4. Muszę Ją Zobaczyć

71 10 2
                                    

Malum nie miała w zwyczaju demolować świątyń. Zazwyczaj niszczyła tylko podobizny bogów, czasem sale tronowe, ale nigdy nie naruszała reszty świątyń. Jednak rezydencję Ferno demolowala piętro po piętrze. Darła zasłony, roztrzaskiwała meble, rzucała porcelaną. Krzyczała przy tym jak wściekła bestia i nic nie było w stanie jej uspokoić.

W tym samym czasie Eledar, czyli fioletowowłosy chłopak, będący hybrydą lisa i jednocześnie nadwornym medykiem Malum trząsł się przerażony w objęciach swojego narzeczonego. Dławił się łzami, i tulił do siebie swój ogon jak by w nadziei, że to go uspokoi. Obejmujący go blondyn imieniem Shiro, był w takim szoku, że był w stanie tylko uspokajająco głaskać swojego partnera po głowie.

Żadne z tej trójki nie miało pojęcia co się wydarzyło kilkanaście godzin temu. Eledar i Malum widzieli Hoshi. Hoshi, którą uważali za martwą od prawie trzystu lat. I nie było możliwości, że był to tylko ktoś do niej podobny. Czarnowłosa była w stanie rozpoznać tą dziewczynę błyskawicznie, zawsze tak było i zawsze tak będzie. Nie rozumieli tylko jednego, dlaczego szatynka spanikowała na ich widok i zaczęła uciekać i dlaczego ich nie rozpoznała? Cała ta sytuacja była niedorzeczna i żadne z trojga obecnych w świątyni nie potrafiło logicznie tego wyjaśnić.

Malum czuła się tak jakby miała zaraz jednocześnie zacząć płakać i krzyczeć. Nie czuła takiej rozpaczy od blisko trzystu lat. Przez cały ten czas również nie odczuwała niczego prócz wiecznej wściekłości i żądzy boskiej krwi. Ale gdy zobaczyła Hoshi to wszystko na moment przestało istnieć, na kilka sekund cała ta nienawiść, ta pustka zniknęła, zastąpiona niedowierzaniem i radością. Ale wtedy dziewczyna zaczęła uciekać, patrząc na czarnowłosą jak na potwora, a to sprawiło że ledwo bijące serce Malum po raz kolejny rozpadło się na kawałki.

Kobieta nie myślała nad tym za długo. Po doszczętnym zdemolowwniu sali tronowej i powieszeniu przed świątynią ciała boga wiatru, kazała Shiro i Eledarowi wracać do jej rezydencji, a sama opadła na zachlapany krwią tron i ukryła twarz w dłoniach. Kiedy zabiła Boga Prawdy przez pewnien czas odczuwała drobną satysfakcję, ale po morderstwie Ferno nie czuła nic. Nie interesowało ją to, że właśnie wymazała z egzystencji kolejnego z przedwiecznych. Jedyne o czym potrafiła myśleć to Hoshi, uciekająca przed nią w panice. Jednak mimo strachu dziewczyny nie zamierzała jej zostawić, zobaczyła ją pierwszy raz od trzystu lat, po tym jak na własne oczy widziała jej śmierć. Nie obchodziło ją jakim cudem szatynka żyje, myślała tylko o tym żeby znowu ją zobaczyć.

Kierowana silnymi emocjami wyszła na balkon i gwizdnęła przez palce. Nad miastem przemknął długi na kilkadziesiąt metrów cień, a po okolicy poniósł się przeszywający ryk. Obecni na dziedzińcu cywile zaczęli krzyczeć i uciekać na wszystkie możliwe strony, gdy nad ich głowami przeleciała wiwerna o czarnych jak noc łuskach. Gad usiadł na dachu świątyni, zarzucając kilkanaście złotych dachówek, które roztrzaskały się o ziemię. Malum podniosła rękę i złapała za szpony przy skrzydle zwierzęcia, wiwerna podniosła kobietę w taki sposób, że ta mogła zsunąć się po skrzydle i usiąść na grzbiecie gada. Poprawiła swoją szatę by było jej wygodnie, po czym lekko uderzyła butem w odpowiednie miejsce na boku wiwerny dając jej do zrozumienia, że ma lecieć na północ, w kierunku gęstego lasu, rozpościerającego się zaraz przed bramą do miasta. Zwierzę poderwało się do lotu jednym machnięciem skrzydeł, zrzucając przy tym kolejne dachówki.

Malum nie dbała ani o to, że wzbudza jeszcze większą panikę wśród cywili ani o to że tym razem też miała poczekać na innych bogów na miejscu swojej małej masakry. Nie dbała o to, jedynym czego obecnie chciała było znalezienie Hoshi i nie zamierzała zsiadać z grzbietu swojej wiwerny dopóki jej nie zobaczy. Samo zwierzę też wiedziało co się dzieje i wzrokiem przeszukiwało znajdujący się pod nim las, węszyło w powietrzu i raz po raz obniżało lot, gdy tylko zobaczyło nawet najdrobniejszy ruch.

W pewnym momencie Malum wyłapała drobny ruch pomiędzy drzewami. Zauważyła biel i już chciała dać znak wiwernie by ta wylądowała, ale szybko okazało się, że był to tylko pocztowy gołąb, który wyleciał z pomiędzy drzew.

Czarnowłosa i jej wiwerna przeczesywały okolicę aż do wieczora. Kobieta wiedziała, że wraz z zapadającą ciemnością będzie trudniej cokolwiek zauważyć. Księżyc był w nowiu, więc nie było żadnego źródła światła. Nawet nie było widać gwiazd, bo niebo przysłoniły ciężkie burzowe chmury.

Gdy noc zapadła na dobre, kobieta dała znać zwierzęciu żeby te wylądowało na niewielkiej polanie między leśną gestwiną. Malum z gracją zeskoczyła z grzbietu gada i dała znać że ten ma wracać, a sama szybkim krokiem weszła między drzewa, miała zamiar znaleźć Hoshi, nawet jeśli będzie musiała przeczesywać ten las do rana.

* * *

Hoshi znowu się potknęła i żeby nie wylądować w błotnistej ściółce złapała za gałąź pobliskiego drzewa, wbijając kilka drzazg w swoją dłoń. Syknęła cicho i pomachała lekko ręką, jakby chciała strzepnąć z niej ból. Przez całą noc przedzierała się przez las, próbując dotrzeć do głównej drogi i jednocześnie oddalić się od miasta najbardziej jak było to możliwe. Nadal nie wiedziała co dokładnie się stało, ale instynkt samozachowawczy kazał jej uciekać i to najdalej jak było to możliwe. Dlatego dalej brnęła przed siebie, brudna od błota, poraniona od świerkowych igieł w butach mokrych od porannej rosy. Starała się pocieszać tym, że ma chociaż nową szatę i nie musi męczyć się z nieposłusznym, samoodwiązującym się pasem. Sytuacja była beznadziejna i Hoshi tylko modliła się do wszystkich bogów o to by ta dziwna kobieta nie była szalona na tyle by jej po tym wszystkim szukać.

Więc dalej szła z nadzieją, że zaraz wyjdzie na główną drogę, a cała ta sytuacja okaże się być tylko chwilowym koszmarem.


Twilight Of The GodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz