Rozdział 2

4 0 0
                                    

Rayle

Budzi mnie odgłos walenia pięścią w drzwi do mojej celi. Oznacza to czas na kąpiel. Podniosłem się z metalowych rur i przetarłem sobie twarz dłońmi przeciągając je po linii moich krótko przystrzyżonych włosów. Kąpiel mamy z samego rana co drugi dzień. Jest nas za dużo by wszystkich wziąć na raz a w środku dnia nie ma sensu brać prysznica, dlatego jest to tak rozdzielone. Podchodzę do drzwi otwierając je i spoglądam na Greeda (jednego z ochroniarzy którzy najczęściej pilnują mojej celi). Kiwam do niego na powitanie a w zamian dostaję to samo tylko że z malutkim uśmiechem co musi oznaczać, że dzisiejszej nocy albo była próba samobójcza która skończyła się sukcesem lub ma zamiar dać mi popalić na dzisiejszym sparingu.

Tak Greeda ze wszystkich ludzi przebywających tu, lubię chyba najbardziej ale to chyba za dużo powiedziane.
Po prostu go kurwa toleruje. Czasami testujemy swoje umiejętności zapaśnicze z cholernych nudów, ale nie gardzę tym.

Nie odwzajemniam uśmiechu i kieruję się w stronę starej, brudnej i niezadbanej łazienki z prysznicami bez żadnych zasłon. Każdy myję się tutaj centralnie koło siebie.

Gdy przekraczam próg pomieszczenia wszystkich wzrok ląduje na mnie, ale ja mam ich głęboko w dupie bo wiem jakie zdanie sobie tu wyrobiłem. Rozbieram się ze starej koszulki i już trochę zniszczonych dresów, i wchodzę pod strumień zimnej wody. Ciekawe czy dzisiejszy dzień przyniesie coś nowego czy jednak będzie tak nudno jak ostatnio.

Zbierając się do wyjścia rzucam okiem na całe pomieszczenie, potwierdzając swoje przeczycie że każdy się na mnie perfidnie lampi. Jak zwykle. Ale czy mi to przeszkadza? Odpowiedź brzmi oczywiście nie. Niech się napatrzą na żywego Lucyfera wyglądającego jak Bóg Grecki. Wychodząc nie zmierzam w kierunku mojej celi, to chyba jedyne miejsce które mnie obrzydza w całym tym budynku. Zmierzam zrobić moją prawie codzienną rutynę na siłowni by odciągnąć swe myśli bo nie mam już co robić. Nowi więźnie już co nieco się nasłuchali czegoś o mnie i nie są chętni by zadzierać co mnie kurewsko nudzi. Tchórze jebani.

Pierw zaczynam spokojnie od orbitreka, a później przechodzę do podciągania ciężarów. Na klatę na razie luźno bo nie mam aż tak zjebanego humoru co zwykle. Kontynuuję to przez około pół godziny mi się wydaję, bo niestety nie mamy tu zegarów, i jak prowizoryczna siłka zaczyna się zapełniać oznacza że pora śniadaniowa niedługo się kończy co oznacza że to idealny moment by samemu coś spożyć. W drzwiach minąłem się z Rodick'em – kolejnym z wielu ochroniarzy – i zmierzyłem w kierunku stołówki. Nie spodziewałem się przed wejściem nikogo. A na pewno nie dyrektora zakładu. Coś za często go widzę ostatnio, przyczepił się mnie jak mucha gówna krowiego. Staję do niego twarzą w twarz i czekam aż w końcu wykrztusi to co musi.

-Jak posilisz się jedzeniem prosiłbym byś zajrzał do mojego biura – oznajmił – Mam sprawę do ciebie. – dodał i ruszył w przeciwną stronę znikając mi z pola widzenia.

Nie przejąłem się tym za bardzo chodź nie powiem że zdziwiło mnie ta prośba o rozmowę na osobność. Nigdy się o nic nie pyta ani nie prosi. Tylko w przeciwieństwie do innych do mnie wyraża się z większym szacunkiem. Bo pewnie zdaje sobie sprawę co by było gdyby tego nie robił.
Wkroczyłem pewny siebie z uniesioną głową czyli tak jak zawsze do prowizorycznej jadalni i ruszyłem do okienka by dostać swój brudny niezadbany talerz z kromką chleba i małą miseczką obok z zupą grochową. Pena kucharka która wydaje dania i wyglądem podchodzi prawie pod trzydziestkę za każdym razem się do mnie ślini i trzepocze swoimi sztucznymi rzęsami co niemiłosiernie mnie wkurwia od pierwszego dnia. Tak jak wcześniej wspomniałem że szkoda że brakuje tu jakiej kobiety by se poruchać to potem jak widzę tego plastika odechciewa mi się tego na najbliższe dwa tygodnie. Zjadam szybko by nie musieć czuć jej przebrzydłego wzroku na sobie i kieruję się w stronę gabinetu dyrektora Willder'a. Nie jestem osobą która zwleka ze sprawami do wykonania. Wolę załatwić szybko wszystko by potem mieć od wszystkiego spokój. Po co odwlekać w czasie to co nieuniknione. Nie ma to sensu.
Przemierzyłem długość całego budynku bo tak daleko był wyciągnięty jego gabinet i nawet nie siląc się na żadne uprzejmości po prostu wszedłem do środka a widok który zastałem był zadziwiający bo nie spodziewałem się tam nikogo oprócz tego starego gbura.

IncendiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz