Kończyła się właśnie przerwa na lunch, kiedy Lloyd idąc korytarzem zauważył, że Stacy stoi przy głównej tablicy ogłoszeń i przyczepia do niej coś na kształt plakatu. Obok stały jej przyboczne, Gina i Violett, paplając radośnie. Lloyd podszedł do dziewcząt i zwrócił swój wzrok na świeżo przywieszony plakat.
Halloween Party u Stacy!
Marigold Avenue 638
Start: 20:00
Przebranie obowiązkowe!
Przynieście ze sobą alko i dobry humor!
Każdy mile widziany!
– Robisz imprezę? – zapytał Lloyd, dotykając ramienia Stacy.
– Fuuu! – zawołała oburzona i cofnęła się o krok, obrzucając chłopaka zniesmaczonym spojrzeniem. – Nie dotykaj mnie, frajerze! – dodała i teatralnie otrzepała swoje ramię.
– Przepraszam – rzekł Lloyd nieco speszony. – To impreza otwarta?
– Tak, ale ty nie jesteś zaproszony – prychnęła Stacy.
– Ale sama napisałaś, że każdy jest mile widziany – zauważył i palcem wskazał na plakat.
– Ale nie ty, frajerze! – wtrąciła się Gina. – Czegoś nie rozumiesz?
– Czubków nie akceptujemy! – dodała Violett.
Dziewczyny roześmiały się perfidnie, pokazały Lloydowi środkowe palce i odeszły, zostawiając go na korytarzu. Chłopak odprowadził je wzrokiem, aż zniknęły za zakrętem. Stał pod tablicą do momentu aż po dzwonku zrobiło się na korytarzu zupełnie pusto. Wtedy dotknął nosem plakatu i mocno zaciągnął się jego zapachem.
– Stacy... – mruknął rozmarzonym tonem.
Znał Stacy od podstawówki. Nawet przez chwilę byli przyjaciółmi, kiedy mieli po osiem lat. Ale potem Stacy znalazła sobie koleżanki, stała się popularna, przez kilka lat uczęszczała na kółko taneczne, dostała się do samorządu uczniowskiego, a w szkole średniej została cheerliderką i zaczęła chodzić z tym futbolistą, Maxem. Lloyd przestał dla niej istnieć, ale ona nie przestała istnieć dla niego.
Chłopak oderwał malutki kawałek rogu plakatu i schował do kieszeni, po czym udał się na lekcję.
Tego samego dnia wieczorem, jeszcze przed kolacją, Lloyd zszedł do swojego ukrytego sanktuarium w piwnicy. Upewnił się, że zamknął drzwi na klucz i odsłoniwszy kotarę zapalił rządek wiszących nad starym biurkiem lampek. Biurko, jak i wisząca za nim na ścianie dykta zostały zalane żółtym, nieco jaskrawym światłem.
Cała dykta była obklejona zdjęciami Stacy. Niektóre były robione z ukrycia, inne pobrane z jej mediów społecznościowych, a jeszcze inne przedstawiały fotomontaże, które Lloyd sam zrobił, wklejając swoją twarz, zamiast twarzy Maxa.
Chłopak usiadł do biurka i otworzył jedną z szuflad. Wydobył z niej karton po butach, obklejony różowym papierem ozdobnym, ze starannie wykaligrafowanym na pokrywce imieniem Stacy. Otworzył pudełko ze swoimi skarbami, z których wiele było trudnych do zdobycia i delikatnie ułożył na ich wierzchu swoją kolejną zdobycz – kawałek plakatu.
– Lloyd! Chodź na kolację! – usłyszał nagle donośny krzyk matki i prawie upuścił swoją cenną skrzynkę skarbów.
– Zaraz!!! – wrzasnął wściekły. – Nie jestem głodny!
Zamknął pudełko i schował z powrotem do szuflady.
Odkleił z dykty jedno ze zdjęć Stacy i przez chwilę wpatrywał się w nie z rozmarzeniem.
CZYTASZ
American Horror Halloween [one shot]
HorrorMimo, iż Stacy nie zaprosiła Lloyda na swoją imprezę halloweenową on i tak postanowił się na niej pojawić. Gdyby dziewczyna była dla niego nieco milsza być może nie byłaby to ostatnia impreza w jej życiu... *Dla dorosłych