19. Starzy znajomi

77 5 0
                                    

„W ł a d z a ! Pomyśl; im bardziej człowiek jest pomylony, tym więcej może mieć władzy! Na przykład Hitler. Aż się w głowie kręci, nie? Warto się nad tym zastanowić."*

Dachau, lipiec 1942

Ceglany budynek o rażąco białych okiennicach na pozór wyglądałby zwyczajnie, jak wiele innych, gdyby nie drewniana wieża wartownicza na dachu, w której w tę i we w tę przechadzał się strażnik o łudząco podobnym do Langera mundurze oraz wielka, żelazna brama w kształcie łuku, za którą rozgrywał się koszmar tysięcy istnień.

Lauren wstrzymała oddech, kiedy wspomniany strażnik wycelował w nich bronią. Nie musiała być fachowcem, by wiedzieć, że pocisk idealnie trafiłby w przednią szybę ich samochodu, roztrzaskując ją na kawałeczki.

– Zachowuj się normalnie. – Usłyszała obok siebie.

Langer zerknął na nią ostrzegawczo i podjechał do żelaznej kratownicy. Nie czekali długo, gdy podszedł do nich jeden z wartowników. Wraz z kolegą na strażnicy, w przeciwieństwie do przerażonej Lauren, nie zrobił wrażenia na majorze.

Czy ten człowiek w ogóle miał emocje? Poza irytacją oraz gniewem...

Langer otworzył szybę i już na wstępie został przywitany pytaniem:

– W jakiej sprawie? – Ton, którym posłużył się strażnik, sugerował, że obecność majora i Lauren była największym idiotyzmem, z jakim miał do czynienia.

Schuss nie umknęło niespokojne zerkanie obcego mężczyzny na mundur Langera, zwodniczo podobny do jego własnego. Źrenice piwnych oczu rozszerzyły się ledwie zauważalnie, gdy zorientował się, kim był jego oponent. To dodało otuchy nastolatce. Z pewnością musiał okazać szacunek majorowi SD.

– Przyjechałem po więźnia – odparł lakonicznie Langer i ostentacyjnie zerknął na srebrny zegarek na nadgarstku. – Dostałem zgodę na odebranie go dzisiaj, dokładnie za dziesięć minut.

Twarz strażnika stężała. Pewność siebie majora musiała wywrzeć na nim wrażenie, gdyż w jego oczach czaił się niechętny respekt. Następnie jego oczy przeniosły się na cichą jak mysz Lauren, która niespokojnie wykręcała sobie palce. Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, gdy strażnik posłał jej krzywe spojrzenie i zacisnął wargi w wąską kreskę.

Przez chwilę mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, aż bezimienny esesman odwrócił wzrok. Mina mu zrzedła. Wyprostował się i warknął szorstkim tonem, na który Langer mocniej zacisnął dłonie na kierownicy:

– Zezwolenie jest?

Major skinął Lauren, by wyciągnęła ze schowka odpowiednie zaświadczenie. Gdy podała je strażnikowi, ten niemalże wyrwał go z jej rąk. Uważnie prześledził tekst.

– Dokumenty.

Oboje bez słowa oddali mu nieduże książeczki. Najwyraźniej wszystko się zgadzało, gdyż frustracja malowała się na twarzy esesmana, gdy burknął pod nosem:

– Proszę zaparkować przy bramie, Herr Sturmbannführer – polecił i machnął dłonią dwóm mężczyznom za oknem, którzy otworzyli bramę. Żelazne kraty zaskrzypiały, raniąc bębenki uszne obecnych.

Lauren rozbawił zakrawający o trwogę szacunek, gdy ten wymówił nazwisko oficera obok niej. Langerowie naprawdę musieli coś znaczyć w tym kraju, zwłaszcza w służbach mundurowych. Miała o tym pewne pojęcie, lecz nie sądziła, iż było to aż na taką skalę.

– Czy moja towarzyszka mogłaby gdzieś odpocząć po podróży? – wtrącił blondyn, zwodniczo uprzejmym tonem.

Strażnik spojrzał na Lauren z wyraźną pogardą. Siedemnastolatka spięła się lekko. Nie chciała spędzić z tym człowiekiem o jedną sekundę dłużej, niźli było to konieczne.

Wartość autotelicznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz