Rozdział III

5 1 1
                                    

Minęło siedem dni odkąd Lukey napisał mi, czy chciałabym z nimi zaśpiewać. Nie odzywał, to znaczy nie pisał, do mnie od tamtego czasu. Czy żyje? Nie wiem. Teraz bardziej mnie obchodzi to, żeby jakoś uciec od Jenny. Ciągnęła mnie za rękę w stronę spódniczek.

- A ta? - pokazała różową mini. - Nie? Też tak sądzę. Oh! Ta jest śliczna. A nie, jednak nie. Zobacz, a ta? Ta pomarańczowa. No ta tu.

- Widzę. Jennifer, litości! Chodzimy tu już od... - spojrzałam na zegarek. - ...czterech godzin, a ty nic jeszcze nie kupiłaś. - jęknęłam marszcząc brwi.

- Sydney! Gdzie masz kolczyk? - zapytała. - Nie masz kolczyka w wardze. Tego drogiego! - dotknęłam. - Powiedz mi, że nie połknęłaś. Syd, nie połknęłaś tego, prawda?

- Jen, nie panikuj! - krzyknęłam, już dosyć wkurzona. - Poczułabym to. Chyba. Kolczyk kupi się nowy, zresztą mam ich masę. Zadzwonię po Cath, będziecie u mnie nocować. Nie przyjmuję odmowy. Idziemy do domu, nie kupujemy już nic, mam cię dość. - westchnęłam.

Kiedy dotarłyśmy do mojego domu, później do pokoju, rzuciłam się na łóżko zmęczona. Ziewnęłam przeciągle, gdy obok mnie pojawiła się w pełni energiczna Jennifer. Wsadziłam rękę do kieszeni, w której... nie było telefonu. Zerwałam się z miejsca szukając po kieszeniach.

- Co jest? - spytała, wstając.

- Zgubiłam telefon. Nie mam telefonu, gdzie on jest... nie ma go, nie ma go, nie ma go. - tym razem to ja panikowałam.

- Spokojnie. - uspokajała mnie łapiąc za ramię. - Kupisz nowy. To tylko rzecz, nie ma co panikować. Zadzwonimy do Cath ode mnie.

- Nie chodzi o to. Jennifer, miałam tam zapisane wszystko. Najważniejsze rzeczy, wszystko do zapamiętania. Zapisałam tam to gdzie mieszkam. Wiesz co jest najgorsze? Że niedawno usunęłam kod odblokowujący.

Przeszukałam cały pokój, ale nigdzie go nie było. Wywaliłam rzeczy z szafy, biurka, szuflad. Sprawdziłam pod łóżkiem, a po tym wszystkim... mój pokój wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Dopiero po trzech godzinach, gdy przyszła Cath, wymyśliłyśmy, żeby do mnie zadzwonić.

- No nie! - jęknęłam kładąc się na łóżko. - Dlaczego zawsze, gdy ginie mi telefon musi być wyciszony? Idę do tego sklepu, w którym byłyśmy, moż ktoś go znalazł, zostańcie tu.

Zeszłam na dół i sięgnęłam po kurtkę. Z przyzwyczajenia włożyłam dłonie w kieszenie, przez co poczułam coś zimnego. Wyjęłam to. Odłożyłam kurteczkę, po czym z zaciśniętymi zębami wróciłam na górę. Dziewczyny grały w znalezioną grę planszową.

- Szukałam trzy, cholerne godziny. Pod łóżkiem, w szafie, w biurku, na łóżku, pod dywanem, na parapecie, wszędzie! - wycedziłam patrząc na nie. - A ten głupi telefon leżał sobie spokojnie w kieszeni mojej kurtki.

Zamiast spać, przez pół nocy rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Powiedziałam im to czego prawie nikomu nie mówiłam. Ufałam im. Mimo, że nie raz u mnie nocowały, mimo, że znamy się długo to, nadal się poznawałyśmy. To były moje przyjaciółki.

Kiedy obydwie smacznie zasnęły, włączyłam twitter'a. Żadnej wiadomości od Luke'a, może już nie chce ze mną pisać albo jest z Caroline, a ta nie pozwala mu już wchodzić na twitter'a. Szkoda. Postanowiłam jednak napisać, jak nie odpisze, to nie odpisze. Trudno.

Sydney_Loff: Dlaczego nie piszesz? Nie mogę zasnąć bo boję się, że znowu będę miała ten sam sen, który śni mi się co noc. Chciałabym z kimś porozmawiać, ale nie mogę. Boję się, że ludzie mnie skrytykują. To boli, wiesz? Zresztą... ty pewnie nie wiesz. Jesteś znany, masz rodziców, braci.

SydneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz