Rozdział 1

200 16 0
                                    

Amelia 🩺

Uderzałam palcami w klawisze pianina. Grałam swój utwór nad którym ostatnio dużo pracowałam. Wylałam w nim sporo uczuć, które czułam przez poprzedni rok. Nikt nie wiedział, że chciałam spróbować swoich sił także w pisaniu własnych tekstów. Na instrumencie grałam od siódmego roku życia. Jako mała dziewczynka, poprosiłam rodziców, by ci zapisali mnie na kurs. Był to jeden z najlepszych pomysłów, bo dzisiaj uczęszczałam do szkoły muzycznej pierwszego stopnia. Nie wiązałam jednak przyszłości z muzyką. Planowałam zostać cenionym lekarzem, jak mój dziadek Liama. Był znanym w Polsce chirurgiem. Zaraził mnie swoją pasją, opowiadając od najmłodszych lat co jest związane z medycyną i jakie są jej skutki. Widziałam z jaką dumą w oczach, mówił o swojej pracy. Moja babcia Violet, nie za bardzo przepadała za powołaniem swojego męża. Dużo spędzał czasu w szpitalu, przez co ona mało go widywała. Pamiętam jej słowa, które kiedyś powiedziała do mnie, przy dziadku:

Amelia, znajdź sobie męża, który nie będzie lekarzem i nie wybierze pracy na pierwszym miejscu.

Obiecałam jej to, ale przecież byłam małym dzieckiem. Pięcioletnią Amelią, która była zapatrzona w swoich ukochanych dziadków. Spędzałam z nimi mało czasu. Mieszkali w Polsce, a my w Nowym Jorku, przez pracę taty. Kancelaria, która należała do Jacoba Clarka, znajdowała się w środku Manhattanu. Moja mama nie była z tego zadowolona, ale nie mogła nic powiedzieć. Według dziadków z Polski, którzy mieli wpływ na moich rodziców, to żona powinna słuchać swojego męża. Dlatego też mama podążyła za swoim przeznaczeniem, jakim jest rodzina i dom.

Uderzyłam ostatni raz palcami w klawisze, kończąc tym samym utwór, który zatytułowałam jako Venus Fly Trap. Po salonie rozniosły się wielkie oklaski i wiwaty. Uśmiechnęłam się do gości, którzy patrzyli na mnie z zachwytem, a rodzice z dumą. Zawsze, gdy zapraszaliśmy kogoś na obiad, Emily i Jacob, namawiali mnie, bym zagrała na naszym czarnym pianinie, które stało w salonie i pięknie się prezentowało.

Tak też i dzisiaj było.

Wstałam z taboretu i wygładzając swoją sukienkę w kwiatki, podeszłam do rodziców, którzy rozmawiali z państwem Barrington.

— Amelio, jak zawsze grałaś świetnie. — rzekł pan Barrington, z ciepłym uśmiechem i trzymając kieliszek czerwonego wina.

Odwzajemniłam ten uśmiech, spuszczając nieśmiało wzrok.

Państwo Barrington, odkąd pamiętam byli blisko z moimi rodzicami. Przyjaźnili się ze sobą. Pomagali wzajemnie i doradzali w niektórych sprawach. Ja dzięki temu zyskałam większą rodzinę, bo przecież ich za nią uważałam. Gdy byłam czterolatką, zawsze biegłam do zakrętu tylko po to, by zaczekać na tatę, który miał wrócić z pracy. Pan Barrington, każde popołudnie spędzał w ogrodzie i jak już mnie zauważył, musiał zatrzymać moją osobę pytając, gdzie tak ochoczo biegłam. Moja mama oczywiście nie mogła zauważyć, jak mała Amelka, wybiega prosto na drogę. Była zajęta projektowaniem kolejnych budynków. Prowadzi niewielką firmę razem ze swoją najlepszą przyjaciółką, która zarazem jest także matką mojej najlepszej przyjaciółki, Chanel. Pani Amanda, była architektem, zaś moja mama projektantką wnętrz. Były zgranym duetem, jako najlepsze przyjaciółki, a przede wszystkim jako zespół.

— Na coś te lekcję się przydały. — odparł tata, obejmując moją mamę w pasie.

Spojrzałam na ich dwójkę i nie mogłam się nie uśmiechnąć. Ten widok mnie rozczulił, bo nie zawsze miałam okazję go widywać. Miałam przeczucie, że mój ojciec okazywał mojej mamie uczucia, na pokaz. Gdy byliśmy sami w domu, nie mógł się wysilić na pocałowanie jej w czoło, policzek, czy powiedzenie do niej słodkiego przezwiska. Uważałam tatę za oschłego człowieka, nie liczącego się ze zdaniem innych, prócz swoich rodziców, którzy byli na pozór surowi, ale dla wnuków kochani.

Zakazane Pożądanie - Dylogia Sin [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz