Wyszłam na zewnątrz, nie zapominając o zabraniu plecaka. Nie miałam ochoty iść do szkoły. Osiem spędzonych godzin w budynku wśród zakłamanych twarzach uczniów, którzy udawali twoich przyjaciół. Dobrze, że Chanel, była ze mną szczera i ona nie okłamywała mnie w żywe oczy. Kiedyś podejrzewałam, że być może trzyma się ze mną przez nasze matki, które przyjaźnią się ze sobą. Wspólny biznes ucieleśniał ich więzy, przez co wskoczyły by za sobą w ogień. Pragnęłabym by i moja przyjaźń z Chanel, wyglądała tak za parę lat i nikt, ani nic nie rozdzieliło by nas.
Zamknęłam za sobą bramkę i chowając dłonie do kieszeni dżinsowej kurtki, ruszyłam w stronę przystanka autobusowego. Dzisiaj pogoda w Nowym Jorku nie sprzyjała mieszkańcom. Mimo, że mieliśmy czerwiec i lato, to potrafi się rozpadać. Póki co cieszył mnie fakt, że były jedynie czarne chmury na niebie, ale kto wie... może, gdy wyjdę ze szkoły zacznie padać deszcz.
— Amelko!
Przystanęłam w pół kroku, słysząc jak czyjś radosny głos, woła moje imię. Spojrzałam w bok. Uśmiechnięty pan Barrington, machał w moją stronę. Odmachałam starszemu mężczyźnie, odwzajemniając jego uśmiech. Był ubrany w strój ogrodnika, więc musiał przycinać drzewka, albo sadzić nowe kwiaty. Jako jedyny ze swoich domowników nie pracował. Poszedł wcześniej na emeryturę. Pracował jako policjant w pobliskim komisariacie. Za jego dobre sprawowanie, mianowali go na komisarza. Pamiętam, że jako mała dziewczynka brałam udział w jego zleceniach, a... tak myślałam. Ciekawiło mnie, jakie przyjmował sprawy i chciałam mu w tym pomóc. Mężczyznę tak cieszył widok małej dziewczynki, która zawzięcie pragnie wskazać winnego, że na następny dyżur zabrał mnie. Bawiłam się świetnie, ale dzięki temu doznałam wiele doświadczeń.
— Dzień dobry, panie Barringtonie.
— Chcesz mi pomóc? — zapytał, nie odrywając ode mnie swojego spojrzenia.
Spojrzałam w stronę przystanku, który był niedaleko. Jeśli się zgodzę, mężczyzna mnie zagada i przegapię autobus, a następny jechał dopiero za dwie godziny.
— Bardzo chętnie, ale spieszę się do szkoły. — odpowiedziałam smutnym głosem i posłałam mężczyźnie przepraszający wzrok.
Pan Barrington, wstał z ziemi i otrzepując swoje brudne kolana, szedł w moją stronę. Zazdrościłam Isabelli, Jamesowi i Oliverowi, że mieli takiego ojca. Nie wymagał od nich niczego. Nie był zły, że Oliver, wkroczył do wojska i pragnął zostać lekarzem. Nie przeszkadzało mu, że Isabell, miała mnóstwo chłopaków, a z żadnym nie zamierzała się ustatkować. Cieszył się, że James, był prawnikiem, tak jak mój ojciec i razem pracowali w tej samej kancelarii. Nie czuł wstydu, że jego żona zarabiała na rodzinę. Był dumny z tego, co stworzył. Cieszył się, że mieszkaliśmy obok nich, bo traktowaliśmy się jak wielka jedna rodzina. Moi rodzice i państwo Barringtonowie, byli pod wielkim wrażeniem, jak ja wraz z Laylą, dogadywaliśmy się z Bellą i chłopakami. Traktowałam tych dwóch mężczyzn, jak własnych starszych braci. Szkoda tylko, że mało czasu spędzałam z obojgiem.
— Bardzo spodobało mi się, to jak wczoraj zagrałaś piosenkę zespołu The Queen. — zaczął ze stoickim spokojem. Położył dłoń na ostrym czarnym szpicu, który zdobił bramę. — Byliśmy pod wielkim wrażeniem z żoną. — dodał, uśmiechając się.
Spuściłam głowę w dół, czując rumieńce na policzkach. Gdy ktoś komplementował moją grę na fortepianie, czułam się dziwnie. Nie docierało do mnie, że miałam talent i nie mogłam go wykorzystać na wielkiej scenie. Przecież nie o tym mój ojciec marzy. Gdyby dowiedział się, że chciałabym także wiązać swoją przyszłość z muzyką, albo medycyną wściekł by się.
— Nie planowałaś zapisać się do szkoły muzycznej? — zapytał mężczyzna.
Podniosłam wzrok na pana Barringtona. Kiedyś przeleciała mi taka myśl, ale poszła w zapomnienie, gdy ojciec wdrożył swój plan.
CZYTASZ
Zakazane Pożądanie - Dylogia Sin [+18]
Storie d'amoreSzesnastoletnia Amelia, rozpoczyna wakacje podczas, których ma zamiar zrealizować wszystkie swoje cele, jakie ustaliła rok temu. Tyle, że nie wpisała na swojej liście romansu ze swoim o trzynaście lat starszym sąsiadem, a do tego jeszcze oddanie mu...