Rozdział 1

216 68 18
                                    


Światło poraziło mnie po oczach, sprawiając, że natychmiast je zamknąłem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Światło poraziło mnie po oczach, sprawiając, że natychmiast je zamknąłem. Jeszcze przez kilka dobrych minut nie byłem w stanie unieść powiek, ale gdy się to udało, dostrzegłem nad sobą biały sufit. Trochę brudny, miejscami brakowało tynku, co tworzyło nieokreślone wzory. Nie skupiłem się na tym, przeszedłem spojrzeniem dalej. Pośrodku znajdowała się jarzeniówka, która co jakiś czas mrugała nieznośnie.

Powoli opuściłem wzrok. Natrafiłem na drzwi z mleczną, nieprzeźroczystą szybką na górze. Najpewniej łazienkowe. Obok mnie stała szafka nocna, która wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpaść.

Uniosłem lewą dłoń i przetarłem oczy. Gdy znów je otworzyłem, zorientowałem się, że niewiele ta czynność pomogła. Wciąż wszystko przede mną zdawało się być rozmyte, zupełnie tak jakby założono mi zaparowane gogle. Szybko uznałem, że mam zaburzone widzenie dlatego, że głowa pulsowała, powodując wręcz, że odczuwałem nieprzyjemne mdłości.

Nie tylko migrena sprawiała mi ból. Po krótkiej chwili zorientowałem się, że dużo bardziej nieznośne kłucie czuję w prawej ręce i nodze, które znajdowały się pod cienkim, białym prześcieradłem, okrywającym moje ciało. Zaskoczył mnie brak jedwabnej pościeli, w której zwykle sypiałem, ale nie miałem teraz do tego głowy. Nie zastanawiałem się długo. Podniosłem płachtę, orientując się, że wokół mojej kostki i stopy znajduje się gips. Wyglądał na świeżo założony, zupełnie tak jakby uczyniono to kilka dni temu. Połączyłem wygląd pokoju wraz ze swoim stanem i zrozumiałem w końcu jedną bardzo ważną rzecz. Leżałem w szpitalu, a upiorne jęczenie pacjentów zza ściany i dźwięki aparatury tylko to potwierdziły.

Skupiłem się mocno, by przypomnieć sobie ostatnie, co widziałem, nim się tu obudziłem. Przemierzałem korytarz swojego pałacu, kierując się do jadalni, w której czekał na mnie ojciec. Mieliśmy porozmawiać o wynikach spotkania z prezydentem USA i o przyszłości naszego kraju, Eshamar. Sześćdziesiąt budynków mieszkalnych, dwadzieścia sklepów, dwa szpitale, szkoła, basen i cmentarz, a to wszystko ulokowane na wyspie pośrodku Morza Wschodniochińskiego, jakieś trzydzieści kilometrów od Japonii.

Nie jest łatwo rządzić miejscem, które zamieszkuje zaledwie sześć tysięcy osób. Podstawą istnienia naszego kraju od zawsze było eksportowanie towarów zza granicy. Na szczęście ogromne złoża gazu i ropy pozwalały nam na prowadzenie bardzo korzystnych negocjacji z okolicznymi państwami i nie tylko.

Od dziecka obserwowałem cesarza, wiedząc, że pewnego dnia zajmę jego miejsce. Może świat gnał do przodu, ale nasza społeczność nigdy nie wyzbyła się tradycyjnej sukcesji tronu, a ja miałem tylko młodszą siostrę, zatem żadnej konkurencji. Nie licząc ewentualnych bękartów mojej matki, które zdradziecka szmata mogła wyprodukować, gdy pewnego dnia oświadczyła, że opuszcza rodzinę i udała się pierwszym promem do Japonii. Miałem wtedy dziesięć lat. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem.

Gdy zorientowałem się, że moje myśli odbiegły zbyt daleko od istotnych spraw, szybko powróciłem nimi do ostatnich chwil sprzed utraty przytomności. Nie było to łatwe, bo nieznośne pulsowanie głowy utrudniało mi skupienie się na szczegółach, które w tamtej chwili były najistotniejsze. Korytarz. Długi korytarz, czerwony dywan ze złotą nitką, którym podążałem... i nic. Pustka. Wspomnienia urywały się, nie pozostawiając mi żadnych wskazówek.

Come back home [SZUKA WYDAWCY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz