Rozdział 1

49 4 1
                                    

Był to przepełniony pięknem wieczór. Gwiazdy zagościły na bezchmurnym niebie. Idealne warunki do podziwiania gwiazdozbiorów. Na plaży nie było dużo ludzi, właściwie to świeciła pustkami. Nie było słychać samochodów, śmiechów ludzi. Cisza. Dzięki, czemu efekt był jeszcze lepszy. Można było zanurzyć się w szumie fal. Wiatr był ledwo odczuwalny, przez co fale były niewielkie. Cała reszta stała się nicością. Była tylko plaża i gwiazdy, jako jedyne źródło światła. Niestety w końcu przyszedł ten czas, kiedy trzeba wracać do domu, bo następnego dnia każdego czekał ciężki dzień pracy.

William najchętniej siedziałby tam do rana, ale miał świadomość, że będzie musiał wstać wcześniej niż zwykle, aby pomóc Violi. Powoli wstał, zrobił jeden krok do przodu i w tamtym momencie wpadł na coś. Upadł na piach. Usłyszał ciche jęknięcie. Wiedział już, że wpadł nie tyle na coś, co na kogoś. Patrzył w oczy osoby pod sobą, ale nie widział nic poza odbijającymi się w nich gwiazdami.

- Długo jeszcze masz zamiar tak na mnie leżeć? - zapytała dziewczyna. Szybko wstał, podał jej rękę, a potem pomógł wstać. Zaczął się jej przyglądać. Jego wzrok przyzwyczajał się do ciemności i to ułatwiło mu zadanie. Szczególną uwagę - zaraz po oczach - przykuły jej usta. Lśniły w blasku księżyca. Dziewczyna zauważyła, jak się na nią patrzy - Dzięki.

- Przepraszam, ale cię nie widziałem. Nic sobie nie zrobiłaś? - w jego głowie słychać było zaniepokojenie, jak i troskę.

- Nie, jest w porządku. Na szczęście to nie był beton, bo wtedy mogłoby być gorzej. Tak w ogóle to też przepraszam. Ja również powinnam uważać. Nie sądziłam, że o tej porze kogoś tu zastanę. A z tobą też okej?

- Tak, dzięki.

Nastała niezręczna cisza, jakby już nie było dosyć niezręcznie. Ktoś w końcu musiał przerwać to milczenie.

- Słuchaj, muszę już iść - powiedział tak szybko, że dziewczyna ledwo zrozumiała, co mówi.

- Jasne, ja też - stwierdziła równie szybko, co on.

Każdy poszedł w swoją stronę. William wracając do domu miał natłok myśli, ale nie myślał o niczym konkretnym. Kiedy próbował złapać się jakiejś myśli, ona od razu mu uciekała i znowu był w punkcie wyjścia. Rzadko zdarzały mu się takie stany. Nigdy nie lubił tego uczucia. Myśli o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Po dotarciu do domu od razu położył się do łóżka. Zasypianie trwało około dwóch godzin. Jego sen był nietuzinkowy. Tego typu sny zdarzały mu się w dzieciństwie. Ostatni miał wiele lat temu.

Przechadzał się po plaży. Był czymś wyraźnie przygnębiony, rozmyślał. Kilka metrów zanim było widać - niezbyt wyraźną - sylwetkę kobiety. Przestał iść i odwrócił się twarzą do niej, jakby go zawołała. Słońce go wręcz oślepiało, przez co kobieta stojąca przed nim stawała się coraz bardziej niewyraźna. Widział jedynie, że idzie w jego kierunku, tym samym światło słoneczne stawało się coraz bardziej uciążliwe. Zbliżała się na tyle, że wystarczyłby jeszcze tylko jeden krok, żeby odkrył, kim jest, zobaczył jej twarz. Niestety zderzył się z murem rozczarowania. Obudził go budzik, który dzwonił już od jakiegoś czasu. Gdyby czas dał mu jeszcze trochę siebie, żeby mógł dokończyć swój sen. Jakby to było takie proste, że wystarczyłoby po prostu poprosić czas, a on zważając na twoją uprzejmość, przystałby na twoją prośbę.

Minęło kilka minut zanim wyłączył dźwięk tortur. Niechętnie wstał. Włączył ekspres do kawy i poszedł wziąć prysznic. Lodówka świeciła pustkami, zostały tylko jakieś resztki. Finalnie śniadanie było niewielkie.Korzystając z tego, że miał jeszcze trochę czasu, zdecydował przejść się do małego sklepiku, który był tuż za rogiem.

Zaczęło się od plażyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz