już kliknąć potwierdź ale przerwał mi głos dobiegający z małego ekranu nad drzwiami... Na tym ekranie było widać napis" No signal"
CZYTASZ
CHANGED /" Wieżowiec pełen lateksu "\
AventuraTo opowiadanie jest na podstawie gry Changed i jej wersji specjalnej więc ja jedynie co tu tworzę to własną historie ale branej też na przykładzie z gry Pewnego dnia człowiek imieniem Colin sie obudził...nie wiedział gdzie jest, po co tu jest i kto...