Rozdział II

72 2 0
                                    

Rano obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Sięgnąłem po telefon leżący na nocnej półce, by sprawdzić godzinę. Była dopiero szósta trzydzieści.

Odłożyłem komórkę i wydając z siebie ciche pomruki niezadowolenia przyłożyłem poduszkę do głowy, tak by zagłuszyła przeszkadzający mi halas.

Niestety nic mi to nie dało, a moje rozdrażnienie spowodowane dobijaniem się do mojego pokoju tylko wzrosło.

Wstałem z łóżka ciut poddenerwowany zrzucając przy okazji całą pościel na podłogę i gniewnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi, które następnie otworzyłem.

- Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale próbuję spać - Warknąłem w stronę natarczywego gościa.

Alan, który stał przede mną z tą swoją standardowo obojętną miną nic sobie z mojej złości nie robił i wymijając mnie w przejściu w prosił się do mojego pokoju.
Rozsiadł się na mym łóżku jak król i raczej nie spieszyło mu się do wyjścia.

- Możesz sobie iść? - Spytałem z irytacją w głosie.

- Nie - Odpowiedział i teraz jeszcze podłożył se poduszkę pod głowę, by lepiej mu się leżało.

- Czego chcesz? - Zapytałem, podchodzą i stając przed nim.

- Ojciec kazał mi cię obudzić.

- Po co?

- Zabiera nas dzisiaj na jakieś spotkanie z ludźmi z pracy - Oznajmił bez krzty entuzjazmu, przewracając oczami
. Założę się, że jemu tak samo nie chciało się tam iść jak mi.

Zawsze kiedy myślałem o tym, że musiałem się pojawiać na tego typu wydarzeniach, miałem ochotę się zakopać gdzieś głęboko pod ziemią. Tak by nikt nie mógł mnie znaleźć.

- Super, po prostu świetnie - Rzuciłem sarkastycznie - Nie może zabrać tylko ciebie? Ja raczej nie będę mu potrzebny.

- Mógłby, ale wolę byś też poszedł - Oznajmił wzdychając - Nie zostawiaj mnie na pastwę losu.

Z początku czułem się bezradny wiedząc, że nie mam za dużego wyboru, ale chwilę później do głowy zawitał mi świetny pomysł, który od razu poprawił mi humor. Alan pewnie to zauważył, gdyż uniósł prawą brew ku górze w zapytaniu.

- Zgoda, pójdę - Odrzekłem, kładąc dłonie na talii. Alan spojrzał na mnie zdziwiony moją nagłą zmianą zdania i chyba próbował się czegoś doszukać w moim wyrazie twarzy.

- I co? Tylko tyle? Nie będziesz się kłócić, stroić fochów ani nic? - Spytał, opierając się na łokciach.

Ja za to skierowałem się w stronę szafy, by wybrać sobie ubrania, które założę.

- Nie. Skoro tak ojciec zadecydował, to okej. Tylko żeby później tego nie żałował - Odparłem złowrogo i chyba dało się wyczuć, że coś planuję. Grzebiąc w ubraniach znalazłem koszulkę, której szukałem i odwróciłem się z nią w stronę brata - Ładna?

- Chcesz to założyć? - Spytał, robiąc przy tym zdegustowaną minę.

Wiedziałem o co mu chodzi. Bluzka, którą wybrałem była cała prześwitująca. Wyjątkiem był materiał w niej wszyty, który miał zakrywać sutki.
Miała ona kolor czarny i posiadała długie rękawy.

- Czemu nie? - Powiedziałem, na co mój bliźniak złapał się za głowę ewidentnie załamany moim pomysłem.

- Błagam, Jeff - Zaczął - Nie możesz choć raz niczego nie odstawiać?

- Ale o co ci chodzi? Sam wiesz jak ten zwyrol mnie traktuje, a skoro nadarza się okazja, by mu dopiec to z chęcią z niej skorzystam - Oznajmiłem i rzuciwszy bluzkę na łóżko powróciłem do poszukiwania kolejnej odzieży - Zamierzam się ubrać najbardziej gejowsko według stereotypów, tak by szczena mu opadła.

Po Burzy Zawsze Wychodzi SłońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz