4. DZIEŃ, W KTÓRYM ZNOWU SIĘ POZNALI

313 26 2
                                    

Hogwart jeszcze nigdy nie wydawał się jej tak odległy i obcy. Kochała go całym swoim sercem, jednak wszystko czym dotychczas był, zniknęło. Mury, które dotąd wydawały się być niezniszczalne, jeszcze kilka miesięcy temu leżały w ruinie, kryjąc pod sobą ciała poległych. Ich twarze wciąż nawiedzały ją we śnie, a także podczas długich godzin, gdy nie mogła zasnąć. Myślała wtedy o tym, co zostało utracone. Zamek wzniesiono na nowo, jednak przeszłość wsiąknęła w zakamarki Hogwartu, tak samo jak krew zmarłych. Starała się o tym nie myśleć, jednak to wciąż nie dawało jej spokoju, tym bardziej, że osoba która była jej niczym siostra, nie wróciła z nią do szkoły, tak jak miały w planach. Leżąc na pojedynczym łóżku, bezwiednie głaskała siedzącego obok niej kota, który wydawał z siebie ciche dźwięki zadowolenia. 

- Wiem, że też ci jej brakuje - szepnęła Ginny do Krzywołapa, który na te słowa potarł swoją puchatą głową o jej rękę. 

Pomyślała, że to okrutne. Fakt, że Hermiona nie może mieć obok siebie nawet ukochanego zwierzęcia. Nawet miłość i przywiązanie Krzywołapa sprawiało jej fizyczny ból. Ogrom cierpienia wydawał się nie mieć granic. Ginny spojrzała na swój strój do gry i leżącą na kufrze odznakę Kapitana Drużyny Gryfonów. Marzyła o tym przez wiele lat, jednak teraz nie potrafiła szczerze się tym cieszyć. Cała sytuacja wysysała z niej energię. Nagle w jej sporym kominku zaszumiało, a czerwone płonienie ognia zastąpił zielony blask proszku Fiuu. Ginny usiadła na łóżku i poprawiła włosy. Cieszyła się, że dostała osobny pokój, dzięki czemu nie musiała znosić obecności młodszych koleżanek. Po chwili z kominka wyszedł wysoki chłopak, który otrzepawszy ciemny płaszcz wytarł buty o wycieraczkę, specjalnie rozłożoną przed kominkiem na takie okazje. 

- Jeśli McGonagall w końcu dowie się, że odwiedzasz mnie po nocy, to wywali mnie z drużyny - powiedziała Ginny wstając z łóżka. Krzywołap miauknął na powitanie. 

- Jestem Aurorem, mogę tu w chodzić kiedy chcę. 

- Dopiero kształcisz się na Aurora - poprawiła go Ginny i zawiesiła mu ręce na szyi. - A odwiedzać mnie możesz, bo dyrektor uznała, że to będzie dobre dla mojego samopoczucia - dodała całując Harry'ego prosto w usta. - Co prawda, miała raczej na myśli spotkania w Wielkiej Sali, ale co tam - na jej twarzy zamajaczył lekki uśmiech. 

Harry odwzajemnił pieszczotę i rozpiął płaszcz. W kominku znowu buchnął gorący ogień. 

- Jest coś, o czym chciałem z tobą porozmawiać - powiedział po chwili brunet. 

Ginny na te słowa lekko się spięła. Nie lubiła tonu oficjalnej rozmowy. Zawsze źle się to jej kojarzyło i przeważnie niosło z sobą nieprzyjemne informacje. Niemal niezauważalnie zmarszczyła brwi i z powrotem usiadła na łóżku. Przejechała ręką po grzbiecie Krzywołapa, który zamruczał z zadowoleniem. 

- Chodzi o Hermionę - zaczął Harry. Miodowe oczy Ginny natychmiast skupiły na nim swoją uwagę. Również Krzywołap zdawał się słuchać. - Wiem, że powinienem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale uznałem, że tak będzie lepiej - kontynuował i rzucił na pokój zaklęcie wyciszające. Śpiący za ścianą Gryfoni z pewnością obudziliby się słysząc wyrzuty Ginny, która ze łzami w oczach wściekała się na Harry'ego, gdy w końcu usłyszała o desperackiej próbie samobójczej Hermiony. 

- Jak mogłeś to przede mną ukryć?! - wrzeszczała. Zawsze wszystko przyjmowała ze spokojem, jednak to całkowicie wytrąciło ją z równowagi. 

- Wiem jak to brzmi, ale uwierz, nie sądzę, by Hermiona naprawdę chciała zrobić sobie krzywdę. Poza tym, ktoś jej pomógł - dodał. 

Na te słowa Ginny nieco się uspokoiła i znów utkwiła w Harrym świdrujące spojrzenie. Tym razem brunet usiadł obok biurka i spokojnie tłumaczył jej to, czego sam się dowiedział. Z każdą chwilą na twarzy Ginny malowało się coraz większe zdziwienie.

NIETYKALNA - DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz