Ranek nadszedł szybciej niż którekolwiek z nich się spodziewało. Silne ramiona Bucky'ego nadal były owinięte wokół drobnego ciała Vivian. Dziewczyna czuła ciepło bijące od jego zdrowego ramienia, a zarazem chłód metalowej protezy. Otworzyła oczy i zamrugała parę razy, zanim odwróciła twarz w stronę śpiącego jeszcze, długowłosego szatyna. Chłopak wydał z siebie cichutkie westchnięcie, co od razu spowodowało uśmiech na twarzy zielonookiej.
Vivian wtuliła się z powrotem w jego klatkę piersiową, czując jak ten znów oplata wokół niej swoje ramiona. Wzięła głęboki wdech. Czuła się bezpieczna. Tak cholernie bezpieczna. Jego obecność sprawiała, że czuła się...spokojna? Może...mniej zagubiona? I wszystko to zapewnił jej tylko jeden człowiek...
Po chwili Bucky otworzył oczy. Spojrzał w dół, wprost na wtulającą się w niego Vivian. Uśmiechu na twarzy powstrzymać nie potrafił. Kiedy tak na nią patrzył, czarnowłosa znów spojrzała w górę, przez co ich oczy się spotkały. Wymienili się spokojnymi uśmiechami i spojrzeniami.
-Hej...- szepnął szatyn, podczas gdy palce jego metalowej dłoni, przeczesały jej śliczne, czarne loki.
-Hej...- odszeptała, przymykając lekko oczy.
Bucky uśmiechał się do niej czule, wpatrując się w jej śliczne, zielone oczy. Jego dłoń sięgnęła do jej policzka, głaszcząc ją lekko w czuły sposób.
-Wyspana?- zapytał z tym samym uśmiechem.
-Jako tako...chyba jest okej...dziękuję, że ze mną zostałeś, Buck.- powiedziała, nadal zaspanym głosem, po chwili czując jak szatyn składa na jej czole całusa.
-Nie ma sprawy. Od czego ma się przyjaciół, hm?- mruknął i cmoknął jej czoło jeszcze raz zanim finalnie wstał spod ciepłej pościeli i powędrował do kuchni.
Tsa...'przyjaciół'...
Przez głowę dziewczyny pałętała się ta myśl. Przyjaciel. Ale czy Barnes na pewno nim był? Minęło już tak wiele lat, tak długi czas, a ona wciąż czuła to samo. Wciąż czuła przyjemne motylki w podbrzuszu, gdy był blisko. Wciąż to czuła...
A wtedy wszystko pryska w najgorszym momencie. W za każdym razem, kiedy Rogers budziła się obok niego, miała z tyłu głowy tą myśl, tą malutką iskierkę w tunelu, że może on też widzi ją jako kogoś więcej, bo przecież w końcu minęło tyle lat, że nie umiałby tego tłumić. Jednak nie...
On nadal tchórzył. Nie umiał. Bał się przyznać do swoich uczuć. Fakt; był przywiązany do Vivian, bardzo przywiązany, no bo przecież znali się od kiedy tylko pamiętają.
To nie tak, że jej nie kochał, bo kochał ją tak bardzo, że byłby w stanie poświęcić jej życie.
To dlatego, że Bucky bał się swoich uczuć. Bał się, że jeśli wyszłoby z tego coś poważnego, to w najgorszym możliwym przypadku, mógłby to stracić. Raz ją stracił. Ale przecież żyje, uratował ją od HYDRY. Wyciągnął ją stamtąd. Jest bezpieczna.
To też nie to...
Bucky nie byłby w stanie znieść kolejnego razu. Ale przecież powiedział jej, że następnego razu już nie będzie, że będzie jej bronił, opiekował się nią.
Strach był jedną z jego słabości. Strach przed stratą Vivian. To było to.
Drugą słabością był strach przed tym, że Zimowy Żołnierz aktywuje się w najgorszym momencie, a wtedy ją skrzywdzi. Nie umiałby sobie tego wybaczyć...
W końcu jego trzecia słabość: Vivian. Jego słodka Vivian, ta jedyna, która nadawała jego życiu jakieś barwy.
On chciał ją tylko dla siebie, na prawdę chciał...
CZYTASZ
My heart is yours - Bucky Barnes x OC
Fanfic(historia może dosyć mocno odbiegać od całej fabuły) -Czy...czy wiesz kim jesteśmy?- na to pytanie w pokoju zapanowała głucha cisza. -Vivian...błagam nie rób se jaj...przecież nas znasz.- James przerwał ciszę i podszedł bliżej do przestraszonej i n...