2. Stare kino

6 1 0
                                    

DWA LATA PÓŹNIEJ

2 lata później było naprawdę dobrze. Nauczyłam się żyć z mamą w nowej rzeczywistości. Znów byłam prawie tą samą Mia która pakuje się w kłopoty z których wyciąga ja Chase Walker. Jednak mając 17 lat moje problemy były trochę inne. Pamiętam że któregoś razu zawędrowałam na przedmieścia gdzie zaczepiło mnie kilku chłopaków ze szkoły. Kojarzyłam ich. Jak w każdej szkole byli ludzie ze zła opinią. Bójki, proszki czy inne badziewia nie były im obce.  Ale oni? Oni budziki postrach w całym miasteczku. I niby w każdym miasteczku są tacy ludzie. Ale tu? Tu było inaczej. Nie znałam ich ale słyszałam różne historie. Kiedy szłam zobaczyłam ta osobliwą bandę. Neil Evans i dwóch gagadkow.
Musiałam coś zrobić widziałam że Evans ze swoją banda idą prosto na mnie .Gula stanęła mi w gardle a serce podskoczyło. Bałam się. Nie wiedziałam co robić. Myśl mia myśl. Nie zwalniając ani nie przyspieszając skręciłam w jedną z głównych dróg. Jeżeli można to tak nazwać. Przedmieścia w ....(nazwa miasta).... Były wyjątkowo obskurne i niebezpieczne. Szłam wciąż spokojnym krokiem aż usłyszałam:

Hej ty. Tak do ciebie mówię. Niezła jesteś. Idziemy do starego kina. Teraz
Nie nie nie nie nie. NIE. Myśl mia myśl. Już po mnie. Nie mam gdzie uciekać. A nawet ja wiedziałam że do starego kina nawet nie wolno się zbliżać. Gwałty były tam na porządku dziennym.  żeby tylko gwałty. Słyszałam że zabito tam kiedyś kilka osób.
Postanowiłam więc że zignoruje neila. Co prawda mogłam go tak tylko wkurzyć ale co mi pozostało poza graniem na zwłokę? Myślę że nic
Kiedy już myślałam że dał mi spokój usłyszałam:
Ej ty! Tak do ciebie mówię. Mia prawda? Ogłuchłaś nagle czy co? Do kina powiedziałem.
No pięknie mia. Skąd on cię zna? Co robić? Uciekać? Nie. Graj na zwłokę
Dzięki za propozycję, ale bardzo się spieszę. Może innym razem? Zapytałam siląc się na spokój. Usłyszałam tylko jeszcze bardziej rozgniewane:
Nie. To nie jest pytanie. Idziez ze mną.
Nigdzie z tobą nie idę! Krzyknęłam zrozpaczona. Nie miałam pojęcia co robić.
Ojj idziesz skarbie.
Złapał mnie bardzo mocno za ramię i poszedł a jego dwóch koleżków za nami. Nagle coś usłyszałam. Huk? KTOŚ STRZELA. No jeszcze tego brakowało. Nie wyjdziesz z tad dzisaj żywa. Zobaczyłam tylko jak jego dwóch koleżków osunęło się na ziemię. Kolejny huk. Mój oprawca dostał w głowę. Puścił mnie. Zaczęła się bójka. Kto to? Kolejny gwałciciel? Uciekać? Nie. To chase. Boże chase. Dostał. Mocno. I jescze kilka razy. Już myślałam ze po nim.
Chase?! Lkalam
Neil dostał. Znowu. I jeszcze kilka razy. Upadł. udało mu się. Chase ledwo trzymał się na nogach. To był wyjątkowo głupi pomysł żeby nie strzelić też do neila. Nic mu nie jest? Chase nie należał do drobnych 18 Latków. Miał 1.85 no może 1.90. Nie wiem czy był dobrze zbudowany bo nigdy mu się nie przyglądałam w tych aspektach. Ale musiał być dobrze zbudowany. Neil miał ponad dwa metry. Był większy. Szerszy. Starszy. Chase miał marne szanse a jednak mu się udało. A właśnie Walker. Nic mu nie jest?
podbiegł do mnie a ja byłam zbyt oszołomiona żeby co kolwiek zrobić.
Hej wszytko okej? Nic ci nie zrobił? Co ty tu w ogóle robisz? Mówił do mnie chyba już chwilę dłużej bo wyglądał na bardzo zmartwionego.
-Czy... Czy ty ich zabiłeś? - wyduklam tylko. Właśnie a co z nimi? Czy on ich zabił? Boże. Nie tylko nie to.
- Nie, to środek usypiający, ale mogą się w każdej chwili obudzić także wskakuj do auta. Co ty tu w ogóle robisz?
Czlapiac do auta odpowifzialm
-Byłam na spacerze mama jest u jakiejś ciotki na kilka miesięcy zaszłam trochę za daleko
-Co to za pomysł nie zjawiaj się tu więcej! Nic ci właściwe nie jest?
-Nie wszytko okej. Ale z tobą chyba gorzej.- nic już nie odpowiedział
Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, a ja trochę ochłonęłam zobaczyłam że chase ma rozcięty łuk brwiowy, wargę i skaleczoną dłoń.
- Choć idę cię opatrzyć.- powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista sprawa na tej planecie
-Nic się nie stało to małe zadrapanie- rzucił jakby przyzwyczajony to takich sytuacji
-Krwawisz z ręki i głowy.-
Cholera. Rozwalił sobie głowę. Ruchy mia bo ci się tu wykrwawi.
-Wchodź do domu, ale już.
Zaprowadziłam go do łazienki na parterze i kazałam usiąść na pralce i w czasie kiedy przygotowywałam wszytkie potrzebne bandaże których miałyśmy z mamą zadziwiająco dużo jak na nas dwie, pewnie nadal żadna z nas nie wyrzuciła ich po tacie który zawsze miał duży zapas wszelkich opatrunków.
-Co ty tam robiłeś? Dlaczego mnie uratowałeś?-Zapytałam dość zmartwiona
Byłem na spacerze- wzruszył ramionami
-Z pistoletem!?
Au!- syknal- Nie warto być tam bez pistoletu
-Chase?!
-Hm?
-Coś jeszcze ci się stało?
-Nie chyba nie. Mówie ci to tylko małe zadrapania- mówił dalej obojętny na skaleczenia.
Chase! Ty krwawisz z brzucha. Mocno-
Fakt. Krwawił jak cholera. Naprawdę nie pomyślałaś żeby sprawdzić wcześniej czy nie stało mu się nic więcej!?
-Koszulka do góry już!
-Ale mia mówię ci że to tylko
-Już!- w tym momencie jak grom z jasnego nieba wróciły do mnie wszytkie umiejętności jakich nabyłam przy tacie razem z umiejętnością zachowania zimnej krwi.
I zaczęłam mu bandażować tors. Wyglądało to jak przecięcie czymś szklanym. Neil mu to wbił? Raczej nie, rana wygląda na zrobioną kilkadziesiąt minut przed całą akcją. Zaczynała lekko zasychać ale dalej dość intensywnie krwawila. Więc co mu się stało?
Nie mam pojęcia w ranie nic nie było. Rana nie była bardzo głęboka ale mogło się wdać zakarzenie. Na szczęście apteczka taty nie zawodziła i było tam kilka przydatnych rzeczy do odkażenia rany.
Mimo mojego pierwszego wrażenia rana nie była poważna więc poszło w miarę sprawnie. kiedy kończyłam zapytałam
- I co małe skaleczenie tak? Mam całe ręce w twojej krwi
Au- syknal tylko. Chociaż muszę przyznać że jak na tak sporą i bolesną ranę był na prawdę spokojny. A doskonale wiem jak bolesne mogą być rany na brzuchu

Już gotowe - stwierdziłam z dumą kiedy skończyłam go opatrywać ale i z ulgą że żadna rana nie jest głęboka i powinno być w porządku.
-Dzięki, nie trzeba było- rzucił  tylko zeskakując z pralki
-Ale ty się nigdzie nie wybierasz- mówiąc to zabrzmiałam trochę jak babcia która zabrania ci iść na dwór przed obiadem.
-Słucham?
-Jesteś po bójce z ponad dwu metrowym gościem, uratowałeś mi życie  i masz rozcięty łuk brwiowy i brzuch. Trzeba ci jutro zmienić opatrunek i nie powinieneś się zbyt ruszać i nadwyrężać żeby twoje rozcięcie się dobrze zagoilo. Zostajesz na noc
-Ale...
-Nie ma dyskusji mam chyba 5 wolnych łóżek chcesz herbatę?
-Nie dzięki
-Trafisz do którejś sypialni?
-Tak jasne.. Mia?
-Hm?
-Gdzie nauczyłaś się tak opatrywać rany?
-A myślisz że z każdej wyprawy wracałam cała? Nie z każdej mnie ratowałeś. Czasem miałam rozciętą nogę czy obdrapana głowę. Nic nowego- wzruszyłam ramionami
-Dzięki nie trzeba było
Przewróciłam oczami.
-Chase?
-Hm?
-Dziękuję ci. Nie chcę myśleć co by się stało gdyby nie ty- byłam mu bardzo wdzięczna a na samą myśl o tym co mogło się stać gdyby nie on aż przeszły mnie ciarki
Tym razem nic nie odpowiedział.  poszedł tylko po schodach na górę ze dwa razy otwierając drzwi które pewnie okazały się nie tymi od sypialni dla gości i dopiero za liniitrzecim razem wszedł do dobrych
No to ładnie mia. Pomyślałam. Tego jeszcze nie grali co ty teraz zrobisz?

Nasze Wszytkie Zachody Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz