Rozdział II - The snakes

168 8 5
                                    

Pov Czonakosz

Pov Czonakosz

No co miałem mu powiedzieć? " Słuchaj Czele moi rodzice nie wracają od prawie 2 dni, nie wiem gdzie są lub czy coś się stało. " No nie. Tak nie mógłbym powiedzieć. Dlaczego, aż tak się wkurzył? Chyba zrozumie, że nie mogłem. - Nie mogłem się spotkać. - Odpowiedziałem skrępowany dystansem, który nas dzielił. Westchnął głośno. Widać, że był sfrustrowany odpowiedzią, która nie zaspokoiła jego ciekawości. - Chodziło mi dlaczego nie przyszedłeś, dokładny powód, a nie " Bo nie mogłem " też tak mogę powiedzieć. - Warknął. Czy aż tak go uraziłem nie przyjściem na jakieś głupie spotkanie?! Nie powiedział mi nawet o co mu chodziło!

- Mógłbyś się odczepić? Nie rozumiesz zdania " Nie mogłem? " - Spytałem, teraz to ja byłem tym zirytowanym. Przewrócił oczami. Naprawdę nie miałem ochoty na kłótnie z Czele. Nie dość, że moja rodzina nie dawała oznak życia to jeszcze on dokładał mi stresu. - To nie zgadzaj się na spotkania jeżeli nie masz później zamiaru przychodzić! - Obrażony chciał już wyjść, bo złapał za płaszcz wiszący na wieszaku. - Przyszedłeś tu żeby się kłócić, czy co?! - Warknąłem, a on już trzymał za gałkę w drzwiach. Wielkie krople obijały się o okna. Lało jak z cebra, a on chciał wyjść. Złapałem go za ramię. Nie dość, że był cały przemoczony od wcześniejszej fali deszczu to miał zamiar wyjść i utopić się w deszczówce. - Czele, chyba zwariowałeś! - Powiedziałem, a on odwrócił się do mnie z rozzłoszczoną miną. - Co? - Uniósł jedną brew najwidoczniej zaskoczony. Zdjął moją rękę ze swojego ramienia i znowu chciał wyjść, ale odsunąłem go od drzwi. Kazałem mu stanąć na środku przedpokoju i zagrodziłem mu wyjście. - Nie możesz wyjść, jest za zimno i pada deszcz. - Oznajmiłem. - W dodatku cały przemoczony jesteś! - Dodałem i zamknąłem kluczem drzwi chowając go następnie na najwyższą półkę w salonie. Czyli w miejsce gdzie by raczej nie dosięgnął, a ja sam miałem trudności w położeniu tam kluczyku . - Wow szkoda, żeś wcześniej nie zauważył... - Powiedział cicho, jednak i tak go usłyszałem. - Tak w ogóle to twoi rodzice się będą martwić. - Poinformowałem go, a on zaśmiał się. Czy to co powiedziałem go rozbawiło czy był jakiś pierdolnięty? - Co w tym śmiesznego? - Pytając rzuciłem w niego jakimś ręcznikiem, by się osuszył. - No raczej nie. - Oznajmił krótko i zaczął wycierać swoje włosy, twarz i ciuchy. Nastała chwilowa cisza, której nikt nie przewidział. Byliśmy tak bardzo skrępowani, że atmosferę panującą w tym pokoju można było kroić nożem. - Czele... - Postanowiłem to przerwać i zacząć temat, który wcześniej zakończył się kłótnią. Podszedłem do niego i usiadłem obok na starej kanapie. Spojrzał na mnie nadal zły i obrażony. Aż tak go skrzywdziłem? Gość miał skomplikowaną osobowość, jeżeli tak. - Czele nie mogłem, okej? - Spojrzeliśmy na siebie. - Nie zachowujmy się jak małe dzieci. - Powiedziałem głośno.- Więc wytłumacz mi dlaczego nie mogłeś! - Burknął krzyżując ręce. ( Ciekawski Czeluś hi hi )

Mógłbym mu o tym powiedzieć? Znaczy, mogłem powiedzieć o tym każdemu, nawet losowej osobie z ulicy. Chodziło bardziej o to czy ja byłem gotowy podzielić się z nim tą informacją. Informacją, która sprawiała, że nie mogłem zasnąć. Naprawdę nie chciałem żeby się o mnie martwił. - Czy aż tak cię zraniłem, że nie przyszedłem? - Spytałem. Jego wyraz twarzy ze złości przerodził się w zdziwienie. Spojrzałem na zegar, chociaż najjaśniej nie było zobaczyłem że, właśnie wybiła 20. W pokoju już dawno zapanowała ciemność, a jedynym światłem, dzięki którym nie zgubiłem się w otchłani nieskończonego mroku były te uliczne. Chociaż ich blask wpadał tylko w niewielkim stopniu to wystarczał bym mógł zobaczyć mojego rozmówce, a on mnie.

Westchnął głośno. - Szczerze... - Znowu zapanowała cisza. - Nie wiem, ja po prostu... - Wstrzymał oddech po czym spuścił wzrok. Intensywnie nad czymś rozmyślał. Położyłem mu rękę na ramieniu w geście, żeby nie krępował się mówić. Najwidoczniej zadziałało, bo już po chwili się odezwał. Jego głos był niepewny i smutny. - Po prostu od przedszkola nigdy nie miałem przyjaciela, nigdy. Gdy mnie widziało to siedziałem sam jak palec, bo nikt nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. - Gdy kończył drugie zdanie głos mu się załamał i schował twarz w ręce. Zrobiło mi się go szkoda. To by dużo wyjaśniało, dlaczego często jest arogancki, osamotniony, to że łatwo się zdenerwował gdy nie przyszedłem. Ale jedno się nie zgadzało. On miał przyjaciela. Dlatego postanowiłem mu to okazać. - Czele - Powiedziałem, a on spojrzał w górę. - Co? - Spytał. Uśmiechnąłem się do niego. Odwzajemnił go, jednak ten jego był lekki i delikatny, zupełnie jakby się do niego zmusił. - Ty przecież masz przyjaciół... - Powiedziałem opierając głowę o oparcie kanapy. Podwinął nogi do siebie. - Kogo na przykład? - Prychnął smutny. Aż tak wątpił w siebie? Jego zachowania były wręcz depresyjne. Dlaczego był dla siebie tak surowy? - Na przykład mnie, myślę, że Boka też traktuje cię jako przyjaciela i... - Tu przerwałem. - Nemeczek też traktował cię jako przyjaciela, bądźmy szczerzy. - Powiedziałem, a uśmiech na jego twarzy powiększył się. - Dziękuje. - Rzekł.

The Broken Hearts - Czele x CzonakoszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz