Crowley siedzi w swoim Bentleyu wpatrując się w drogę. Queen leci w radiu zagłuszając odgłosy z drogi. Różdżki energetyczne Anathemy są przymocowane do maski samochodu i prowadzą demona do celu. Nie chce się do tego przyznać, ale trochę się martwi o Anatheme, którą zostawił dwie godziny drogi stąd na stacji benzynowej. Czarownica była ładną dziewczyną i nie wiadomo czy powrót na własną rękę autostopem, na który ją skazał nie skończy się dla niej fatalnie. Z drugiej strony była dobrą okultystką, a wysokie byty mają ją w opiece.
Tak tylko jej demonem opiekuńczym jest pieprzony Beelzebub, a on przeżywa teraz swój cholerny miesiąc miodowy w centrum kosmosu!
Crowley przyspiesza nie wiedząc dokładnie czy robi to z irytacji czy dlatego, że zauważył autostopowiczkę i nie chciał jej wozić.
Wszystko byłoby już dobrze - chociaż samopoczucie demona było od tego bardzo daleko - gdyby nie zauważył, że natychmiastowo stracił sygnał.
— No chyba sam Szatan się teraz mną bawi! — przeklnął Crowley i w irytacji zawrócił gwałtownie, a kierowca ciężarówki na sąsiednim pasie był w szoku, że się nie zderzyli. Brakowało centymetrów. Crowley miał to szczerze w dupie.
Ponownie minął autostopowiczkę, która myślała, że kierowca czarnego Bentleya jednak się namyślił i zabierze ją ze sobą.
Crowley nie miał jednak zamiaru nikogo wozić ze sobą. Wyjątkiem była Anathema, ale to do czasu, gdy nie zaczęła bawić się w jego terapeutkę. Jest demonem. Złamane serce dla niego to jak paliwo. Wcale nie rozpacza za Aniołem. Wcale za nim nie tęskni i na pewno, ale to już na pewno nie zamierza o tym rozmawiać. Rozmowa nie działa. Przekonał się tego na własnej skórze.
— Jeżeli Anathema zapomniała, że jako czarownica powinna pierw troszczyć się o siebie samotna podróż do domu dobrze jej zrobi — Z taką myślą skończył temat czarownicy i skupił się na różdżkach energetycznych ponownie krążących mu zawrócić — No to są przecież jakieś jaja! Tutaj niczego nie ma!
Dookoła było coś, ale jednak można było to pomylić z niczym. Pola kukurydzy dla Demona nie są raczej czymś - na pewno niczym ciekawym.
— Pojebie mnie zaraz! — krzyknął Crowley i natychmiastowo zjechał na pobocze, gdy różdżki zatrzymały się znowu przy samotnej autostopowiczce — Wsiadaj — rzucił nagląco nawet nie starając się być miłym. Nie jest miły. Jest demonem i to dodatkowo cholernie złym w byciu nim co można skrócić do "złym demonem" i na pewno każdy zrozumie to jako istotę zła niżeli anioła, który zszedł niejasno w dół.
— Nie potrzebuję twojej łaski — odpowiedziała dziewczyna z niezadowolonym wyrazem twarzy — zignorowałeś mnie dwa razy. Nagle zachciało ci się robić dobre uczynki?
Crowley poczuł zapach nagrzanej skóry. Super.
— Słuchaj nie powinnaś mieszać z błotem kogoś kto oferuje ci podwózkę, a zdecydowanie nie wtedy, gdy jesteś cała od niego brudna — dziewczyna nie znalazła sposobu na to, by się z nim nie zgodzić. Wczorajszej nocy strasznie padało, a ona spała chroniona jedynie przez prowizoryczną osłonę z patyków, która zawaliła się nad ranem budząc ją i ofiarując jej nowe siniaki. Zrezygnowana weszła do samochodu czule ściskając swój jedyny bagaż będący gitarą w materiałowym futerale będącym w tak samo złym stanie jak ubranie dziewczyny.
— Gdzie chcesz jechać? — zapytał Crowley, chociaż nie sądził, że zamierza ją tam zawieść. Sprawa świata była ważniejsza.
— Gdzieś daleko — jej prośba bardzo ułatwiła sprawę.
— To ci mogę zagwarantować — obiecał Crowley, znowu podgłośnił Queen i ruszyli szybciej drogą pośrodku niczego.
Dziewczyna jeździła z wieloma kierowcami odkąd opuściła dom. Ten jednak wydawał jej się niecodzienny. Sam fakt jak na siebie wpadli był dziwny, ale i też jego zachowanie - zupełnie z nią nie rozmawiał. Zazwyczaj ludzi ciekawi co robi sama w gitarą na poboczu drogi. Czasem proszą ją by coś zagrała, a ona prezentuje swojej autorskie piosenki. Tu jednak zastała tylko rażącą obojętność i czuła się jak intruz.
— Angel.
— Co?! — Crowley popatrzył na nią dużymi oczami zza szkieł okularów. Jak ona... Teraz potrafi czytać w myślach czy co?
— Przedstawiam się Panu — powiedziała speszona i przeniosła wzrok na swoje ręce czule ujmujące gitarę.
Crowley przewrócił oczami. Czego to góra nie wymyśli?
— Twoi rodzice musieli mieć poczucie humoru albo być fanatykami — skwitował udając, że jakkolwiek interesuje go historia rodzinna Angel.
— Moja mama zbierała porcelanowe Aniołki odkąd... No w sumie od zawsze. Cały dom w skąpo ubranych dzieciach w loczkach ze skrzydełkami. Nie mogłam już na to patrzeć.
— Czyli fanatyzm.
— Na to wychodzi — uznała Angel — A Pan jak się nazywa?
— Jofiel — nie skłamał technicznie rzecz biorąc. "J" w Anthony J. Crowley nie dawało mu spokoju od jakiegoś czasu. Właśnie miał z tą literą skomplikowane hate love relationship od Początku. Wiedział, że od tej litery zaczynało się jego imię jako anioła chociaż go samego nie pamiętał. Z tego też powodu jego imię - prawdziwe, demoniczne - ostatecznie nie zawierało tej litery. Minęło jednak wystarczająco dużo czasu, by oswoić się z tą literą i zrobił to co większość ludzi chcących uciec od przeszłości i zostawić stare imię za sobą niekoniecznie chcąc iść do urzędu - zaczął używać drugiego imienia zniekształcając swój podpis do A. Jofiel Crowley — I nie mów do mnie "Pan". Nie jestem nim.
— Przepraszam — wyraziła skruchę Angel — nie zapytałam o zaimki. Zazwyczaj po prostu dorośli ludzie nie zawracają sobie tym głowy. Zrobię to teraz dobrze?
— Nie mam jakiś szczególnych. Cokolwiek — wyprzedził z odpowiedzą na tej niewypowiedziane pytanie.
— Dobrze więc... Jofiel— powiedziała na głos chcąc zapamiętać — Skąd jesteś?
— Piekło — przyznał.
— Czyli Londyn?
— Można tak powiedzieć. Spędziłem tam większość czasu.
— Ja South Downs.
— Nie znam — skłamał chcąc odbić kolejny cios w serce, ale dostał odwrotny wynik.
— Moje mamy prowadziły tam pensjonat. Bardzo ładna okolica. Niedaleko jest plaża. Idealne miejsce do życia — rozmarzyła się i Crowley przyłapał się na tym, że również. Musiał to zakończyć.
— Ale jednak tam cię nie ma — zauważył.
— Powiedziałam, że to dobre miejsce do życia — zainsynuowała.
— Oh — skomentował Crowley — Podwieść cię może nad jakiś most? Kiedyś udaremniłem jedno samobójstwo i nie skończyło się to dobrze. Nie zamierzam popełniać błędu dwa razy.
— Miła propozycja, ale nie. Samobójstwo popełnia się samemu. Umieranie jak wszyscy patrzą jest nie miłe.
— Ta jasne, że nie.
Dalej jechali w ciszy. Płyta skończyła się, a z nią muzyka w tle.
Angel otworzyła okno bez pytania wyciągnęła e-papierosa i zaciągnęła się. Crowley nie zganił jej za to.
— Mogę coś puścić? — zapytała w przerwie od zaciągania się dymem.
— Jak ci nie żal płyty. To auto zazwyczaj toleruje tylko Queen.
— Nie boję się — przyznała i wyjęła z pokrowca popękane pudełko z płytą Taylor Swift - Speak Now. Chwilę później z radia dało się usłyszeć "mine".
Uwagi
Jestem bardzo podekscytowanx tą książką. Nawet jeżeli nie słuchasz Taylor myślę, że historia cię wciągnie - tutaj poruszę tylko kilka piosenek często dodawanych przez fandom do Crowley Vibe playlist, które zainspirowały mnie do tego dzieła. Mam nadzieję, że pokochacie Angel i moją wersję Crowleya/Jofiela. Za niedługo spotkamy Aziraphale'a i resztę bohaterów.
Hastur Lavista moi mili
CZYTASZ
The Second Coming (Taylor's Version) | Good Omens | ZAWIESZONE
FanfictionCrowley znowu jest sam po swojej stronie, gdy Aziraphale go zostawił... Nie on go zdradził! Sześć tysięcy lat kłamał, że woli ziemię od Nieba, a teraz, gdy dali mu wygodną posadę sam przybliża ziemię do zagłady. Crowley postanawia zatrzymać Drugie...