COŚ ZŁEGO

0 0 0
                                    

Obudził się. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegł w ciemności, było malutkie okienko. Deszcz bębnił o szyby. Równo, równiutko, jak w rytm metronomu. Szumiało. Przez warstwę czegoś kłującego i śmierdzącego widział smugę światła. Doszedł do tego jeszcze dźwięk. Kroki i uderzanie jakimś przedmiotem w podłogę. Tomek spróbował się poruszyć, ale nie mógł — ręce i nogi miał skrępowane grubym sznurem. Kolejna próba oswobodzenia się z więzów skończyła się bólem w nadgarstkach i otarciami na kostkach. Zakwilił cicho. Jak niemowlę. Drgnął nerwowo, gdy usłyszał czyjś rechot.

— Przykro mi, chłopaku. Nie sądzę, żebyś zdołał się z tego uwolnić. Na razie musisz zostać tutaj. Polubisz to pomieszczenie.

Tomek nie odpowiedział. Patrzył przez wycięte w szmacianym worku otwory w stronę mówiącego do niego człowieka i próbował odnaleźć jego twarz. Było jednak zbyt ciemno. Przez myśl przeszła mu scena z filmu, który pokazywali w szkole koledzy. Dziesięcioletnia dziewczynka i facet mierzący do niej z pistoletu. Jej krzyk. Jej przeraźliwy pisk. Ta migawka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Miał szczęście. Do niego nikt nie mierzył.

Utkwił wzrok w poruszającym się cieniu mężczyzny. Wydedukował, że postać zbliża się do niego, kroki były coraz głośniejsze. W końcu poczuł oddech przy swojej twarzy. Głośne, chrapliwe sapanie.

— Do szybkiego zobaczeniaaa — powiedział obcy tuż przy jego ustach, przeciągając ostatnie słowo, i odsunął się. — Dobrze cię tu znowu mieć.

Tomek nic z tego nie rozumiał. Usłyszał dźwięk zamykanych drzwi i przekręcanego klucza. Zaraz za tym przyszedł grzmot. Burza była blisko. Błyskało się jasnym światłem. Chciał krzyknąć, ale za bardzo się bał. Kwilił jedynie pod nosem, wydając z siebie zlepek niezrozumiałych słów, wołał mamę, Olgę, przepraszał za wszystko, co zrobił. Oddychał szybko, jakby chciał nabrać powietrza na zapas. Jakby bał się, że przez dziurę w worku nie wleci go wystarczająco dużo. Nie zamykał oczu. Starał się nie mrugać. Nie pokrywać jeszcze większą ciemnością tego, co przesłaniało widok. Nie nakrywać mroku mrokiem.

Spocił się. Czuł, że pomieszczenie jest wilgotne, ale i duszne. Tkwił w bezruchu, oparty o ścianę. Właśnie wtedy ktoś znów otworzył drzwi. Nieznajomy wszedł i znalazł się bardzo blisko Tomka, ale nie odezwał się ani słowem. Dotykał go po rękach, próbując rozplątać węzeł. Kiedy się udało, przeszedł do uwolnienia nóg. Na końcu odwiązał nakrycie głowy. Tomek głośno odetchnął, zaczął się trząść i kiwać w obie strony. Do przodu, do tyłu. Byleby jakoś się uspokoić. Nie widział twarzy osoby, która go oswobodziła, ale nie odczuwał już lęku, tylko wdzięczność.

Nagle coś ostrego wbiło mu się w ramię, a do ust wlał się gorzki płyn. Tomek usłyszał jeszcze:

— Udało się, to wszystko się nam udało. Teraz jesteś ze mną. Z Anną.

W tym momencie wzrok zaczął mu się rozmazywać. Nie widział przed sobą już nawet tego małego świetlnego punkcika, hałasy letniej burzy ucichły. Jakby przebrzmiały, przepadły. Osunął się na zimną posadzkę i przywarł do niej. Wargi zwilżyła ślina.

***

Upał. Deszcz nie przyniósł żadnego wytchnienia. Powietrze wciąż było nieznośnie ciężkie i przygniatało zmęczonych codzienną gonitwą ludzi. Znużone twarze tkwiły za buczącymi wentylatorami, a miętowy domek przesłonięty cieniem drzew dawał przyjemne uczucie chłodu. Pachniało w nim żywicą. Można było odnieść wrażenie, jakby ktoś zbudował go niedawno i nie zdążył wywietrzyć.

Impuls Tom I (WYDANE) Where stories live. Discover now