Sharon
Gdy już świtało zacząłem zbliżać się do końca zamrożonego morza z każdym następnym krokiem lód pod moimi nogami kruszył się coraz bardziej. Mój obecny cel to ocean - pełne ryb, meduz, wodorostów, rekinów, delfinów, koralowców i innych rzeczy czy stworzeń.
Legendy głoszą, że w niektórych odcinkach mórz można dostrzec wraki statków, w niektórych podobno są stwory morskie na przykład, kraken był częścią przesądów i mitów, potwór podobno używał macek, by złapać statek i wciągnąć go w głębiny, ale mógł też stworzyć śmiertelny wir po prostu zanurzając się pod wodą.
Gdy zacząłem się coraz bardziej zapadać w lodzie mocno pchnąłem łódź na tyle żeby sama dotarła do wody, a ja szybko wskoczyłem. Mars uważnie patrzył dookoła siebie, nigdy nie opuszczał wyspy, więc to zrozumiałe że był ciekawy tak samo jak ja. Wyglądał zabawnie, a jednocześnie uroczo, łeb nie przestawał mu się kręcić. Nagle spadliśmy z lodu do wody. Prawie nas wyrzuciło z łodzi ale udało nam się utrzymać w pionie.
★~•~•~•~★
Już jakiś czas dryfowaliśmy, zbliżało się południe i w tym momencie sobie coś uświadomiłem. Nie mamy jedzenia a z domu wziąłem tylko dwie butelki wody pitnej. Rozejrzałem się po łodzi i szukałem czegoś na wzór wędki czy sieci rybackiej żebym mógł cokolwiek złowić.
Zadowolony zauważyłem na przodzie łódki obok Marsa była zniszczona sieć rybacka, nie była w bardzo złym stanie więc dało radę ją jakoś naprawić sięgnąłem po nią i zacząłem
★~•~•~•~★
Przez następne dni wszystko było tak samo. Prawie 20 dni na morzu...
Ogromna niebieska tafla wody, która zlewała się z niebem, które było bez żadnej chmury tylko, gdy zachodziło lub wschodziło słońce przybierało barwę inną niż błękit. Raz to był pomarańcz zaś za drugim razem był to pastelowy róż zamieniający się w fiolet później granat. Żadne z nas nie było przyzwyczajone do tak mocnego słońca więc ryzyko że dostaniemy bólu głowy, jakiś oparzeń czy jakiegoś udaru. Lub czegoś innego było bardzo prawdopodobne, a na razie nie mieliśmy żadnych leków ani nic co mogło by pomóc.
Spokojnie leżeliśmy na łodzi Mars spał, a ja patrzyłem na niebo, na wyspie nigdy ich nie było widać gwiazd. Zaś tutaj czarne niebo przyozdobione gwiazdami, pełno małych światełek świecących w nocy oświetlający każdy zakamarek łodzi. W pewnym momencie blask gwiazd zamienił się w szare chmury, z których delikatnie kropił chłodny deszcz. Podniosłem się i zacząłem zakrywać Marsa żeby nie zmókł ale gdy próbowałem sięgnąć po płachte mocno bujnęło łodzią, fale zrobiły się większe, a z delikatnego deszczyku zrobiła się burza. Założyłem szybko plecak i go zapiąłem żeby nie wypadł poza łódź. Mars już nie spał tylko próbował nie wypaść za burtę tak jak ja. Długo nas tak bujało gdy myślałem że to już koniec zaczął się koszmar.
Padało na tyle mocno że prawie nic nie widziałem, mocno wiało, pioruny waliły gdzie popadnie a z delikatnego bujania zrobiły się ogromne fale. Jedną ręką się trzymałem za to drugą trzymałem Marsa żeby nie wypadł. Długo tak balansowaliśmy na falach nawet nie wiadomo kiedy przyszła ogromna fala zarzuciła łodzią tak mocno że obu nas wyrzuciło próbowałem wypłynąć albo chociaż wyrzucić Marsa na powierzchnię jednak po pewnym czasie straciłem przytomność przy tym puszczając i jego..
...
Budząc się zacząłem się krztusić słoną i zimną wodą morską. Okropne uczucie. Otworzyłem szybko oczy czego od razu pożałowałem gdyż blask słońca zaraz mnie oślepił. Chwilę mi zajęło żeby się przystosować i przypomnieć sobie co się stało. Zerwałem się na różne nogi rozglądając się za Marsem na plaży go nigdzie nie widziałem, naszych rzeczy też nie było tylko plecak, który nadal miałem zapięty na plecach. Zacząłem się kierować w głąb wyspy szukając i wołając go. Nie obchodziło mnie że nie zanim tutejszych czy też terenu tej wyspy. Liczyło się tylko to żeby znaleźć Marsa. Jednak ku mojemu zdziwieniu zarazem zmartwieniu niczego ani nikogo tu nie było. Minąłem tylko jakieś ruiny. A za nimi następne. Nigdzie nic nie było. Zaczynałem się bać że Mars nie dał rady albo nadal gdzieś dryfuje na morzu.
Chodziłem tak dobre 5 godzin. A może więcej? Nie wiem dokładnie po jakimś czasie straciłem rachubę. Ale w końcu kamień spał mi z serca. Zobaczyłem go, w zasadzie nie tylko jego ale to mało ważne. Szybko zagwizdałem żeby go zawołać ten odwrócił łeb i zaczął do mnie biec ja też biegłem żeby jak najszybciej się z nim spotkać. Gdy w końcu miałem go w objęciach o mało co nie runeliśmy na ziemię.
CZYTASZ
,,Jolly Sea Wolf" [W TRAKCIE]
Aventura,, - Nie wszyscy piraci są źli choć nie wszyscy są też dobrzy. Ci źli piraci zawsze mogą się zmienić ale muszą tego chcieć i spróbować bo przecież nikt nie urodził się zły. To nasza decyzja jacy będziemy." Jednak opowieść ta nie opowiada o piracie...