Nawiedzone domy są przereklamowane | 2023

17 4 0
                                    

Diamondnyx


  Odkąd pamiętam uważałam, że nie ma na świecie nic bardziej mylnego, jak wiara w duchy. Nie zrozumcie mnie źle. Zawsze chciałam wierzyć w te stwory, ale istnienie duchów byłoby zdecydowanie zbyt piękne.
Od niepamiętnego czasu tułałam się z grupami najróżniejszych ludzi po każdym opuszczonym domu, który udało mi się znaleźć w sieci. Nie brak ich na całym świecie, a mi życia nie starczy, żeby je wszystkie zobaczyć. Mimo to i tak próbuję. A raczej próbowałam, dopóki mój własny dom nie okazał się nocnym klubem. I to nie takim jak wam się wydaje. Ha! To byłoby o wiele lepsze niż grupka nieumarłych, która obsceniczne szalała mi po domu.

A to wszystko zaczęło się pewnej pamiętnej październikowej nocy. Moje cudowne, spokojne życie wywróciło się do góry nogami!

Wracałam z jednej z eskapad do opuszczonej winnicy tuż na granicy jakiejś małej włoskiej miejscowości o trudnej nazwie. Byłam szalenie zmęczona i nie zupełnie wiedziałam, co się działo wokół mnie. Jak przez mgłę pamiętałam tylko, że ktoś raczył się mną zająć podczas odprawy samolotowej. Potem pamiętam tylko zapach. Miękki i słodki zupełnie jak świeżo wyprana kołdra.

Gdy obudziłam się rano, zupełnie nie wiedziałam, gdzie jestem. A co najważniejsze, nie miałam pojęcia, dlaczego jakiś obcy facet zagarnia dla siebie trzyczwarte mojego łóżka! Zwinął się w kłębek jak kot i chrapał. Właśnie to mnie obudziło – nieznośne chrapanie. Przysięgam, że nigdy nie krzyczałam tak głośno.

– Przepraszam?! Co to ma niby znaczyć? – krzyknęłam, szybko zerkając, czy aby na pewno miałam na sobie ubrania. Tak na wszelki wypadek.

Nieznajomy nie za bardzo zwrócił na mnie uwagę. Przeturlał się na drugi bok i frywolnie spadł sobie z łóżka. Huk był dosyć głośny, więc szybko przeskoczyłam na drugi koniec mebla. Chciałam zobaczyć, czy intruz jeszcze żyje. Lepiej mimo wszystko mieć żywego gościa niż martwego. (Wciąż podtrzymuję to zdanie). Szczerze powiedziawszy, to wyglądałam w tamtym momencie jak ryba. Co chwilę otwierałam i zamykałam usta. Liczyłam na to, że wydam z siebie jakiś dźwięk. Cokolwiek. Jedyne co uzyskałam to zdezorientowane sapnięcie. Nie było to zbyt ambitne. Mój niecodzienny gość chyba też tak uważał, ponieważ zaczął się głośno śmiać. Zmarszczyłam brwi i nachyliłam się nad nim. Nie będzie mnie obcy wyśmiewał w moim własnym mieszkaniu! Pomyślałam bardzo brawurowo i pacnęłam go w czoło. Było dziwnie żylaste. Czy było to mądre posunięcie? Absolutnie nie. (Wypomina mi to, co rusz).

W tamtym momencie spojrzał się na mnie dziwnie. Przestał się śmiać, a moje przytulne mieszkanie przestało takie być. Zupełnie jakby ktoś nałożył na nie ciemny klosz. Nieznajomy z zawrotną szybkością wstał i zrównał się ze mną. Był tak blisko, że niemal stykaliśmy się czołami. Nigdy wcześniej i nigdy później nie czułam się tak jak w tamtej chwili. To było uczucie, jakby poraził mnie prąd. Jakbym umierała. Małe iskierki łaskotały i mrowiły, rozchodząc się po całym ciele. Nieznajomy przekręcił lekko głowę w lewo, potem w prawo, jak ciekawski kot.

– Ładna jesteś, wiesz? – oznajmił, jakby mówił o pogodzie i uśmiechnął się szeroko.

Wyglądał komicznie. Brakowało tylko, żeby oparł głowę na dłoniach i scenka jak z taniego romansu gotowa. Nie dałam się na to nabrać i uciekłam z powrotem na bezpieczną połowę łóżka. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Niestety, zanim zdążyłam w ogóle wziąć kolejny oddech, wzleciałam w powietrze. W powietrze... Tak po prostu! Krzyczałam, nie, wrzeszczałam wniebogłosy. Trzymałam się kurczowo kołdry lewitującej pode mną, jakby to w ogóle miało mi jakoś pomóc wrócić na podłogę. (Po czasie dotarło do mnie, jak bardzo irracjonalne to było). Piszczałam jak mała dziewczynka, którą ojciec podniósł wbrew jej woli. Z całej tej paniki zaczęłam machać rękoma. Niestety to wywołało ruch i zaczęłam się kręcić w powietrzu jak wiatrak.

– Ładna i do tego zabawna! Idealnie się składa – zaświergotał beztrosko i opuścił dłoń, którą nie wiem kiedy uniósł.

Wtedy zrozumiałam, że to nie ja się tak zakręciłam. To on mną tak kręcił! Razem z opadającą ręką spadałam też ja. Pisnęłam zrozpaczona i bezsilna. Jak to w ogóle możliwe?! Moją pierwszą myślą było: Pewnie jeszcze śpię. Nie istniała inna opcja w takiej sytuacji. Lewitacja to działka oszustów z ulic i mnichów na sterydach.

– Wiesz, jak trudno teraz o przyzwoitą śmiertelniczkę? Szukałem już wszędzie. Na cmentarzach, w kostnicach, w masowych grobach, a nawet w kapliczkach! Frustrujące to było, na litość Moją. – Nieznajomy otrzepał ubranie, z którego poleciało mnóstwo kurzu.

Dopiero wtedy dokładnie mu się przyjrzałam. Był wysoki i blady, do tego ubrany w... coś błyszczącego i niepokojąco przeźroczystego. Nie dość, że ubranie było wątpliwej jakości, to mogłabym przysiąc, że prawie wtedy zeszłam na zawał, gdy zobaczyłam wszystko. Dosłownie wszystko! Zaczynając od ścięgien, mięśni, a kończąc na nerwach i układzie limfatycznym. Chciało mi się wymiotować. Coś mnie wtedy musiało opętać, bo doczołgałam się do jego nóg i dotknęłam. Dotknęłam przezroczystej skóry.

– Podoba ci się? – zapytał zalotnie, odchylając się na piętach. Zupełnie jak zadowolony dzieciak.

– Ty... Ty, ty! – dukałam raz za razem. – Kuźwa! Co to ma niby znaczyć?! To jakiś żart, tak?! – Zerwałam się na równe nogi, porzucając dramatycznie kołdrę.

– Jesteś przeurocza, gdy się denerwujesz. – Podleciał do mnie lekko nachylony i dał mi pstryczka w nos. – Ale wróćmy do naszych interesów. Jak widzisz zapewne, przychodzę do ciebie z ofertą nie do odrzucenia! Jesteś mi to winna za niańczenie na lotnisku. – skwitował.

Odpowiedziała mu cisza. Nie miałam na to siły. Z jednej strony serce wyrywało się z radości, a z drugiej mózg panikował z rozpaczy.

– To, czego o-ode mnie c-chcesz? – jąkałam.

– Czego? Zatańczymy moja śmiertelniczko! – wykrzyknął, a moje cudowne mieszkanie zalała neonowa czerwień i czerń.

I tak oto znajdujemy się w tym kluczowym momencie, kiedy nie przesypiam już któregoś miesiąca z rzędu, bo mój pan duch urządza cotygodniowy pokaz striptizerski! Podejrzewam, że za niedługo będę lunatykować w rytm tego nieszczęsnego walca, do którego pląsa jak sarenka.

Cassius przeszedł już do części, na którą czekała większość zgromadzonych. A mianowicie rozebrał się... do naga. Odwróciłam wzrok speszona. Za każdym razem go odwracam. Nie mogę znieść widoku wszystkich tych narządów dziko wyeksponowanych w diabelsko gorącym tańcu. Niestety tak jak ja nie mogę na to patrzeć, tak inni wręcz przeciwnie. Kątem oka widzę, jak Cassius zmysłowo przejeżdża dłonią po swoim torsie, nie omieszkując zjechać jeszcze niżej. Jak na martwego to wszystko w nim działa jak należy. Rumieniec oblewa moją twarz i mam ochotę wzdychać z frustracji. Wygląda zdecydowanie zbyt żywo. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że patrzy mi prosto w oczy!

– Może powinnam wynająć jakiś nawiedzony dom publiczny? – pytam sama siebie zażenowana.

– To fenomenalny pomysł moja droga! – krzyczy mi do ucha.

Wciąż nagi i wciąż irytujący.

Taniec z duchami | antologia halloweenowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz