Minuty mijały, a ludzi przybywało. Niektórych kojarzyłam ze szkoły, a inni to pewnie znajomi znajomych Cam'a. Szczerze nie myślałam, że aż tyle ich przyjdzie.
Stałam przy przekąskach, pijąc pącz i rozmawiałam z moją przyjaciółką Marlee. Była niższa ode mnie, miała bląd włosy i zielone oczy, na policzkach miała drobne piegi. Była śliczna, ale nie mi to oceniać.
- Zazdroszczę ci wiesz - stwierdziła nagle
- Mi? A czemuż to? - Spytałam zaskoczona
- No wiesz, masz obojga rodziców, jesteś śliczna, każdy chce się z tobą przyjaźnić, a przedewszystkim masz kochającego chłopaka - Powiedziała.
- Nie przesadzaj Mer, też jesteś śliczna i nie udawaj, że nie widzisz ilu chłopaków się za tobą ogląda. Kiedyś napewno znajdziesz tego jedynego.
- Mam nadzieję. To jest takie cudowne, że jesteście już razem 1,5 roku i nie zapowiada się, żebyście się rozstali. - Rozmarzyła się.
- Hehe to jest zadziwiające, że on jeszcze ze mną wytrzymuje - zaśmiała się a ja do niej dołączyłam.
Z Marlee znaliśmy się od jakiś 11 lat. Poznaliśmy się przez nasze mamy i odrazu przypadłyśmy sobie do gustu. Mieszkamy 5 domów od siebie, spotykamy się praktycznie codziennie.
- Dałaś mu już prezent? - Spytała po chwili.
- Nie, czekam na odpowiedni moment. - Odparłam
-Jestem ciekawa czy mu się spodoba. - Zamyśliła się
Nagle z naszych przemyśleń wyrwał nas bardzo głośny huk. Wybiegłyśmy na zewnątrz, tam skąd dochodził dźwięk. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Do drzwi balkonowych wbity był samochód Cam'a. Wybiegł z pojazdu jakiś pijany nastolatek, miał około 16 lat. Widać było, że nie wie co się stało. Poszukałam wzrokiem Cam'a, biegł wściekły w stronę wypadku.
- Co ty idioto zrobiłeś, jesteś aż tak pijany, żeby wsiadać do samochodu.-
Do Camerona podbiegł jego przyjaciel, Ashton. Chyba jako jeden z niewielu był wmiare trzeźwy.
- Stary uspokuj się, nie jest tak źle, przynajmniej samochód jest cały, a wymienić szybę to grosze, jakby co ci dołożę. - Próbował go uspokoić - Nie daj sobie zepsuć imprezy
- Dobra, dzięki, później się tym zajmę, a z tobą debilu jeszcze się policze - spojrzał wściekły na chłopaka, który to zrobił.Podeszłam do Cam'a i zapytałam się czy wszystko wporządku. Widać było że jest nadal zły.
-Jutro się tym zajmiemy, dzisiaj się już tym nie zadręczaj - przytuliłam go i skradłam mu pocałunek.
Przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie i wpił się we mnie swoimi ciepłymi ustami. Nie wiem ile tak staliśmy i się całowaliśmy, ale wkońcu udało się nam do siebie oderwać, a nasze oddechy były nie równe.
- Kocham cie, wiesz skarbie
- Ja ciebie tez wariacje - jeszcze raz go pocałowałam i poszłam poszukać Mer.*
Było już grubo po północy. A impreza wcale nie cichła. Wręcz przeciwnie, przychodziło coraz więcej osób. Pojawiali się ludzie których nawet Cam nie znał, jacyś sąsiedzi, ci co przechodzili obok też nie przechodzili obojętnie. Miałam wrażenie, że jest tam około tysiąca osób albo i wiecej. Przekąsek już dawno nie było i zaczęliśmy zamawiać pizze, bo darli się, że są głodni. Wszędzie leżały śmieci, nawet basen nie był już czysty. Ludzie zaczęli skakać z rowerami z dachu, do wody, podpalali kwiatki w ogródku, w powietrzu unosił się dym od wypalanych papierosów. Sąsiedzi nie skarżyli się na hałas, bo wszyscy byli na imprezie. Osoby w środku zaczęli tłuc talerze, szklanki i inne szklane rzeczy. Chyba wszystkie pokoje były już zajęte od zjaranych par. Nie jestem pewna czy nawet nie było trojkącików. Nad tym już powoli nie dało się zapanować. Policja przychodziła i uciszała nas setki razy.
Mam złe przeczucia, że zaraz się stanie coś złego. Starałam się wyszukać w tym tłumie mojego chłopaka. Ja dzisiaj też nie piłam zbyt dużo, bo przydało by się kilka racjonalnie myślących osób.
- Cam! Cameron! Gdzie jesteś! -
Chodziłam tak po jego posiadłości jeszcze jakieś 5 minut i gdy stanęłam w ogrodzie wryło mnie w ziemię. Na ziemi obok basenu leżał nieprzytomny Cam. Nikt nie zwracał na niego uwagi tylko przechodzili obojętnie. Podbiegłam do niego szybko i sprawdziam tętno. Na szczęście żył. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do sypialni. Tego było już za wiele, trzeba było to zakończyć. Wyciągnęła z szuflady zapasowy pistolet Cam'a, który kiedyś dostał od taty na naprawdę awaryjne sytuację.
Wybiegłam szybko do ogród, wyciągnęłam pistolet i strzeliłam w powietrze. Wszyscy jak jeden mąż stanęli jak wryci, a muzyka ucichła. Włączyłam wcześniej wzięty megafon i krzyknęłam:
- Zamknąć się wszyscy! Impreza zamknięta, wynocha!
Wydzierałam się, a ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę. Po chwili jednak powili zaczęli kierować się do wyjścia. Ułożyło mi, że mnie posłuchał. Poczekałam jeszcze jakieś pięć minut, aż wszyscy wyszli, odwróciłam się i pobiegłam do Cam'a. Zobaczyłam że Luck i Mer już są przy nim.
- Dzwoniłam już na pogotowie, powinni zaraz przyjechać - Powiedziała Mer, widząc jak wchodzę do pokoju.
- To dobrze. Matko to co się tu działo to było straszne. Zdecydowanie nie takiej imprezy się spodziewałam.
- Ja też - przyznał mi rację Luck. - Połowy osób, która tu była nie znałem.
Usłyszeliśmy sygnał karetki. Zeszłam na dół i przyprowadziłam dwóch mężczyzn, którzy zabrali Cam'a do szpitala. Wszyscy troje zabraliśmy się z nimi, bo sami nie byliśmy w stanie prowadzić.Była godzina około 4 nad ranem, czekaliśmy w poczekalni już od pół godziny, aż w końcu z sali wyszedł lekarz, żeby nas poinformować o stanie zdrowia Camerona. Po jego minie nie mogłam odczytać czy wszystko wporządku czy raczej nie. W tej chwili miałam wrażenie, że serce przestało mi bić.
#####
Witam
A więc już trzeci rozdział.
Mam nadzieję, że jest ok.
Jeśli przeczytałeś zostaw po sobie jaki ślad.
Do następnego xxxx