Melanie Robinson była oryginałem samym w sobie.
Nie chodziło tu jednak ani o styl, ani o charakter — chociaż to również było widoczne w jej przypadku. Rudowłosa stanowiła idealną przeciwwagę dla swojej przyjaciółki, przez co śmiało można było ich określać mianem ognia i wody (zwłaszcza z wyglądu). Cechy osobowości dziewczyn idealnie się uzupełniały; Isabella ze swoją wyrozumiałością i chłodną kalkulacją w każdej chwili oraz nieodłącznej chęci niesienia pomocy, wspomagała doskonale wybuchową, gwałtowną i pamiętliwą Mel.
To była doprawdy ciekawa przyjaźń. Pełna błahych sprzeczek, niezrozumiałych roszczeń obu stron i wiecznej gonitwy za tym, by tej drugiej było lepiej. Nie zawsze to niestety wychodziło, wszak ta idea była godna podziwu i zapamiętania.
Izzy po kilkunastu długich i nużących dniach wreszcie doczekała się chwili, kiedy mogła porozmawiać normalnie z przyjaciółką. Jak wiadomo, wcześniej też dochodziło między nimi do wymiany zdań, w końcu mieszkały w jednym pokoju, lecz było to tak wymuszone i krótkie, że nie można było tego nazwać żadną konkretną konwersacją.
Jednak dziesiątego lutego doszło do przełomu. Z własnej, nieprzymuszonej woli panna Robinson poprosiła o spotkanie w trakcie przerwy obiadowej, na co Isabella natychmiast się zgodziła. Możliwość zakończenia tej sytuacji napawała ją wielką radością, a z jej serca powoli staczał się olbrzymi głaz.
Aczkolwiek zanim miało dojść do tej sytuacji, po drodze była jeszcze druga godzina eliksirów. Blondynka bardzo rzadko odliczała czas do skończenia tej lekcji, ale tym razem była na tyle zniecierpliwiona i zaciekawiona, iż wydawało jej się, że wskazówki zegara stoją w miejscu.
Tego dnia pracowali pojedynczo, więc nie musiała się przynajmniej martwić krzywymi spojrzeniami jej ewentualnego towarzysza. Tylko James, który zajmował ławkę za nią, co jakiś czas zatrzymywał na niej swój wzrok. Generalnie wszyscy byli jednak zajęci sobą, więc lekcja mijała w miarę sprawnie.
— Moi drodzy! — odezwał się nagle Slughorn, wychodząc ze swojego biura. — Jeżeli nie skończycie pracy dzisiaj, ocena nie będzie zbyt wysoka. Zostało wam pół godziny — oznajmił szybko, z zamiarem prędkiego powrotu do pomieszczenia, z którego wyszedł.
Nic z tych planów jednak nie wyszło, gdyż został równie sprawnie zatrzymany przez jednego z uczniów Hufflepuffu.
— Profesorze, ale to przecież zaawansowany poziom! — zaprotestował chłopak.
Isabella spojrzała na niego z niedowierzaniem, zastanawiając się, cóż takiego on bredzi.
Jak dla niej był to eliksir średniozaawansowany. Nie była nie wiadomo jakim orłem z tego przedmiotu, bowiem do Snape'a i Lily dużo jej brakowało, ale szło jej i tak całkiem dobrze. Dlatego teraz dziwiła się słowom puchona.
Nawet James, do którego na chwilę się odwróciła, sprawdzając jak mu idzie warzenie eliksiru, radził sobie naprawdę nieźle.
— Panie Popkins, Eliksir Herbicydowy robi się godzinę, w przypadku waszych kociołków lekko ponad, zatem pana argument jest kompletnie niestosowny, jako że pracujecie już dłuższy czas — odpowiedział nauczyciel, na co kilku ślizgonów zaśmiało się.
Izzy wywróciła oczami na ich zachowanie i wróciła do swojej mikstury, która była już na końcowym etapie tworzenia, na co się lekko uśmiechnęła. Szykowała jej się dobra ocena.
W tym samym czasie Horacy musiał pogodzić się z myślą, że nie będzie mógł nawet na chwilę umknąć swoim uczniom, gdyż ręka panny Evans wystrzeliła w górę, a ona sama poinformowała mężczyznę, że już skończyła. Krukonka zauważyła przy tym, że na twarzy Severusa pojawił się jeszcze większy grymas niż zwykle, gdyż sam powiedział o swoim dokonaniu dokładnie pół minuty później.
CZYTASZ
Fallen Dignity | Regulus Black
FanfictionKim byłbyś bez przyjaciół? Isabella Anderson od zawsze miała grono osób, dla których było sporo miejsca w jej sercu. Za roześmianego Jamesa, niesamowicie utalentowanego Remusa, nonszalanckiego Syriusza lub specyficzną Melanie mogłaby spokojnie przyj...