Shawn odetchnął głośno i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Brunet podał mu telefon, w którym następnie zapisał numer i oddał urządzenie.
Mendes złapał mnie za dłoń i zwinnie wyminął bruneta. Szliszmy w ciszy kierując się w stronę parku. Usiedliśmy na ławce i musiałam wkońcu zadać pytanie, które przez całą drogę mnie nurtowało.-Kto to był? -chłopak spojrzał na mnie.
-Mój kumpel z Los Angeles. Dawno się nie widzieliśmy i szczerze nie cieszy mnie nasze spotkanie. Cały czas pakował się w jakieś kłopoty i pewnie znowu potrzebuje w czymś pomocy -uśmiechnął się.
-Coś poważnego?
-Nie, raczej nie. Nie przejmuj się -ujął moją dłoń i wstał -Wracamy?
Kiwnęłam lekko głową i skierowaliśmy się w stronę naszego domu.
~Shawn~
Po spotkaniu Taylora na mieście jeszcze tego samego dnia dostałem od niego sms'a.
Taylor Caniff: Musimy się spotkać, jest problem.
Ja: Kiedy?
Taylor Caniff: Jak najszybciej, stary.
Ja: Jutro. O 8am, kawiarnia na 6th street.
Taylor Caniff: Dzięki.
O Taylorze mogę powiedzieć niewiele. Nie jest zły, nawet spoko z niego gość. Problem tkwi w tym, że chłopak pakuje się w kłopoty dość często. Nie jest jakimś lujem, rozrabiaką. Nic z tych rzeczy. Po prostu życie go nie rozpieszcza, a on sam stara się z tym walczyć.
*
Następnego dnia rano wstałem wcześniej. Zanim Char się obudziła wyszedłem zostawiając jej karteczkę na szafce nocnej.
Kroczyłem chodnikiem mijając ludzi spieszących się do pracy. Ludzie w samochodach trąbili, jakby w jakiś sposób miało im to pomóc szybciej znaleść się na miejscu. Inni przechodzili między utkwionymi w korkach pojazdami. Po kilkunastu minutach znalazłem się na miejscu. Wszedłem do lokalu, gdzie już od wejścia uderzył we mnie zapach świeżo parzonej kawy. We wnętrzu dominował beż i biel. Zawieszone na ciemnym suficie przyciemniane lampy nadawały miejscu nieco mroku. Przy stoliku obok okna zauważyłem Caniffa. Skierowałem się w jego stronę i zająłem miejsce na przeciw.
-Więc opowiadaj -zacząłem -W co się wpakowałeś tym razem?
-W nic. Właściwie chodzi o wcześniejszą sprawę -poprawiłem się na krześle uważnie słuchając bruneta.
-Pamiętasz faceta, z którym moja mama zdradziła ojca? -zamyśliłem się na chwilę przypominajac sobie zdarzenie.
-No, tak. I co z nim?
-Podłożyłem mu wtedy narkotyki i wezwałem gliny -tak, pamiętam jak się wtedy wkurzył. Ledwo nad sobą panował. Musieliśmy go w kilku uspokajać, bo inaczej z tym facetem nie byłoby dobrze. A co gorsza Tay mógłby mieć przez to problemy. Z trudem załatwił prochy i wydał na to sporo kasy. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że kupił towar tylko, żeby wkopać tego faceta. Nie jestem nawet pewny czy wiedział co kupował. Koleś miał przechlapane, ale nie rozumiem czemu teraz do tego wracamy.
-No i jak dobrze oboje wiemy policja zajęła się tą sprawą. Wsadzili go. A teraz znaleźli niby jakieś ślady i mają swoje magiczne podejrzenia i takie tam... No i podejrzewają mnie.
-Co? Żartujesz, tak?
-Niestety nie -uśmiechnął się krzywo.
-Czyli masz przesrane?
-Nie, jeśli mi pomożesz.
***