Rozdział 6. Nadzieja jest matką głupich

41 3 0
                                    




Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Pomimo zmęczenia nie potrafiłam usnąć. Cały czas myślałam o tej wiado... groźbie. Bo to było ostrzeżenie. I czy mi się to podobało czy nie, musiałam to przyjąć do wiadomości. Nie wiedziałam co z tym zrobić. Na początku, gdy minął szok, pomyślałam, że to głupi żart, którego nadawcą był Alan. Zdawałam sobie sprawę, że mógł, a raczej był wkurzony z powodu jak go potraktowałam. Ale to w końcu założył się o to, że mnie pocałuje, a potem pewnie przeleci. W dodatku kazał swoim koleżką robić zdjęcia. Chyba nie był na tyle głupi, żeby jeszcze mi grozić.

W każdym razie, tą opcję sobie odpuściłam. Zaraz potem zaczęłam przeszukiwać w głowię osoby, które mogły wiedzieć, gdzie wczoraj byłam. Przez moment zaczęłam podejrzewać Zaidena, ale szybko skarciłam się za tą myśl. Nie wyglądał na takiego i przede wszystkim nie miał powodu.

A czy w ogóle był jakiś powód?

Gdy tak rozmyślałam, coś sobie przypomniałam. Zesztywniałam, kiedy dotarło do mnie, że wczoraj oprócz naszej dwójki, w sali kinowej, była jeszcze jedna osoba. Tajemnicza postać, która co chwilę dziwnie prychała.

Boże... Czemu nie zwróciłam uwagi na jej podejrzane zachowanie?

W każdym razie musiałam dowiedzieć się kto był tą osobą. Postanowiłam, że na razie nie będę o niczym mówiła przyjaciołom. Nie chciałam ich niepotrzebnie narażać.

Przez cały dzień zadręczałam się myślami. Próbowałam skupić się na książce, filmie czy nawet na tych cholernych pracach domowych. Wszystko na nic. Na samą myśl o tej sytuacji robiło mi się słabo. Dostałam multum sms od przyjaciół czy chce gdzieś z nimi wyskoczyć. Odmówiłam, bo ostatnie na co teraz miałam ochotę to wychodzenie z domu. Z chęcią zamknęłabym się w pokoju na cztery spusty i więcej z niego nie wychodziła.

Podskoczyłam, gdy mój telefon zawibrował. Z gulą w gardle uniosłam go i odetchnęłam z ulgą, gdy nie zobaczyłam wiadomości od nieznanego numeru.

Jednak ten spokój nie trwał długo. Na ekranie widniał sms. Od zastrzeżonego.

Od zastrzeżony: Wyścig jutro o 21. Tam gdzie za pierwszym razem.

Westchnęłam sfrustrowana. Ale poczułam też zadowolenia. Tylko jeden wyścig dzielił mnie od końca tej fasady. I mogłam na zawsze zachować samochód. To chyba była dobra cena za takie cacko.

Reszta wieczoru minęła dość szybko i nim się obejrzałam, kładłam się spać. Ale to dobrze, bo we śnie można zapomnąć. Chociaż na chwilę.

***

Wzięłam kilka głębszych wdechów, zanim zdecydowałam się wysiąść z auta. Na szkolnym parkingu panował chaos, a ja właśnie wchodziłam w jego sam środek. A może to ja nim byłam. Wyciszyłam myśli i rozciągnęłam wargi w delikatnym uśmiechu. Było dobrze. Nikt nie porwie mnie z szkolnego dziedzińca. Mogłam odetchnąć. Z ulgą dostrzegłam, że przy wejściu czekali na mnie przyjaciele. Posyłali w moją stronę uśmiech, który odwzajemniłam. Jednocześnie poczułam wyrzuty sumienia. Byli dla mnie cholernie ważni, a ja na każdym kroku ich okłamywałam. Powtarzałam sobie, że kłamstwo w słusznej sprawie jest uzasadnione, ale nic nie mogło go usprawiedliwiać. A ja byłam kłamczuchą.

            - Wiesz, że Jedi jest oficjalną religią ponad siedemdziesięciu tysięcy Australijczyków. – rzucił na wstępie, uśmiechający się od ucha do ucha Shane, kiedy znalazłam się przy nich.– Pakuj manatki stara, lecimy do Australii.

            - Brałeś coś? – zapytałam, a potem przybliżyłam się, unosząc dłoń, żeby położyć ją na czole bruneta. – Gorączki nie masz. Czyli coś ćpałeś.

~Get lost in fire~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz