Prolog + Rozdział I

1 0 0
                                    

Cisza. Dużo ciszy.

Powoli wchodziła na górę. Schody z każdym kolejnym krokiem skrzypiały coraz bardziej. Słyszała własny oddech i odgłos przełykania śliny. Poręcz była śliska, pokryta kurzem i czymś lepkim. Stopnie prowadziły na ogromne piętro. Miała wrażenie, że przestrzeń wygląda niemal identycznie jak parter. Wszystko było jasne: białe meble, ściany, płytki w kolorze écru, tak jakby ktoś lubił jedynie stonowane barwy. Próżno było szukać ciemniejszego elementu.

— Tyk, tyk, tyk — szeptał ktoś w rytm uderzeń zegara nad kominkiem.

Kobieta zdążyła otworzyć przesuszone od mrozu usta i zaczerpnąć powietrza, kiedy jedne z drzwi lekko się uchyliły. Przesunęła się w ich stronę, wciąż zastanawiając się, czy dobrze postępuje. Nie znała jednak lepszego wyjścia, a ciężar, który nosiła, był zbyt duży, by dalej go dźwigać. Otworzyła szerzej drzwi i spuściła wzrok, jak wierny podczas kościelnego błogosławieństwa. Weszła powoli do wnętrza pokoju. Uderzyło ją przeraźliwe zimno. Przeciąg. Okryła się szczelniej chustą.

— Co ja robię? — spytała głośno samą siebie, sprawdzając, czy na pewno w kieszeni nadal tkwi portfel i nóż.

Okno rzeczywiście było uchylone, jednak nie to wprawiło ją w największy niepokój, lecz widok, który ujrzała przed sobą. Czerwone ściany, języki ognia wymalowane na suficie i kilkanaście obrazów z drogą, ścieżką bądź asfaltem. Pokój mocno kontrastował z bielą całego budynku.

— Co ja… — znów powtórzyła, ale tym razem odpowiedź nadeszła, zanim zdążyła dokończyć.

— Spokojnie — odezwał się ktoś z drugiego pomieszczenia. Dźwięk przedostawał się przez szczelinę w drzwiach. — Jesteś pewna? Trzeba będzie podjąć wiele kroków, żeby wszystko doprowadzić do końca, począwszy od przygotowania. Jestem teraz w takim momencie, że bardzo cię potrzebuję. Wiem, jakie to ciężkie… — Głos na chwilę umilkł. — Nie podchodź! Widzę, że chcesz się zbliżyć. Jeśli ma się udać, lepiej, żebyś nie patrzyła. Czasem ludzie zmieniają zdanie, a ja nie chcę mieć problemów, dlatego… sama rozumiesz — usłyszała westchnięcie.

— Czy…

— Nie. Nie jestem zła — odpowiedziała postać, jakby doskonale przewidziała dalszą część pytania. — Po prostu pomagam. Sama też tego potrzebuję.

Kobieta odetchnęła z ulgą. Nadal jednak nie była przekonana o słuszności swojej wizyty w tym dziwnym miejscu. Chciała zapytać o tak wiele rzeczy, ale żadna z nich nie wydawała się w tej chwili sensowna. Myślała gorączkowo, co robić.

— Zostaw zdjęcie i notatki — usłyszała. — Za trzy, może cztery miesiące będzie po wszystkim. Opisałaś go według wytycznych na stronie? Choroba, leki, zachowanie, wszystko, co lubi?

— Tak, nie, nie wiem. Starałam się zanotować to, co wiedziałam. Jest tego trzydzieści stron — jęknęła, bo w tym momencie jeden z obrazów nagle spadł ze ściany.

— Pieniądze znajdziesz w komodzie. Nie musisz liczyć, dotrzymuję obietnic.

— Dlaczego tutaj jest tak biało?

— To coś w rodzaju czyśćca, jeśli wierzysz w Boga. Ja średnio, więc nazywam to po prostu przejściem.

Kobieta nie mogła dać wiary temu, co usłyszała, przez chwilę miała ochotę wyjść i zapomnieć o całej sprawie, jednak plik banknotów, choć niewielki, nieco rozgonił jej wątpliwości. Odetchnęła głęboko, rozglądając się po suficie, spojrzała za siebie i zmrużyła oczy, porażona tą intrygującą, szpitalną jasnością. W końcu skinęła głową. Miała wrażenie, że każdy jej ruch jest obserwowany.

Impuls Tom I (WYDANE) Where stories live. Discover now