Ah Tatry me zawsze lubiane
Me nadzwyczaj kochane
Uwielbiam wasze wiatry chłodne
I i szczyty wysokieA gdy dni cieplijsze
Wyczerpana, na szczycie odpoczywam
I rozmyślam nad Przerwy-Tetmajera
Poezją złotą i jakże płaczęAh szlocham wielce
Gdyż wiem że to nigdy nie potrwa wiecznie
A jak już ślepia me zmęczone
Zasiadam przy biesiadnym stoleI pozwalam się okalać muzyce
Ah też skrzypce, ah te głosy
Delikatnie muskają me uszyAh i ich stroje
Ah te koszule białe
Ah te korale czerwone
Ah te chusty koralowe
Ah te kapelusze z piórkiemiAleż cóż mi po tym
Bo toż ja nie góral
A stolicy mieszkaniec
Ależ nie mam ciupagi ani nawet kłobukaI janosik ni jest mym bohaterem z dzieciństwa
Nie mam ani stolarzy, ani muzykantów
Ani pasterzy w rodzinieJekżem kocham te podhale
Żyć muzyką, poezją i rozmyślaniem
To też jak ukochany ni wyjedzie że mną
Toż to ja sama wyjadę i nie wrócęTak, tak, od wszystkich się wtedy odwrócę
I mimo że samotnika mi życie nie pisane
To i tak jam zrobię to co naprawdę kocham
Bo wolność jest mi w żywioł mój wpisanaI tylko chce, tak usiąść z rana
Na polanie, gdzieś wysoko, gdzieś wśród owiec stada
Tylko po to by się zamyślić na chwilę lub dwie
I podziwiać to całe piękno co stworzone zostałoNie mieć problemów i zmartwień
Myśleć tylko o pięknie krajobrazu
I podziwiać muzykę biesiadną
Ah tak mało do szczęścia potrzebaLecz jednak jest to ogrom
Ogrom, odcięcia sięLecz czy ja powinnam?
Czy miałabym tworzyć konflikty, służenia i dyskusje?
Po to bym szczęścia zaznała?Na razie mogę nie wybierać bo jestem jeszcze młoda
Młoda lecz nie szczęśliwa