Uciekając przez ciemne uliczki, brudnego Londynu, spojrzałam w przestrachu, pospiesznie przez ramię, przyspieszając jeszcze bardziej tępa. Czułam, jak osiągam szczyt moich możliwości, wyczerpując się przy tym z ostatek sił. Ona, jednakże dotrzymywała mi tępa jakby kompletnie się nie męczyła i był to dla niej zwykły jesienny, zdeczko leniwy spacer, podczas którego, przechadzając się po parku podziwiała każdy centymetr parku. Jedyne co utwierdzało mnie w przekonaniu, że jednak za mną biegnie to stukot jej perfekcyjnie wypastowane buty, których czerń pochłaniała całkowicie światło lamp ulicznych i jej stary niegdyś tak samo czarny płaszcz, który sięgał jej do kolan, jednakże teraz, po latach wypłowiał w mroku, w którym się tak pieszczotliwie skrywała podczas nocnych przechadzek podczas których polowała, wybierając swą kolejną ofiarę, unosił się w powietrzu tworząc swoistą pelerynę.
Przez ułamek sekundy, podczas której na nią spojrzałam, dostrzegłam, że ma na sobie jeden z tych drogich dwurzędowych garniturów, które dostrzegałam u niewiernych mężów, z wyższych sfer, należących do szlacheckiej elity, którzy tak samo jak ona pod osłoną nocy wykradali się z swych pięknych pałacyków, by niepostrzeżenie na jednej z ulic, pokrytych sadzą i brudem, dzielnic klas robotniczych, wkraść się w me objęcia i zasmakować gorzko-słodkiej goryczy grzechu jakim jest cudzołóstwo. Bo zakazany owoc smakuje najlepiej, zwłaszcza jeśli musimy spożywać go w ukryciu i w przestrachu przed wzrokiem innych, płacąc z to, dla niektórych niebotycznie wysoką cenę pozwalającą przeżyć i wykarmić rodzinę, na długi czas, lecz dla nich to tylko marne, nic nie znaczące grosze, które nawet w najmniejszym stopniu nie zbliżą się do ostatniego zera ich portfeli.
+Jednakże to co, ją różniło od nich to fakt, przewiązanej w pasie skurzanej torby, która przypomniała mi powidoki mglistego, wspomnienia, gdy o świcie zmęczona całonocną pracą na ulicach Londynu, przy wypływających z ciasnych kamienic, morza mężczyzn, zarówno jak tych dorosłych jak i w powoli przekwitających już kwiecie niewinnego dzieciństwa, przechodzących powoli w świeże pąki młodzieńczości, pokrytych sadzą i popiołem fabrycznych kominów, zatrzymałam się i z głodem w oczach wpatrywałam się w szklaną tafle gabloty sklepu, za która na ladzie pieszczotliwie rzeźnik rozkładam swe, instrumenty pracy, o ostro zakończonych ostrzach, ociekające srebrzystym blaskiem. To jedno liche wspomnienie, zmusił mnie do zerwania z miejsca i do szaleńczego biegu o życie.
- Nie uciekaj... I tak cię dopadnę... - Powiedziała delikatnym i spokojnym głosem, który pomimo skrywanego lica w cieniu, szerokiego ronda cylindra, zdradziło jej płeć i krwisty apetyt. – Dopełniając twoją osobą moją kolekcje.
- Biegnij i się kurwa nie odwracaj! – Spanikowany głos krzyczał w mojej głowie, rozkazując mi. – Po prostu kurwa biegnij!
Stukot obcasów jej butów, z każdą sekundą zbliżały się nieubłagalnie, a ja opadałam z sił. W tym obłąkańczym biegu brzmiały jak stukot kopyt samego upadłego anioła, niosącego światłość... Lucyfera. Jednakże w moim przypadku ten upadły anioł, odartą siłą z pary majestatycznej skrzydeł, po których blizny ukrywał pod połami płaszcza, niósł tylko śmierć skrywaną w mroku, która za parę chwil jak tak dalej pójdzie skąpie się w szkarłacie mojej krwi. Wybiegłam z bocznej uliczki wprost na główną przecznicę z myśląc, że ucieknę przed swoją oprawczynią, jednakże teraz na niej znajdowały się tylko samotnie stojące w odległości od siebie lampy, które wypędzały mrok z ulicy odsłaniając jej prawdziwe brudne oblicze. Przebiegłam na drugą stronę ulicy do bram budynku, w którym znajdowała się rafineria cukru, jednakże była zamknięta. Próbowałam krzyczeć by zwrócić uwagę kogokolwiek, by mi pomógł i uwolnił mnie od groteskowego koszmaru, który odbywał się wprost pod ich nosami podczas gdy oni sami smacznie spali w swoich ciasnych mieszkaniach, snami uciekając w marzenia. Jednakże moje gardło, było ściśnięte w żelaznym ucisku strachu i paniki, przez co mogłam tylko szarpać w akcie bezradności za bramę, próbując złapać oddech i co po chwilę nerwowo odwracać się za siebie, żeby zobaczyć w jakiej odległości ode mnie się ona znajduje.
Gdy wybiegła z bocznej uliczki, przystanęła i rozejrzała się w około by sprawdzić, gdzie się znajduje. Jak mnie odnalazła, a nasze spojrzenia się połączyły w jedność, na jej twarzy wyrył się szeroki i czuły uśmiech. Pełen satyrycznej satysfakcji i groteski. Ruszyła leniwym krokiem na drugą stronę ulicy wprost do mnie, sięgając prawą dłonią do tyłu za poły płaszcza. Po raz kolejny ruszyłam do szaleńczego biegu, jednakże ona była szybsza. Nim zdążyłam się ruszyć i pojąc umysłem co się stało, ona doskoczyła do mnie i chwyciła mnie za szyję przypierając do chłodnej stali bramy, która jeszcze przed chwilą miała być moim wybawieniem a teraz stała się mym gwoździem do trumny.
Czułam, jak pękają mi naczynka krwionośne w gałkach ocznych pod wpływem żelaznego ucisku drobnej kobiecej ręki w czarnej skurzanej rękawiczce na mej krtani. Pomimo, że była kobietą drobnej postury i nisza ode mnie o głowę to jednak trzymając mnie jedną ręką podniosła mnie tak wysoko, że zaczepiła moją suknią o grot zakończenia pręta tak że na niej zawisłam. Dopiero teraz gdy moja jama brzuszna była na wysokości jej ramion zdołałam dostrzec po co sięgała. Był to krótki nóż rzeźnicki, który służy do rozcinania i wypruwania z organów wewnętrznych tusze świńskie, pomimo iż miał być zastosowany w taki sam sposób co na świni to, jednakże proceder ten wyglądał zupełnie inaczej.
Uniósł dłoń wysoko ponad głowę, tą samą co trzymał nóż, zrobił nim w artystyczny sposób piruet między palcami, podczas którego niczym światła reflektorów rozświetlają twarze aktorów, którzy się znajdują na deskach teatru, tak powoli przygasające światła ulicznych lamp rozświetlały ostrze noża które po raz ostatni błysnęło srebrzystym odbiciem nim w pełni zanurzyło się w mych trzewiach i pokryło się szkarłatem.
Poczułam, jak wbija się i wysuwa wprost z mej jamy brzusznej coraz to szybciej i namiętniej z każdym pchnięciem ostrza. Po krótkiej chwili pomimo bólu, morderstwo przypominało groteskowe przedstawienie namiętnego sexu dwóch skrytych kochanek w ciemnych uliczkach Londynu. Liczyłam każde pchnięcie, starając się wyć z bólu, jednakże jej żelazny uścisk utrzymujący się na mym gardle mi to nie umożliwiał. Pomimo że mnie dusiła to nie dawała mi się udusić lub stracić przytomności z bólu jakby chciała żebym czuła za każdym razem kilku centymetrowe niegdyś srebrzyste ostrze teraz pokryte szkarłatem wbijało się wprost w moje trzewia.
Gdy opadła z sił i pchnęła mnie po raz ostatni, najgłębiej z wszystkich razy tak że czułam jak jej pięść trzymająca rękojeść ostrza wchodzi wraz z nim w me trzewia, energicznym ruchem wyciągnęła i z mojego pokaleczonego brzucha wypłynęła struga krwi wprost na jej eleganckie buty, skalając je szkarłatem mojej krwi. Jednak ona teraz kompletnie o to nie dbała. Było to trzydzieste dziewiąte pchnięcie, które miało być dopiero preludium do dalszego cierpienia...
Podniosła wysoko głowę i wpatrując mi się w oczy, zlizała moją krew znajdującą się na ostrzu noża. Jej spojrzenie było chłodne, pełne pustki, w której głębi tliła się mała iskierka rozbawienia, całą tą sytuacją. Jakby morderstwo dla niej było wywróceniem się głośnego, niesfornego dziecka w kościele, który przeszkadza podczas mszy. Jakby czuła rozbawienie tą całą sytuacją, ale nie wypadało się śmiać wiec, dlatego ukrywała je w pustce swych źrenic. Gdy już zlizała całą krew z ostrza, przejechała nim energicznym ruchem, od prawej do lewej, przecinając materiał mej sukni, po czym zerwała ją z ze mnie odsłaniając moją jamę brzuszną która tak jak materiał przecięła, odsłaniając tym samym moje narządy wewnętrzne. Wsadziła nóż z powrotem do skurzanej torby zamieniając go na skalpel. Czułam jak z chirurgiczną precyzją wycina każdy z moich narządów. Zaczynając od nerki, przechodząc przez wątrobę i kończąc na organach płciowych. Oprócz zadawanego mi bólu czułam jak każda kropla mojej krwi wypływa z mojego organizmu zastępując go lodowatym chłodem i drgawkami.
![](https://img.wattpad.com/cover/352680615-288-k272110.jpg)
CZYTASZ
W objęciach Orfeusza - shizofreniczne sny
Spiritualité„W objęciach Orfeusza - Schizofreniczne sny" jest zbiorem wszystkich moich najbardziej pojechanych wizji sennych, które co noc mnie nawiedzają i ukazują stan mojego umysłu. Jestem osobą co jest spokojna duszą, ale zwariowana umysłem, w którym kłębią...