04.09.1975.

19 3 4
                                    

Bardzo często oglądała swoją rękę.
Bardzo często od wczoraj.
Oglądała ją z każdej strony i zachwycała się. Niby nic nadzwyczajnego, dłoń jak dłoń. A jednak z biżuterią, która ją zdobiła tworzyła dzieło sztuki. Nie wiedziała czemu czuła nagły przypływ ekscytacji, gdy tylko patrzyła na sygnet, którego zwędziły jej zapędy kleptomańskie. Przejechała ręką po szyi, aż do dekoltu i westchnęła czując na sobie dotyk zimnego metalu. Odchyliła głowę, ciężko przełykając ślinę.

-Wyglądasz jak bogini, amour. - powiedział Joseph, siłą woli powstrzymując się by do niej nie podejść.

-Straciłam nastrój. - powiedziała teatralnie jakby wyolbrzymiając, ale faktycznie zaprzestała swoich poczynań. Zapięła guziki koszuli, a nieco za dużą spódniczkę od mundurka, która obecnie była podwinięta, zsunęła ponownie na nogi. Wygładziła jej materiał i zeszła z ławki. Chłopak mruknął na jej poczynania z dezaprobatą, pokazując swoje niezadowolenie.

-Zamierzasz mu go oddać? - zapytał zauroczony młodszą dziewczyną. Chociaż patrząc na nią teraz znał odpowiedź. - Twoja miną mówi mi, że masz zamiar go zatrzymać.

-Jesteś nieomylny jak zawsze, mój drogi kuzynie. - podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu, by po chwili go objąć, a on objął ją. Był dla niej jak drugi brat, choć tego tutaj wolała bardziej od rodzonego. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

-Zanudziłabyś się na śmierć. Nie wyobrażam sobie, że rodzice mogliby wybrać kogoś innego na twojego opiekuna zamiast mnie. - położył policzek na jej kruczoczarnych włosach. Pachiały kawą i papierosami, mieszając się z nutą jej różanego szamponu, który bardzo uwielbiał. - Zabiłbym typa, a potem nie mieliby wyboru i wybraliby mnie.

-Nie przesadzaj, doskonale wiesz, że byłeś pierwszym pewnym wyborem od kiedy tylko przyszłam na świat tamtej zimy.

-Powiedz mi, czemu po prostu do niego nie zagadasz? - zamyśliła się chwilę. Niby nic nie stało na przeszkodzie, ale dla niej było to po prostu zbyt nudne. Od dziecka lubiła gierki, których w jej domu pełnym intryg, które były stawiane jako przekąska na stole między śniadaniem a obiadem i obiadem a kolacją. Podobno świat jest jak teatr. Życie to scena, a ludzie to aktorzy. Każdy odgrywa poszczególne role. Albo jesteś gotów odegrać główną rolę, albo jesteś tą jedną postacią drugoplanową, która pojawia się tylko w jednym odcinku na siedem sezonow i nie wnosi nic swoją osobą. Lecz Jean nie chciała być żadną z nich, chciała iść w ślady swojego przodka z XVII wieku i matki. Była w stanie poświęcić wszystko, żeby to osiągnąć.
Chciała rozdawać ludziom role.
Być kimś pokroju reżysera.

-Musimy iść, przerwa się kończy. - odsunął się od niej. - Za dokładnie sześć minut twój gryfon ma lekcje transmutacji, a ty chcesz przejść tym korytarzem i pójść na około, by zejść do lochów na eliksiry.

-Nauczyłeś się już mojego grafiku na pamięć? - zakpiła, zakładając ręce na piersi. - Nie zapomnij, że od razu po eliksirach musimy pójść na dziedziniec.

-Tak, wiem. Ale nie rozumiem po co.

-Ponieważ tam, za murkiem będzie siedział Potter z Blackiem palący papierosy. - zarzuciła torbę na ramię i wyszła ze schowka, a z nią Joseph. - Dosłownie nie zdążą spalić nawet pół papierosa a przyjdzie do nich Remus, który spyta czy poratują fajeczką kolegę w potrzebie.

-Jak ty to wszystko planujesz? Lupin ma najwięcej zajęć i aktywności  pozalekcyjnych chyba z wszystkich uczniów Hogwartu. - przystanęli za rogiem korytarza skąd dziewczyną miała dobry widok na gryfona. Spojrzała na niego wymownie, jakby samym spojrzeniem miała mu przekazać swoją tajemnicę. Kto wie, może i tak właśnie było. - No tak, zapisałaś się na wszystkie jego zajęcia. Mam rację?

Ale ona pozostawiła to bez komentarza, uznała to za zbędne. Miały to do siebie pytania retoryczne. Znał ją jak nikt inny. Znał jej wszystkie sekrety, lęki, fetysze. Wiedział co lubi najbardziej jeść, jaka jest jej pasja, ulubiony kolor, jak i gdzie lubi być dotykana. Poznał jej każde, nawet to najbardziej mroczne oblicze. W tym Remus Lupin nigdy mu dorówna, nie będzie mu nawet dorastał do pięt. Nikt nigdy go nie zastąpi, a ona zawsze wybierze jego. To do niego będzie wracać, bo on jest jedyną pewną i stabilną opcją.
Obserwowała każdy jego gest, gdy opierając się o ścianę jego bystre oczy kodowały to co się wokół niego dzieje, to jak unosi kąciki ust niby to w geście nieśmiałości. Ale ona wiedziała, że to tylko maska, pod którą kryją się niezliczone pokłady pewności siebie i ostrzeżenia. Nie rozumiała czemu to ukrywał. Mógł mieć dziewczyn na pęczki, jak nie więcej niż jego przyjaciele. Był wysoki i dobrze zbudowany, twarz była bardzo przystojna, mimo że zdobiły ją blizny, bujne i zawsze dobrze ułożone włosy. Mogłaby przysiąc, że podkochiwało się w nim wiele dziewczyn, ale nie miało odwagi zagadać. Przez samą jego życzliwość był pewnie obiektem westchnień wszystkich puchonek. Zacisnęła pieści tak mocno, że dźwięk strzelających knykci zniknął echem w gwarze uczniów.

-Oj, niedobrze. - powiedział Joseph, przytrzymując ramię kuzynki.

Remus Lupin rozmawia z dziewczyną. Nie była to żadna z koleżanek na jego roku ani z zajęć. Dziewczyna nazywa się Harper Travers i jest uczennicą Slytherinu na szóstym roku. Ładna, wysoka dziewczyna o czarnych krótkich włosach uśmiechała się do gryfona.
Flirtowali. W myślach milion razy zabiła koleżankę i gdyby nie Richelieu, który naprawdę mocno trzymał jej ramię pewnie by na miejscu rzuciła w nią Avadą.

-Nie rób scen. Zemścisz się na niej, a ja ci w tym pomogę, ale nie teraz. - odciągnął ją na bok za narożnik. Przytrzymał jej ramiona, przyciskając do ściany. - Jean, odpuść.

-Odpuścić? - wyszeptała, jakby utomaniona.

-Tak, Mon petit.

-Będzie cierpieć.

-Zniszczę ją dla ciebie. Spokojnie, Ma chérie. - ucałował ją w czoło. Zrobiłby dla niej wszystko. Zabiłby dla niej i nie były to tylko puste obietnice. Wziął ją za rękę i szedł przodem przez korytarz. Szła za nim dając się prowadzić. Joseph rzucił Lupinowi wściekłe spojrzenie, na co chłopak zmarszczył brwi. Przecież nawet się nie znali, ale widząc kogo ciągnął za sobą w jego oczach coś błysnęło.

-Masz teraz eliksiry, potem sobie pójdziemy na długiej przerwie na dziedziniec i zapalimy papieroska. Wiem, że chcesz. - nie interesowało go, że on sam spóźni się na lekcje. Odprowadzi ją i tyle, nawet jeśli Dumbledore da mu szlaban. Nie obchodziły go żadne konsekwencje jeżeli robił coś dla niej. Szkoła nawet nie namiastka tego co czeka ją po ukończeniu Hogwartu. Plotki owiane złą sławą to ostatnia rzecz na jaką mogła sobie pozwolić panna Richelieu. Korzystając z okazji wsunął jej do kieszeni fiolkę złocistego płynu.

-Dziękuję, że nie zrobiłam nic głupiego.

-Od tego mnie masz.

°°°
Przeczytaliście właśnie 1037 słowa.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 01, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The boy with scars on heart | Remus John Lupin 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz