Rozdział 1

10 1 4
                                    

Kinga była właśnie w trakcie kupowania szpinaku, który swoją drogą tylko dla niej był dobry. Gdy nagle jej nozdrza poczuły zapach elektryków (tych które można kupić u szkolnego dilera Ivana) i chipsów laysów cebulowych. Bohaterka mimo zapachu, który zawładną jej umysłem od momentu poczucia cebuli, tak uzależniającego nie tylko z powodu nikotyny, wiedziała że musi zachować zimną krew. Pośpiesznie zapłaciła miłej pani ekspedientce za szpinak. Jednak w chwili gdy odwróciła się o mało nie robiąc 360 stopni, wpadła na krasnala, prawie tak niskiego jak ten który moja mama ma w swoim ogródku, którego twarz było widać tylko od czubka nosa bo jego bujne prawie rude przez niefortunnie nałożoną farbę do włosów, kłaki zasłaniały mu twarz. Prawie rudy nieznajomy powolnym krokiem podchodząc do kasy szepnął jej na ucho, swoim cebulowym oddechem krótkie: „zostań przed sklepem".

Kinga czując, że zbiera jej się na wymioty (często tak ma) wyszła ze sklepu mocno ściskając dawno zapomniany woreczek ze szpinakiem. Niezbyt logicznie myśląc usiadła na murku przed sklepem, pod starą jak świat jabłonią. Siedziała tak podczas czekania na podwójnie nieznajomego (ponieważ nie znała nie tylko jego imienia i grupy krwi ale także twarzy) myślała o nim i o jego nieudanej próbie nałożenia farby na włosy. Podskoczyła zaskoczona i wyrwana z transu gdy drzwi poobklejane różnymi ulotkami otworzyły się, a ze sklepu wynurzył się człowiek z połową twarzy, pomyślała że jest prawie jak Richy z Duskwood.

Nieznajomy podchodził do Kingi, a ona mogła zauważyć, że żuł on gumę, sposób przeżuwania przypominał jej krowę jedzącą trawę na łące. Gdy prawie Richy doszedł do niej, zatrzymał się przed nią i w tym momencie, widząc jego podwójny podbródek z dołu, i prawie będąc w stanie zobaczyć jego cały nos, a co najważniejsze ochraniał jej oczy przed rażeniem słońca, mimo że niezbyt jej to przeszkadzało, pomyślała że nieznajomy jest prawie tak hot jak Malina. Na szczęście chwilę poźniej otrzeźwienia i przypomniała sobie, że z maliną nikt nie jest w stanie konkurować.

Bez oki kucnął obok niej i głosem po mutacji powiedział: „jestem Marek" po czym uciekł dosyć wolno trzymając w ręce paczkę gum. A Kinga zdała sobie sprawę z tego, że jej szczęka z zachwytu leżała na podłodze.

Ciąg dalszy nastąpi
***

Kiedy bad boj z wattpada wyjdzie za mocno Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz