Prolog

36 3 2
                                    

Promienie słońca oświetlały jej chińską twarz, gdy obudziła się w przyjemny niedzielny poranek. Ten dzień zapowiadał się dość sielankowo. I mimo, że Kinga lubiła ciszę i spokój. Cały dzień spędzony na nic nie robieniu nie był dla niej zbyt dobrą opcją. Kierując się logicznym myśleniem (co było dla niej nielada wyczynem) otworzyła aplikację Messenger i z pokerową twarzą niczym w piosence lady gagi,  pokierowała palec na ikonkę hot maliny. Po kliknięciu w hociaka napisała do swoich najlepszych na świecie przyjaciółek.

—————————
Kapibary Shipiary

Ty:
Mozecie dizsiaj wyjsc?

Mama oldem:
Na potrzeby opowieści nie

Tapeciara córeczka tatusia:
Nie mogę wychodzić w niedzielę

Ty:
Ale przeciez jest handlowa

————————
Po wyklinaniu tekstu czekała jeszcze chwilę na odpowiedź zwrotną. Niestety nie doczekała się żadnej, więc pogrążona w smutku i rozpaczy postanowiła wyjść do małego lecz niezwykle urokliwego (jeżeli nie wlicza się w to osoby dorosłe alkoholizujące się na zewnątrz) sklepiku osiedlowego. Mimo, że w sklepie nie było zbyt wiele rzeczy i nie oferował on wielkich luksusów. I tak posiadał on miłą obsługę, i co ważniejsze, wszystkie podstawowe produkty, w porównaniu do sklepu na Pierstnicy był on całkiem wypasiony. (lamus jesteś Nikola)

Wyszła więc z domu z pieniędzmi i wielkimi planami, planowała bowiem zakup szpinaku. Wychodząc z domu musiała przegonić swoją młodszą siostrę która miała około pięciu chłopaków jednocześnie, lecz to nie zniechęciło jej, nie zniechęciła jej też spora odległość którą będzie musiała pokonać pieszo. Lecz mimo pozytywnego nastawienia zmęczyła się już w połowie drogi, która swoją drogą była prawie tak zła jak przebiegnięcie kółka wokół boiska tartanowego na lekcji wychowania fizycznego.

Mimo wszelakich trudów podróży, między innymi  takich jak podejrzany smród unoszący się w bliskiej odległości przystanka przy którym przechodziła. Dotarła w końcu do sklepu. Powoli weszła do budynku o żółtych wyniszczonych przez starość, złuszczających się ścianach. Podczas wejścia i przywitania się z miłą ekspedientką nie zauważyła niezbyt wyraźnych oczu obserwujących ją z drugiego końca pokoju. Oczy te należały do osobnika posiadającego grzywkę tak długą, że żeby coś zobaczyć musiał gimnastykować się bardziej niż Nikola na szarfie i kole razem wziętym. Osobnik ten prawdopodobnie był już po mutacji, lecz nawet gdyby nie był nikt by tego nie zauważył bo mało kto słyszał jego głos. Osobnik ten był prawdopodobnie  prawie tak niski jak Mikołaj. Osobnik ten miał na imię Marek.

Kiedy bad boj z wattpada wyjdzie za mocno Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz