Rozdział I - Tydzień.

78 6 1
                                    

Victoria Mokena p.o.v

O ile rok temu błagałam brata, żeby załatwił mi pracę dla Supa Strikas, ponieważ mojej leniwej dupie nie chciało się siedzieć parę semestrów na studiach o tyle teraz żałuję, że w ogóle ten pomysł przyszedł mi do głowy. Myślałam, że praca asystentki trenera będzie łatwa i wystarczy, że od czasu do czasu poprzeglądam ich dane, popilnuję ich na treningu czy coś tam. Aktualnie muszę przygotować się na zarwanie dzisiejszej nocy, bo zapomniałam, że czcigodny Trener kazał mi TYDZIEŃ TEMU zrobić kopię danych zawodników i innych pierdół na ich temat w formie elektronicznej a to oznaczało siedzenie non-stop przy komputerze i sprawdzanie po tysiąc razy, czy aby na pewno nie pomyliłam żadnej cyferki czy nazwiska a termin na zrobienie tego gówna mija jutro. 

Ale to nie obowiązki w tej pracy mnie najbardziej przytłaczały oj nie...  Najgorsi byli sami gracze i ich podejście do mnie. Oczywiście nie wszyscy bo na przykład Gibki Rasta, Wielki Bo czy Skrętny Tygrys naprawdę byli spoko ale reszta.... Ugh, brak słów.

Weźmy takiego El Matadora... Narcyz, latynoski piłkarzyk, ego top i kobieciarz. To ostatnie powinno wam już dać nieco do myślenia. Typ patrzył mi się na dupę praktycznie bez przerwy ( z resztą tak jak Joe i North), naruszał moją przestrzeń osobistą (aż za bardzo) i walił obleśnymi tekstami na instagramie i messengerze. Miałam tego wszystkiego dość, ale jak mówiłam o tym braciszkowi to oczywiście zasugerował mi, że wyolbrzymiam i w ogóle.

Co do Luźnego i Shawa niby też potrafili utkwić wzrok tam gdzie nie trzeba ale nic poza tym. Dobra, Joe jeszcze próbował mnie tam parę razy poderwać ( na szczęście już dał sobie spokój) ale to jeszcze było znośne. Co do Klausa i Ściany... Ten pierwszy irytował mnie swoją głupotą ale potrafił też czasem rozbawić a olbrzym z Brislovi... No cóż, ciężko się z nim dogadać ale daję radę. Szczerze mówiąc wymieniamy tam z dwa lub trzy zdania na dzień lecz pracuję nad podbudowaniem kontaktu, bo wydaje się on być całkiem fajną osobą.

W tym momencie stoję przy ławkach rezerwowych i pilnuję zawodników, aby przypadkiem nie wydziubali sobie piłką oczu bo David poszedł omawiać jakieś "ważne sprawy" z profesorem a tak naprawdę to poszli sobie pewnie walnąć kielona bo już psychicznie nie wyrabiają z tymi sierotami w czerwonym.

Hiszpan w kucyku właśnie strzelił gola.

-HAHA WIDZIAŁAŚ TO VICTORIA?? TAK TO SIĘ ROBI HOŁOTY! - krzyknął wskazując na swoich kolegów palcem.

Któryś z nich trzepnął go w tył głowy na co ten chyba wystawił mu środkowego palca.

-Vici.... Możemy zrobić przerwę...? - wyjęczał Shaker.

-No chciałbyś. Wracaj biegać, dopiero mieliście przerwę!

-No ale, ale, ale.... Ja jestem zmęczony-hy... Nogi odmawiają mi posłuszeństwa! Błagam, chociaż pięć minut.... Proszę~

Dlaczego nie mam chłopaka? Bo wystarczy mi mój brat. Wkurwia mnie niemiłosiernie a odkąd się do mnie wprowadził bo w jego bloku dla plebsu zagnieździły się karaluchy i inne szczury chce go zajebać i zakopać w lesie albo spalić. 

-Macie dwie minuty na łyk wody i do roboty. Eliminacje do meczu o puchar Super Ligi się same nie przejdą. Poza tym Trener mnie chyba zabije jak po dziesięciu minutach treningu po dwudziestominutowej przerwie znów dam wam spokój... - zamyśliłam się - Jest szansa na to, że Ledige nie zabije mnie, jak przyniosę mu pewną rzecz za tydzień?

-No, a ile czasu miałaś na zrobienie tego?

-Tydzień...?

-Chciałbym ci powiedzieć, że przeżyjesz ale są to raczej marne szanse - oznajmił.

-Aha.

Zapadła niezręczna cisza.

-Koniec czasu smarku, wracaj na boisko - rzuciłam przeglądając ciuchy na telefonie, tym samym udając, że robię coś ważnego.

-Pragnę ci przypomnieć, że jestem starszy o pięć minut - założył ręce na piersi.

-Owszem, ale to ja jestem ta mądrzejsza więc wybambiaj niunia - machnęłam ręką na znak by sobie już poszedł. O dziwo wykonał moją "prośbę".

Ostatnie dwie godziny treningu minęły w miarę spokojnie... No może poza tym, że chcąc wyjść z murawy wpadłam na trenera, który akurat niósł kawę i oczywiście wylał całą zawartość kubka na siebie. Był troszkę wkurzony ale chyba nadal będę mogła tu pracować.

Czekając na mojego brata aż łaskawie przebierze się w tej swojej szatni i przekaże mi kluczyki do swojego auta (musze z nim jeździć, bo rozbił moje i nadal czekam na moment, w którym odda mi za niego pieniądze) natknęłam się na pewien artykuł na stronie internetowej Football 360. Zwykle nie ciekawiło mnie o czym oni tam tak zawzięcie piszą (wiadomo, że o piłce bo o czym niby innym) lecz ten akurat wydawał się ciekawy bo opowiadał o rzekomym romansie Liquido z North Shawem. Prychnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam, że dołączyli do tego zdjęcia. Weszłam w nie a to co tam ujrzałam wprawiło mnie w pewne kontrowersje. Owszem, mógłby być to photoshop ale żadna z tych fotek nie wyglądała na przerobioną. Obrazy pokazywały Strikersa i gracza Hydry razem w mieście, czule się obściskujących.

Potrząsnęłam głową i wyłączyłam telefon.

Nieee, to nie możliwe. Przecież oni się nienawidzą... Aż do bólu.

Stałam przed samochodem jeszcze dobry kwadrans, zanim zauważyłam jak chłopacy wychodzą ze stadionu. Uśmiechnęłam się i wyprostowałam. Wyciągnęłam rękę w stronę idącego brata, aby przekazał mi kluczyki.

-Mhm, uważaj bo ci je dam - mruknął.

-Ale o co ci chodzi? Przecież dobrze jeżdżę.

-Ostatnio o mało nie potrąciłaś Kristine!

Ah Kristine... Koleżanka z liceum... To za dużo powiedziane. Nie lubiłam tej szmaty jak chuj, bo uprzykrzała mi życie przez cztery jebane lata. Dobrze, że jak na razie (prócz tego spotkania w aucie) nie musiałam widzieć jej ust nadmuchanych kwasem hialuronowym.

-Sam byś to chętnie zrobił, przyznaj się - uniosłam jedną brew do góry uśmiechając się zwycięsko.

-Możliwe, ale to skutkowało zarysowaniem auta. Nie zamierzam tak ryzykować, więc prowadzę dzisiaj ja.

Wywróciłam oczami i wczołgałam się na miejsce pasażera. Zapięłam pasy i włączyłam radio, bo playlisty specjalnej nie miał oczywiście. Zanim jeszcze usiadł za kierownicą poprowadził półgodzinną konwersację z Klausem, Skrętnym Tygrysem, Luźnym Joe i El Matadorem. Kurwa no, już dawno byłabym w domu, gdyby nie te jego ploteczki z psiapsi.

Kiedy W KOŃCU wróciliśmy do domu ogarnęłam w kuchni i sypialni, uruchomiłam laptopa, rozłożyłam papiery na łóżku, zrobiłam sobie kawę i siadłam do przepisywania tego wszystkiego. Odechciało mi się już od samego patrzenia na to wszystko. Patrzyłam się na pliki z dokumentami ze łzami w oczach i świadomością, że jutro na noga będzie mnie trzymać jedynie kawa i jakiś batonik. 

---------------------------------------------------------------------










Prawie jak w bajce [Supa Strikas Fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz