7. W Paszczy Lwa

98 13 3
                                    

Gdy Hoshi się wybudziła wiedziała tylko trzy rzeczy. Pierwsza, nie ma bladego pojęcia gdzie jest, ponieważ leżała na czymś bardzo miękkim, a ostatnim miejscem które pamięta była kamienista droga obok lasu, która ewidentnie nie byłaby zbyt wygodna. Druga, głowa boli ją tak niemiłosiernie jakby ktoś przywalił jej trzy razy kowalskim młotem. A trzecia, ktoś trzyma ją za rękę i właśnie to ostatnie zaniepokoiło ją najbardziej. Uchyliła powieki na tyle lekko, że było to niezauważalne i ogarnęła okolicę wzrokiem na tyle na ile mogła. Widziała bardzo niewyraźnie, ale udało jej się dojść do konkluzji, że jest w bardzo przestronnym, ciemnym pomieszczeniu, które było udekorowane w zdecydowanie zbyt bogaty sposób. Leżała na szerokim na cztery metry łóżku i była okryta czymś co przypominało czarną pelerynę, przeszywaną srebrnymi nićmi.

Po pewnym czasie postanowiła ostrożniej przechylić głowę na bok i zobaczyć kto trzyma ją za rękę. Wiedziała tylko tyle, że dłoń nieznajomej była znacznie większą od jej własnej, palce miała szczupłe, a poznokcie dłuższe niż noszą mężczyźni i ostro zakończone, dzięki czemu wywnioskowała, że ma do czynienia z kobietą. Nieco jej ulżyło, bo mimo wszystko wolałaby być w towarzystwie obcej kobiety niż obcego mężczyzny. Powoli przechylając głowę na bok modliła się w duchu, żeby miała do czynienia z jakąś dobrą duszą, która po prostu znalazła ją ranną i pomogła jej czysto z dobrego serca, a nie bo miała jakieś złe zamiary. Jednak te nadzieje pękły jak kryształowy kieliszek podczas przedstawienia w operze, gdy zobaczyła parę dobrze sobie znanych szarych oczu o pionowych źrenicach.

Hoshi zachowała się jak przerażony kot, najpierw wydała z siebie zduszony krzyk, potem poderwała się z łóżka, najeżona do granic możliwości, ale zrobiła to na tyle szybko, że zakręciło się jej w głowie i musiała złapać za ramę łóżka i wziąć kilka głębszych wydechów, żeby jej świat wrócił do normy. Na jej nieszczęście w tym właśnie czasie druga kobieta podniosła się z podłogi i szybkim krokiem do niej podeszła. Szatynka spodziewała się że zaraz poczuje nóż na szyi, albo uderzenie, ale zamiast tego poczuła jak czarnowłosa kładzie rękę na jej tali, tym samym pomagając jej utrzymać się na nogach.

-Proszę nie bój się, jesteś tu bezpieczna, nikt nie zrobi ci krzywdy - zapewniła.

Malum jak na przerażająco wyglądającą, dwu metrową kobietę, o trupio bladej skórze miała niezwykle jedwabisty i czuły ton głosu. Jej dotyk też był delikatny, chociaż dłonie miała dość szorstkie, zapewne od ciągłego używania broni. Mimo tej niewinnej otoczki, Hoshi wciąż była tak samo przerażona i nawet bała się spojrzeć na drugą kobietę, a co dopiero się odezwać. Czarnowłosa najwyraźniej to wyczuła, bo westchnęła cicho po czym prawie szeptem dodała:

-Hoshi proszę, po prostu usiądź i mnie wysłuchaj.

Słysząc swoje imię dziewczyna instynktownie spojrzała na czarnowłosą zaskoczona. Pod wpływem impulsu nawet dała radę się odezwać.

-Znasz mnie?

Jednak tak szybko jak doznała tej nagłej fali odwagi tak szybko ją też straciła. Znowu zamarła w bezruchu gdy tylko spojrzała na wyższą od niej o jakieś trzydzieści pięć centymetrów kobietę, która na jej oczach zabiła boga jakby był on niczym. Pierwszym co pomyślała było to, że zaraz podzieli jego los, za bezpośredni ton jakim się do niej zwróciła. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, co więcej czarnowłosa ostrożnie pomogła jej usiąść na łóżku, po czym klęknęła przed nią na podłdze, jakby nie chciała jej przewyższać. Jej aura było niepokojąco spokojna, przez co Hoshi zgłupiała już do reszty. Tak jak wcześniej się bała, tak teraz nie miała bladego pojęcia co się dzieje i miała wrażenie, że to wszystko jej się tylko śni. Jak to wszystko w ogóle wygląda? Jest w jakimś pokoju, w którym nawet mała poduszka wygląda na wartą więcej niż wszystko co kiedykolwiek miała Hoshi razem wzięte. Do tego siedziała na wyłożony jedwabiem łóżku, a przed nią na podłodze klęczała kobieta, która była nazywana zabójcą bogów. Więc aktualnie jej wyraz twarzy pokazywał czyste niezrozumienie i zmieszanie. Znowu się nie odezwała, ale za to spojrzała na czarnowłosą w taki sposób jakby kompletnie nie pojmowała obecnej rzeczywistości.

-Przepraszam bardzo, ale co się w ogóle dzieje? Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś i dlaczego mnie znasz? - odezwała się w końcu, cały czas tak samo zmieszana.

Malum westchnęła cicho i lekko pokręciła głową.

-Co wiesz o sobie? - spytała, zamiast odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie Hoshi.

Podróżniczka spojrzała na nią pytająco, dalej miała wrażenie że to wszystko jej się śni, bo nie potrafiła sobie wyobrazić takiej niedorzecznej sytuacji występującej w realnym życiu. Mimo to zdecydowała się odpowiedzieć w nadziei, że Malum jednak da jej jakieś przydatne informacje.

-Praktycznie nic, tylko tyle że mam na imię Hoshi.

-I nic poza tym? Ile masz lat? Skąd pochodzisz?

Szatynka pokręciła przecząco głową.

Malum podniosła się z podłogi i zaczęła krążyć po przestronnym pomieszczeniu. Jej kroki były ciężkie i głośne, szata powiewała za nią delikatnie, podobnie jak włosy, a przypięty przy pasie czarny miecz kołysał się lekko. W pewnym momencie podniosła ręce i zaczęła masować swoje skronie palcami, marszcząc lekko brwi. Powiedzieć, że była niezadowolona to jak nic powiedzieć, ona była rozjuszona, co zaczynało przerażać podróżniczkę. Dlatego też sięgnęła po czarną pelerynę, leżącą na łóżku i okryła się nią. Była na tyle długa i szeroka że, bez problemu mogłaby owinąć całe jej ciało. Czarnowłosa musiała zauważyć niepokój dziewczyny, bo stanęła w miejscu, wzięła kilka głębokich wydechów, po czym wyszła na chwilę na korytarz, rozkazując jednemu ze strażników powiadomić Eledara i Shiro o zaistniałej sytuacji.

Malum była w rozsypce, nie miała pojęcia co robić. Cała jej nadzieja, że Hoshi cokolwiek pamięta runęła jak domek z kart. Doskonale wiedziała, że szatynka jest przestraszona i nawet jej się nie dziwiła. Skoro nic nie pamiętała, to zapewne patrzyła na Malum jak na żądnego krwi potwora. Dlatego też czarnowłosa zdecydowała się przedstawić, tak łagodnie jak tylko potrafiła. Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech, starając się zmienić swój wyraz twarzy na przyjemniejszy dla oka, po czym podeszła do siedzącej na łóżku dziewczyny i usiadła obok niej.

-Więc może zacznę od podstaw. Proszę mów do mnie Moria, a nie Malum.

Nie potrafiła przybrać bardziej przyjaznego głosu, ale chyba taki był wystarczający, bo Hoshi nieznacznie się rozluźniła.

-Jak już wiesz, chociaż nie wiem skąd, ja mam na imię Hoshi - odpowiedziała jej szatynka.

Ledwo zdążyła skończyć zdanie, a do pomieszczenia wpadł zdyszany Eledar, a tuż po nim równie zmęczony Shiro. Widząc ich podróżniczka znowu się spięła, rozpoznała lisa, ale gdy zobaczyła oniego aż się zatrzęsła.

-Hoshi! Na litość tytanów! Tak się cieszę, że się obudziłaś! - zawołał Eledar podbiegając do niej, najpewniej chcąc ją przytulić.

Malum w porę go powstrzymała widząc niepokój szatynki.

-Eledar uspokój się, Hoshi nie wie co się dzieje, najpierw jesteśmy jej winni wyjaśnienia - powiedziała stanowczo.

Tym ruchem nieco przekonała do siebie spanikowaną podróżniczkę, która podświadomie szukała jakiegokolwiek wsparcia i pomocy w tej niedorzecznej sytuacji.

Twilight Of The GodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz