Rozdział 5

36 2 2
                                    

Z góry przepraszam za błedy ortograficzne bądź autokorektę ❤️

Lanai

Ze swojego pokoju słyszałam że Aonung znów coś zrobił, a że ojciec był na polowaniu to mama musiała się tym zająć.

Co swoją drogą bardzo dobrze jej szło.

Kiedy już się trochę uciszyło i gdy Aonung poszedł do swojego pokoju poszłam porozmawiać z mamą.

-Lanai czego szukasz?-zapytała kładąc do swojego koszyka jakieś rzeczy.

-Nic, tylko chciałam z tobą porozmawiać.

-Przepraszam cię kochanie, ale mamy ciężko ranną osobę i muszę pomóc.- powiedziała stając w wejściu do marui.

-Um..okej rozumiem.-powiedziałam a matka już wyszła.

Nigdy nie ma dla mnie czasu...
Nie powiem ale zrobiło mi się smutno.

-Lanai?-usłyszałam głos Tsireyi.

-Hm?

-Dobrze się czujesz? Bo tak jakoś niemrawo wyglądasz.

-Tak tak, wszystko jest dobrze.- wysilam się na uśmiech.- a wiesz może kiedy wrócą z tego polowania?

-Tak. Chyba już jutro. A co?

-Nic tak po prostu pytam.

-Kiron?

-Niee.

-Lanai.

-No dobra trochę się już stęskniłam.

-Widziałam. Ale mniejsza. Pomożesz mi zrobić kolację?

-Jasne.

W czasie gdy przygotowywałyśmy kolację matka wróciła do domu. Osobę którą opatrywał wyjdzie z tego, chciałam się dowiedzieć co się stało, ale nie chciała nam powiedzieć.

-Wychodzisz gdzieś wieczorem?- usłyszałam od mamy gdy już jedliśmy.

-A no tak, miałam ci powiedzieć. Idę uczyć tego nowego bo nie za bardzo umiał opanować oddech.

-Ciekawe dlaczego.- usłyszałam co Tsireya powiedziała pod nosem.

-Ej! Słyszałam to!

-No dobra dobra.- obie zaczęłyśmy się śmiać.

-Dobrze Lanai tylko nie przyjdź za późno do domu.

-Okej. No to ja już będę iść.- Powiedziałam i odeszłam od jedzenia i wyszłam z domu uprzednio myjąc misę z której jadłam.

Powoli szłam w kierunku domu Sullych, nie mogłam skupić myśli nawet nie wiem dlaczego.

Po chwili byłam już pod ich domem.

-Huh raz się żyje.- powiedziałam cicho do siebie.

Zapukałam w słup który stał przed ich marui.

-Dzień dobry.

-Dzień dobry.- usłyszałam męski niski głos.

-Jest może Neteyam?- zapytałam.

-Tak jest już go wołam.

Po chwili czekania przyszedł Neteyam i razem poszliśmy.

-To gdzie idziemy?

-Zobaczysz.- zachichotałam cicho.

-Mam się bać czy co?- uśmiechną się.

-Niee chyba nie. Aż taka nie jestem.

Dziwiło mnie to że mieliśmy tak dużo wspólnego i tak dużo tematów do rozmowy.

Zwykle miałam tak tylko z Kironem.

-Już jesteśmy.

-Las? To nie idziemy do wody?

-najpierw musisz poćwiczyć oddech a później nurkowanie głupku.

-Co od razu głupku?- zapytał z uśmiechem.

-Co się tak ciągle uśmiechasz?- również się uśmiechnęłam.

-A czemu ty się uśmiechasz?

-Bo ty się uśmiechasz.

-Fajnie wiedzieć że przeze mnie się uśmiechać.

-No tak tak fajnie. Mam ci pomóc czy nie?

-No tak.

-Okej to usiądziemy sobie na kamieniu.

-Dobra

Chwilę już go uczyłam ale w ogóle rządnych postępów nie robił.

-Nie. Nie bierzesz powietrza stąd, tylko stąd.- pokazałam ręką na sobie.-Moge?

-No.

Położyłam jedną rękę na jego brzuchu a drugą na klatce piersiowej.

-Teraz wdech. Stąd.- powiedziałam lekko przyciskając dłoń do jego brzucha.- i wydech, wdech, i wydech.
Już lepiej.- zabrałam ręce z jego ciała.

-Lepiej?

-Noo na pewno lepiej niż wcześniej.

Neteyam zaczął się śmiać.

-Nie rozpraszają się.

-Okej postaram się.-powiedział.

Wzięłam jego rękę i położyłam na swoim brzuchu.

-Tak to musi mniej więcej wyglądać.- wzięłam głęboki wdech i wydech.

Hejka witam wszystkich serdecznie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Hejka witam wszystkich serdecznie.
Mam nadzieję że rozdział się podoba ❤️❤️
Miłego dnia/nocy❤️❤️

Słowa 547

Do not do this to meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz