Evelyn
Wychodząc dziś z gabinetu dyrektora Willder'a, skierowałam się do taksówki którą zamówiłam by spotkać się z moim bratem w naszej ulubionej kawiarni. Znów wpakował się w jakieś kłopoty. Zawsze muszę go ratować, tak to bywa kiedy jest się tą starszą siostrą.
Od kiedy tylko podrośliśmy i wyprowadziliśmy z domu rodzinnego, już nie spędzamy ze sobą tyle czasu jak kiedyś. Ale nie mogę powiedzieć, że mamy zły kontakt. Przez to, że pojawiłam się na tym świecie trzy lata wcześniej od tego smarkacza, oznaczało że ja od wszechświata zyskałam odwagę i inteligentność, a ten debil tylko i wyłącznie arogancje. Zawsze to ja musiałam wyciągać nas z kłopotów w które nas wciągnął. Musiałam go kryć gdy miał bijatyki w liceum, kiedy brał najróżniejsze prochy, czy się upijał. Można byłoby tak wymieniać w nieskończoność. Wychodzę z samochodu płacąc taksówkarzowi i mrucząc ciche „dziękuję". Wchodząc do lokalu rozglądam się za dobrze znaną mi blond czupryną która nigdy nie jest ładnie ułożona. Gdy w końcu go zauważam nie zdziwiło mnie to, że zaczął już bajerować jakąś kelnerkę na swój urok osobisty. Nie można powiedzieć, że nie jest przystojny lecz ma rodzaj urody bardziej dziecięcą niż mężną. Ale w ostatnim czasie częściej wychodziliśmy wspólnie do klubów i dziewczyny lecą na niego, czego w ogóle się nie spodziewałam. Myślałam, że ta moda na „baby face" u mężczyzn minęła, ale wygląda na to że się pomyliłam. Wzdycham ciężko i ruszam do jego stolika. Gdy mnie w końcu zauważa, uśmiecha się uwodzicielsko do dziewczyny, która po chwili odchodzi a on z zadowolonym wyrazem twarzy patrzy na mnie.
- Czemu ją odgoniłeś? – spytałam ze sztucznym wyrzutem – Miałam ochotę na kawę. – dodałam.
- Ciebie również miło widzieć siostrzyczko. – rzucił wesoły z uśmiechem, jak pies kiedy usłyszy „spacer".
- A ciebie wręcz przeciwnie. – powiedziałam zgodnie z prawdą, kiedy usiałam na krześle obok. – Co tym razem zrobiłeś? – spytałam wlepiając w niego moje słynne ostrzegawcze spojrzenie.
- E tam – zaczął – nic takiego strasznego. Przecież mnie znasz. – stwierdził – Jestem bardzo grzeczny. – powiedział i ponownie wyszczerzył się w moją stronę.
-Taa – przeciągnęłam samogłoskę – Dlatego od kiedy skończyłeś dziewiętnaście lat jestem ciągana po wszystkich kubach, bo boisz się co zrobi matka jak się dowie. – wypomniałam mu, na co się lekko skrzywił przypominając sobie te sytuacje. Na ten widok nie mogłam zrobić nic innego niż uśmiechnąć się triumfalnie, wiedząc że tą przepychankę słowną znów wygrałam.
- Dobra. – westchnął – Tym razem nic nie zrobiłem...
Nie dałam mu do kończyć, bo się roześmiałam na cały głos. Aż starsza para przy stoliku obok, się popatrzyła na mnie jak na jakąś chorą psychicznie.
- Ty zawsze coś robisz. – wytknęłam mu – Ty zamiast pomyśleć i potem coś zrobić, wolisz na odwrót. – stwierdziłam. - Dlatego zawsze jestem przez ciebie wzywana by to naprawić.
Kochałam go. Serio. Ale czasami był takim idiotą i debilem jakich mało na tym świecie. No ale kim bym była, gdybym mu nie pomagała. W rodzeństwie trzeba się wspierać. Nie ważne co jedno drugiemu zrobiło. Jak jedno jest w potrzebie drugie mu pomaga. Niestety u nas działa to w jedną stronę. Ja zawsze byłam porządnym dzieckiem i nigdy nie przysparzałam problemów rodzicom. Micah na odwrót. Nigdy nie był ogarnięty.
Najgorzej było w liceum jak wpadł w grupkę „przyjaciół", którzy nie byli dla niego dobrym przykładem. Wpadł w nałóg imprezowania, a za tym ciągną się narkotyki i alkohol. I oczywiście to ja byłam osobą, która go ogarniała. Dużo w tym pomogła mi jego silna wola. Mama oczywiście do dziś nic nie wie. Micah nie chciał problemów, a ja nie chciałam przysparzać jej nerwów.
CZYTASZ
Incendiary
Romantik27-letni Rayle Jones jest w trakcie odsiadki w zakładzie karnym za zabójstwo sześciu osób. Zrobił to, lecz po to by się zemścić za wyrządzane przez całe życie krzywdy jemu jak i jemu młodszemu rodzeństwu. 26-letnia prawniczka Evelyn Harper zostaje p...