1. Tarapaty

12 1 0
                                    

Gdy byłam dzieckiem co rusz pakowałam się w kłopoty. Nie mówię co prawda że wiele się od tamtej pory zmieniło. Ale kiedy byłam dzieckiem te kłopoty były inne, bardziej błahe, prostsze do rozwiązania. Na przykład 5 letnia Mia postanowiła że doskonałym pomysłem będzie wejście na najwyższe drzewo w okolicy. Jednak kiedy już się na nim na siedziałam  okazało się że wejście jest o wiele mniej wymagające dla mojego małego ciała niż zejście które wymagało ode mnie o wiele więcej siły. siedziałam więc na przez kilka  godzin. Na moje szczęście obok znalazł się Chase  który wpezl na to drzewo i asekurując mnie instruował gdzie postawić noge, której gałęzi się złapać albo nakierował gdzie jest wystający kawałek o który mogłabym się oprzeć. Innym razem kiedy miałam jakieś 8 lat pojechałam rowerem kilka kilometrów od miasteczka na wierzę widokową. Wierzy nie znalazłam, za to zajechałam nad jakiś niewielki wodospad. Niezbyt rozsądnie stwierdziłam że jest mi potwornie gorąco i wprost doskonałym pomysłem będzie ochłodzenie się w strumyku. Po tej wspaniałej kąpieli wsiadałam jakgdyby nigdy nic na rower i pojechałem przed siebie. Jednak wybrana przeze mnie droga zamiast doprowadzić mnie do pięknej dość bogatej dzielnicy blisko centrum na której to mieszkałam dojechlam  na przedmieścia. Z braku laku zmarznieta i wykończona usiadłam oparta o jakiś obskurny budynek.  Po jakimś czasie podszedł do mnie obdrapany i pobity Chase. Zaprowadził mnie do domu nie szczędząc mi kazania o tym że nie powinnam jeździć w te rejony miasta a szczególnie o tej porze. Innego lata zaczęłam jeździć konno. I oczywiście już po kilku lekcjach wymknęłam się na samotna przejażdżkę znowuż pomógł mi nie kto inny jak chase. Innym razem wpakowałam się do starej fabryki z zamiarem przenocowania tam ale  budynek zaczął się walić. Kto mnie z niego wyciągnął? Chase Walker.  Tak było przez lata.   Kim był Chase?
Wysokim brunetem o niesamowicie intensywnie zielonych oczach, tak jak intensywna jest zieleń trawy po deszczu. Był Chłopakiem z mojej klasy. Był rok starszy bo ja poszłam szybciej do szkoły. Chłopakiem który zawsze ratował mnie z opresji. Kiedyś kiedy jakaś dziewczyna przywiązała mnie do grzejnika sznurówka to on mnie odwiązał, a tydzień po tym incydencie nikt mnie nie dręczył. Innym razem przy okazji jakiś klasowych kłótni stawał po mojej stronie. Jako jedyna z klasy chciałam jechać do kina na bajkę a nie na film? Chase mnie poparł. Jednak im starsza byłam tym więcej niepokojących rzeczy w nim zauważałam. Podbite oko, bandaż na ręku. U Walkera To była codzienność. W moim życiu Był jeszcze Chris. Mój 2 lata starszy kuzyn. Zanim mając 16 lat wyprowadził się z miasteczka na mnóstwo z moich wypraw wybierałam się z nim. Wtedy nie pakowałam się w kłopoty ani nie zjawiał się Chase. I tak sobie żyłam w słodkiej nieświadomości aż do dnia 15 urodzin.
Przez ten rok od kiedy Chris się wyprowadził miałam z nim naprawdę niezły kontakt. Raz na miesiąc może dwa przyjeżdżał do miasteczka i przychodził do mojego domu. Tego cholernego dnia byłam z nim kilka dzielnic dalej grając z innymi nastolatkami w podchody. Nie wzięłam ze sobą telefonu więc kiedy wbiegłam zdyszana do domu po wodę bardzo zdziwiłam się widząc na podłodze zapłakaną mamę. Wszytko działo się tak szybko. Tata i moja siostra mieli wypadek. Nie wiadomo w jakim są stanie. Jedziemy do szpitala. Zawiózł nas Chris który jako że był starszy o niespełna dwa lata starszy miał auto. Nie pamiętam za wiele. Operacja taty, Cassie. Krzyk. Ból. Zemdlałam. Oboje nie żyją. MAMO!? 
Nie pamiętam zupełnie nic z kolejnego tygodnia. Pogrzeb był straszny. Mimo że był początek lipca lało. A może nie? Może to były moje i mamy łzy? A może wcale nie płakałam z wyczerpania? Nie mam pojęcia. Po pogrzebie było odrobinie mniej tragicznie. Nie było rozrywającego bólu. Było otępienie. Razem z mamą wpadlysmy w tryb robotów. Gotowalysmy, sprzątaliśmy, spalysmy. Wszytko. Po miesiącu chyba było lepiej. Nie pamiętam. Na pewno oglądałam wtedy mnóstwo filmów i czytałam tony książek bo przecież problemy fikcyjnych bohaterów łatwiej rozwiązać niż te wlasne.  Udało się. Do końca wakacji byłam do użytku. Ból wciąż był okropny. Ale nauczyłam się z nim żyć. Bo to nie prawda że czas leczy rany. Czas nie leczy ran. Czas pozwala nam się do nich przyzwyczaić. Przyzwyczaić do bólu, nauczyć się z nim żyć, funkcjonować. To tak jak kiedy ktoś trafia na wózek. Na początku bardzo utrudnia mu to życie, nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Ale po latach? Ta osoba staje się samodzielna, daje radę. Czy to znaczy że ograniczenia wynikające z bycia na wózku zniknęły? Nie. Ale czas sprawił że ktoś nauczył się z tym żyć. Więc zgodnie z tą myślą poszłam do poprzedniej szkoły. Jakoś funkcjonowałam. Pamiętam że często zapomniałam śniadania, pieniędzy czy długopisu do szkoły. Wtedy jakoś po godzinie zawsze znajdywałam w plecaku potrzebną rzecz. Teraz wiem że to zasługa chase'a. Ale wtedy? Nawet o tym nie myślałam. Pod koniec września co tydzień zaczął przyjeżdżać Chris. Rozmawiał ze mną. Dużo. Spał u mnie, rozmawiał, przytulał, oglądał filmy, czasem nie robił nic, po prostu był, na jednej stronie łóżka płakałam ja a po drugiej stronie siedział on. Czasem się do niego przytulam a czasem po prostu cieszyłam że jest ktoś przy mnie. Że nie zostałam sama na tym świecie.

Nasze Wszytkie Zachody Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz