Rozdział 3

147 22 25
                                    


Wkradające się promienie słoneczne  skutecznie budzą mnie ze snu, który mam wrażenie trwał dwie sekundy. Otwieram oczy, ale automatycznie tego żałuje. Słońce mnie oślepia, a czaszka zaraz eksploduje. Kac gigant do mnie przyszedł, a ja jak na złość muszę zmierzyć się z tym co przygotował dla mnie dzień. Właściwie to już południe, bo po spojrzeniu na zegarek widzę, że jest już grubo po piętnastej. Zostanie w łóżku na resztę wieczoru jest kuszącą wizją gdyby nie fakt, że naprawdę potrzebuje środków przeciwbólowych i wody. Dużo wody uściślając.
Podnoszę się ledwo próbując zignorować lekkie zawroty głowy. Jak coś zjem i wezmę leki będzie lepiej.
Misja - kuchnia.
Przy drzwiach stoją moje walizki i kartony, ale nie mam siły nawet myśleć o tym, żeby przebrać się w coś bardziej stosownego i na swoją wyprawę wyruszam w piżamie narzucając na siebie tylko cienki, satynowy szlafrok.
Nie błądzę długo, bo do szukanego przeze mnie pomieszczenia prowadzi mnie zapach czegoś pysznego. Jakby jakiś makaron?
Mój brzuch ma jednak na ten temat inne zdanie, bo na sam zapach żołądek zaciska mi się w supeł. To tyle z jedzenia na razie.
Nie jestem zaskoczona, że na każdym kroku i każdym pokonywany przeze mnie metrze towarzyszy mi kolor czarny. Pamietam, że w nocy wzbudziło to we mnie dziwne uczucia. Kto normalny żyje w domu, który nie ma w sobie ani krzty koloru? Oprócz wszystkich możliwych odceni czerni rzecz jasna. Ulubiony odcień? Głęboka czerń. Tak głęboka jak dusza jego pana. Czy mój mąż jest wampirem? Albo Drakulą? To oni najczęściej gustowali w takich wnętrzach. Mam tylko nadzieje, że pod nami w piwnicy nie są schowane żadne zwłoki. Chyba oglądam za dużo filmów.

Zamyślona wchodzę do kuchni i podskakuje kiedy na przeciwko drzwi przy blacie kuchennym zastaje swojego męża. Żwawo stuka w klawiaturę swojego laptopa co zwiastować może albo poważnego albo kłótliwego maila. Ja tak szybko pisać nie umiem. Chyba, że ktoś mnie wkurwi.

Jego widok lekko mnie dziwi chociaż sama nie wiem czego się spodziewałam. Jesteśmy w jego domu, więc to logiczne, że będziemy na siebie wpadać, ale po naszej nocnej wymianie zdań nie do końca wiem czego się spodziewać.

- Dzień dobry - witam się i podchodzę do dzbanka z wodą. Chwytam szklankę, która znajduje się obok, nalewam sobie napój i upijam duży łyk.

- Raczej dobry wieczór - odpowiada, ale nawet na mnie nie zerka. Dalej jest zajęty czymś na urządzeniu przed nim. To coś wyraźnie zaprząta mu głowę, bo śmiesznie przy tym marszczy nos. Jakby nie do końca był zadowolony z tego co widzi na ekranie. - Gosposia przygotowała dla nas na dziś makaron z kurczakiem i ze szpinakiem jeśli masz ochotę to jest w lodówce możesz sobie podgrzać. Powinnaś sobie z tym poradzić - dopowiada uśmiechając się przy tym lekko pod nosem.

Powinnam sobie z tym poradzić? To on myśli, że ja nawet mikrofalówki nie potrafię obsługiwać? Bez przesady. Wiem, że stereotypy o blondynkach są jakie są i sama często żartuje sobie na ten temat, ale w tym momencie czuje się urażona. Podchodzę do lodówki i wyciągam zawinięty talerz. Odpakowuje go, wsadzam do urządzenia i już po chwili siedzę przy stole mając przed sobą ciepły posiłek. Ot cała filozofia. Kto by pomyślał, że podołam temu zadaniu. Na pewno nie mój mężulek, który napieprza w klawiaturę jak zakochana nastolatka.

- Czy mógłbyś nie wyładowywać swoich emocji na tej Bogu ducha winnej klawiaturze? Głowa mi pęka i mam wrażenie, że stukasz mi tym wprost do ucha - jęczę.
Nie wzięłam jeszcze żadnych tabletek, bo po pierwsze żadnych jeszcze nie znalazłam to po drugie najpierw muszę coś zjeść. Wzięcie leków na pusty żołądek może się źle skończyć. Zwłaszcza dzisiaj.

- Trzeba było tyle wczoraj nie pić. A poza tym musisz mieć czelność, aby przypierdalać się do mnie w moim własnym domu i w mojej własnej kuchni - prycha pod nosem i odrzuca lekko głowę do tyłu.

Twoja na zawsze. (ZAWIESZONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz