Rozdział III - Ktoś do mnie strzela

171 12 1
                                    


Tego samego dnia wieczorem Voriel dostał szczegółowe informacje o nadawcy maila. Na tyle szczegółowe, na ile mogły być, biorąc pod uwagę, jak niewiele tego było. Siergiejowi udało się przejść przez kilka słabszych zabezpieczeń, a także przez VPN, jednak według jego wyników, nadawca napisał z Chin. Dokładniej określić się nie dało, a ta informacja dała Vorielowi tyle, co nic. Nie znaczyło to ani że to Chińczyk, ani że nawet mieszka w Chinach. A tym bardziej to, czy wciąż tam jest.

Kimkolwiek był, jego informacje były trafne. Trzeba było się zainteresować potencjalnymi ofiarami, potomkami Vlada Tepesa. Czy sam Vlad też był zagrożony? Najpewniej tak, ale akurat o Michaela Voriel się nie martwił. Alexandra też była wystarczająco przygotowana, by się obronić, ale musiał ją powiadomić o całej sytuacji. Tak samo jak Teehlego i zresztą także Emila, który zarządzał watykańskim oddziałem. Voriel musiał też zadbać o tych wszystkich z drzewa, którzy wiedzieli lub nie wiedzieli o swoim pochodzeniu, ale sam części nie znał. Poza tym nie mógł po prostu im powiedzieć, że ktoś na nich poluje. Odchylił się na fotelu i popatrzył pusto w sufit. Michael by wiedział, co zrobić.

Wyciągnął telefon i znalazł w liście kontaktów numer podpisany jego imieniem. Nie zamierzał mu zrzucać całej sytuacji na głowę, ale wampir musiał wiedzieć, że może być celem ataku.

"Mamy podejrzenie, że ktoś poluje na potomków Vlada Tepesa. Uważaj na siebie. Voriel."

Odpowiedź przyszła prawie natychmiast, czego łowca się szczerze nie spodziewał, ale mimowolnie wywołało to lekki uśmiech. "Wyślij mi wszystkie powiązane raporty. M.".

– Już się robi - mruknął i wrócił do komputera. Czekało go rozesłanie wszystkiego do każdego oddziału, Alexandry i Michaela.

***

Kula wystrzelona z karabinu snajperskiego jest szybsza od dźwięku wystrzału. Siergiej nie mógł jej usłyszeć, gdy otwierał drzwi klatki schodowej swojej wynajętej kamienicy. Ale instynkt dampira podpowiedział mu o zbliżającym się niebezpieczeństwie i łowca zdążył docisnąć się do ściany. Pocisk, który miał przebić jego klatkę piersiową, zamiast tego prawie nieszkodliwie przeleciał przez rękaw kurtki, ledwo zahaczając skórę i mięśnie przedramienia. Siergiej syknął, przyciskając rękę ciasno do ciała i błyskawicznie, zanim drzwi się zamknęły, wślizgnął się do kamienicy i przycisnął do ściany z dala od wejścia. Nie odważył się wyjrzeć przez okienko w drzwiach.
Ktoś go tu bardzo nie lubił. Siergiej pracował w Organizacji już tak długo, że niewiele go dziwiło, w tym też atak snajperski na niego samego. Inna sprawa, że wydarzył się tutaj, w Szwecji.

Powoli, ostrożnym ruchem blisko ściany, wyciągnął telefon, ignorując ból rany i cieknącą po palcach na ziemię krew. Wybrał numer Jonathana.

– Halo? - odezwał się przyjaciel.

– Ktoś do mnie strzela - poinformował go sucho dampir.

– Gdzie? - Jonathan, o ile na pewno zaskoczony, nie zadał głupich pytań typu "Co, kto?" - Jesteś ranny?

– Kula drasnęła mnie w rękę. Teraz siedzę w klatce schodowej swojej kamienicy. Nie wiem, czy wróg po mnie przyjdzie, czy czeka na dachu, czy już go nie ma.

– Z kamienic są tylne wyjścia, na podwórka. Sprawdź, czy tam jesteś bezpieczny, a ja będę za 5 minut. Dzwoń w razie problemów.

– Dzięki.

Jonathan się rozłączył, w tle Siergiej usłyszał odpalany silnik samochodu. Schował telefon i rozdarł dolną krawędź koszulki, by zawiązać pas materiału jako prowizoryczną opaskę uciskową. Potem powoli ruszył wciąż wzdłuż ściany i uważnie obserwując drzwi kamienicy, w stronę tylnego wyjścia. Siergiej odrobił zadanie domowe, gdy tu przyjechał pierwszy raz, ale wyjście na podwórko nie bardzo mu dawało wiele opcji. Brama z podwórka na ulicę była jak wielka, piękna tarcza strzelnicza. Nie mógł tak po prostu sobie tamtędy wyjść. Ale jeśli Jonathan miał przyjechać, była dla niego szansa. Rozejrzał się po otaczających go ścianach, oknach, elewacji i krawędziach dachów, ale tutaj wyglądało na to, że jest sam. Przykucnął w jednym z bardziej zaciemnionych rogów podwórka i czekał na telefon od Jonathana, ciągle obserwując otoczenie w pełnym skupieniu. Rana na przedramieniu bolała go coraz bardziej, ale prowizoryczny opatrunek póki co spełniał swoją rolę. Dopiero teraz miał chwilę, by zastanowić się, co się właściwie wydarzyło. Kto mógł strzelać. Wampir, który poluje na ludzi Jonathana? Ciężko było uwierzyć, żeby przypadkowy wampir tak dobrze posługiwał się karabinem snajperskim. Ktoś z Watykanu? Emil nie wspominał o żadnych buntach i Watykan od śmierci Flavia, sprawdzał się w roli oddziału. Może ktoś całkowicie nowy, polujący na wampiry, na dampiry, na nieludzi? Siergieja na moment zmroziła nagła myśl. A co jeśli to ktoś z jego oddziału postanowił wrócić do starych zasad przejmowania oddziału i zamierza go zabić, by dowodzić? Na początku wiele osób nie było chętnych na demokratyczne wybory, które zaproponował Siergiej, ale z upływem lat, protesty ucichły, a do tego dampir został wybrany dalej jako szef. Ale jeśli ktoś chciałby się go pozbyć, to przypadkowa śmierć na misji byłaby najmniej podejrzana. O ile by wyszła za pierwszym razem.

AlexandraWhere stories live. Discover now