Mała, spokojna wioska leżąca wśród gór, od dawna była miejscem, które kojarzę z najpiękniejszymi wakacjami, jakie można było przeżyć. U moich dziadków spędzałem prawie każde lato, nim wszedłem w okres nastoletniego buntu. Teraz, po latach, gdy szkolny mundurek zastąpił garnitur, zapomniana przez czas wioska była miejscem ucieczki od zbyt mocno przygniatającego mnie stresu.
Niestety śmiesznie krótki, tygodniowy urlop na ratowanie mojej kondycji psychicznej dobiegał końca i musiałem wrócić do smutnej rzeczywistości, zostawiając za sobą ukochany dom, gdzie ukochana babcia toczyła swoje życie, bez większych trosk. Całymi dniami razem z sąsiadami dbali o wioskę, przygotowywali wspólnie posiłki, pielęgnowali ogrody, czy bawili się do muzyki, odtwarzanej przez stare, nieco szumiące radio. Byli szczęśliwi. Dużo bardziej niż ja, muszący ciężko pracować od świtu do zmierzchu, a często i dłużej, by zarobić na czynsz za niewielki pokoik, w którym tylko sypiałem. Moje życie kręciło się jedynie wokół firmy, nie miałem już nawet przyjaciół, bo zwyczajnie brakowało mi sił, by po całym dniu przy biurku wyjść z nimi na miasto. Zresztą, inni także żyli w ten sposób. Smutna rzeczywistość, dzielona przez miliony młodych osób.
Razem z małą walizką, do której upchnąłem wszystkie potrzebne mi rzeczy na ten wyjazd, czekałem na malutkim dworcu, stojącym w środku pola. Dwuosobowa ławeczka, daszek, wszystko jak sprzed 50 lat. Tylko nowa kartka z rozkładem jazdy, zmieniana raz na pół roku, świadczyła o tym, że to miejsce nadal działało. Późnoletnie, ciepłe powietrze sprawiło, że bluzę musiałem przewiązać sobie w pasie, by niepotrzebnie nie grzała pleców.
Zaledwie dziesięć minut dzieliło mnie od podróży do domu, którego nienawidziłem. Starałem się o tym nie myśleć, poddając się głosowi lektora, który czytał audiobook. To odcinało mnie od smutnych myśli, ale jednocześnie od otoczenia, bo gdy ktoś nagle wpadł na mnie, aż lekko podskoczyłem wystraszony. Odwróciłem się do młodego chłopaka, który trzymał przed sobą rozłożoną wielką mapę, wyraźnie zaskoczony tym spotkaniem tak samo jak ja. Jego wielki plecak turystyczny świadczył o tym, że szykuje się na dalszą wyprawę. Co ciekawe - nie kojarzyłem go w ogóle z wioski, gdzie przecież wszyscy się znali.
- Oj, przepraszam. Już się pogubiłem w kierunkach - powiedział z lekkim ukłonem, odsuwając się ode mnie. Był tak uroczy, że mimowolnie się uśmiechnąłem. - Pan miejscowy?
- Nic nie szkodzi. Nie, byłem tylko w odwiedzinach u rodziny. Za to pan stanowczo podróżnik.
Młodzieniec uniósł nieco trzymaną mapę.
- No tak, widać od razu - przyznał rozbawiony. - Telefon mi padł, a jakoś musiałem tu trafić. Zresztą, ciężko tu z zasięgiem. Musiałem pytać miejscowych o drogę.
- Przyznam, że z zasięgiem tutaj nie jest najlepiej -zgodziłem się. - Ale co pana tu przywiało, by zwiedzać? Przecież tu nic nie ma.
- Lasy, góry, jaskinie, mili ludzie - stwierdził, robiąc gest ręką tak, jakby chciał mi wskazać każdą wymienianą rzecz, na końcu wskazując mnie, co było bardzo zabawne.
- Czyli prawdziwy podróżnik i poszukiwacz przygód.
- Tak, choć niestety na smoki jeszcze nie natrafiłem, a z tą miejscowością miałem nadzieję - przyznał ze śmiechem.
- Smoki? Cóż, faktycznie może być ciężko.
- Może na następnym przystanku. - Jego wesoła osobowość sprawiła, że czułem się absolutnie zauroczony. W towarzystwie takich osób od razu chce się uśmiechać. - A pan gdzie się wybiera? Do Seulu?
- Tak, wracam do domu. Niestety mój urlop dobiegł końca i pora wrócić do szarej rzeczywistości. Która właśnie nadjeżdża - dodałem, widząc za plecami podróżnika zbliżający się pociąg.
CZYTASZ
Cozy zone | Jeon Jeongguk x Park Jimin
ФанфикPierwsze spotkania, słodkie chwile razem, przypadkowe wydarzenia, które prowadzą do poznania. Weź herbatkę, ciepły kocyk i otul się krótkimi historiami o miłości Jungkooka i Jimina w różnych rzeczywistościach.