Prolog

29 1 0
                                    




Dziś chyba znów wzeszło słońce. Nie jestem pewna, ponieważ zamknęli mnie w tej piwnicy już jakiś czas temu. Nie wiem, ile dokładnie minęło. Nie jestem w stanie policzyć. Odkąd tu przebywam, wiem tylko, że w nocy nikt do mnie nie przychodzi. Tylko wtedy jestem bezpieczna. Tylko wtedy mogę odpocząć. Fizycznie. Moja psychika jest potrzaskana. To właśnie, kiedy śpię, nachodzą mnie wspomnienia z dnia, gdy straciłam wolność.
        Pamiętam go wyraźnie, jakby stało się to zaledwie parę godzin temu. Czuję wszystkie emocje tak mocno, że aż pęka mi głowa. Wiem, że to był dzień moich urodzin. Było upalnie, mimo to ja nosiłam na sobie bluzkę i długie spodnie, na tyle luźne, żebym zbytnio nie odczuwała siniaków na ciele. Moje życie nigdy nie było usłane różami. Może dlatego moje ciało tak szybko przywykło do tego, że ktoś się na nim wyżywa.
        Tego popołudnia, wracając ze szkoły miałam wyjątkowo złe przeczucia. Już, gdy byłam przy drzwiach słyszałam jak ojciec krzyczy. Nie był to jednak ten sam wrzask złości, co zawsze. On błagał. Na chwilę sparaliżował mnie strach. Serce zabiło tak mocno, iż myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. W następnej chwili nie wiele myśląc, chwyciłam za klamkę i wpadłam do wąskiego korytarza. Spojrzałam w stronę salonu i kolejny raz zamarłam. Ojciec klęczał na kolanach. Po jego twarzy spływały łzy. Na około jakby przeszło tornado. Wszystkie nasze rzeczy były porozrzucane. Lecz prawdziwy dramat przeżyłam patrząc na fotel stojący obok ojca.
        Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie chcę dłużej żyć.
        Na miękkich poduszkach usadzone było ciało mojej matki. Z jej podciętego gardła lała się krew. Jej oczy były szeroko otwarte ze strachu. Skóra na twarzy poszarzała. Gdy ją tylko ujrzałam z moich ust wydobył się przeokropny wrzask pełen rozpaczy. Rzuciłam się na nią, by ją utulić. By ją ochronić. Wiem, że było już za późno, ale ja musiałam. Jedyna osoba dla której chciałam żyć. Jedyny powód mojej egzystencji na tym niesprawiedliwym świecie. Odeszła. Moja kochana, cudowna mamusia. Odebrali mi ją i to w najbardziej okrutny i bestialski sposób, w jaki mogli to zrobić. Nie zwracałam uwagi na nic, co się działo dookoła mnie. Chciałam zostać przy niej już na zawsze.
        Wtedy poczułam szarpnięcie za włosy, przez które otworzyłam szeroko oczy. Ujrzałam mężczyznę z obrzydliwym uśmiechem na twarzy. Odruchowo uderzyłam go w i tak już krzywy nos. On w odpowiedzi uśmiechnął się jeszcze szerzej, a krew spływająca z nosa zabarwiła jego zęby na czerwono, przez co wyglądał jeszcze straszniej.
        Zbir zaczął coś krzyczeć. Nie słyszałam go. Wszystkie odgłosy docierały do mnie, jakbym znajdowała się pod wodą. Wtedy mój ojciec powiedział coś, przez co mój słuch powrócił w sekundę.
- Weźcie ją. Ona spłaci mój dług. - Wskazał na mnie palcem.
        Nie chciałam w to uwierzyć. Mój własny ojciec chciał mnie oddać w łapy jakichś bandziorów. Cały świat walił mi się na głowę. Mężczyźni zaczęli się przeraźliwie śmiać, a ja wiedziałam, że mój wyrok został właśnie wydany.
        Potem dostałam czymś ciężkim w głowę. Nim straciłam przytomność, resztkami świadomości zdążyłam zarejestrować huk wystrzału. Już wiedziałam, że zostałam sierotą. Potem była tylko ciemność.
        Nie wiem ile czasu byłam w tym stanie. Pamiętam, że mrok, który mnie otaczał, był przerażający. Ze wszystkich stron dobiegały do mnie głosy. Ja nie mogłam zobaczyć do kogo należą. Brzmiały one różnie, ale wciąż powtarzały ciągle te same zdania. „Jesteś beznadziejna. Twój własny ojciec się ciebie wyrzekł. Jesteś nikim." Chciałam im odpowiedzieć, coś odkrzyknąć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ze wszystkich sił starałam się coś zobaczyć, choćby małe światełko. Aby nie tkwić już w tym okropnym stanie zawieszenia. Wyrwać się z chaosu słów, które mnie tak strasznie ranią.
        Po jakimś czasie w końcu mi się udało. Kiedy zobaczyłam już malutkie rozmazane światełko, poczułam okropny ból głowy. Odruchowo dotknęłam pulsującego miejsca. Pod palcami poczułam lepką, ciepłą maź. W sekundę przed oczami pojawiły się wspomnienia z tego, jak mój ojciec oddał mnie za dług, a sam skończył swój żywot zastrzelony. Załkałam. Przez łzy zapiekły mnie oczy, ale to pomogło lepiej widzieć. Przetarłam twarz i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w piwnicy. Pod sufitem biegło dużo rur, a na podłodze był tylko materac i koc, na którym leżałam ja. Nigdzie nie było żadnego okna. Chociażby najmniejszego. Chciałam wstać, ale jak tylko spróbowałam to zakręciło mi się w głowie.
        Chwilę później usłyszałam szczęk zamka. Drzwi, które były naprzeciwko mojego miejsca spania się uchyliły. Zza nich wysunęła się głowa. O dziwo nie był to ten sam mężczyzna, który zadał mi cios w głowę. Miałam też przeczucie, że to nie drugi z bandziorów, który zabił mojego ojca. Ten wyglądał bardziej niewinnie. Miał blond włosy, niebieskie oczy i przystojne rysy twarzy. Nie wyglądał na przestępcę. Kiedy wszedł do pomieszczenia zobaczyłam, że jest bardzo wysoki i dość dobrze zbudowany. Nie wiedziałam czego się po nim spodziewać, jego wygląd nie mógł mnie zwieść, więc skuliłam się w kącie i uważnie go obserwowałam. W rękach miał kubek i chleb. Nie odezwał się do mnie. Podszedł do materaca i położył rzeczy na jego brzegu. Przez chwilę wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłam przebłysk współczucia, ale zaraz po tym on odwrócił się na pięcie i przyspieszając kroku wyszedł z mojej celi.
        Nie miałam zamiaru dotykać czegokolwiek, co dali mi do jedzenia. Wiedziałam, że nie opłaca im się mnie otruć skoro musiałam odpracować dług ojca, ale moja buntownicza strona nie pozwalała zjeść mi od nich czegokolwiek.
        Potem jeszcze długo nikt nie przychodził. Moje myśli zaczynały wariować, doprowadzając mnie do jeszcze większej depresji. Starałam się nie zasnąć. Niestety po jakimś czasie zmęczenie wzięło górę.                                                              Mój sen przerwał dźwięk odbijania się drzwi od ściany. Momentalnie otworzyłam oczy. Dwóch rosłych mężczyzna szło w moją stronę. Otępienie snem przeszło w sekundę, a ja po raz kolejny momentalnie skuliłam się w kącie. Wiedziałam, że cokolwiek nie zrobię to i tak jestem na przegrane pozycji. Dlatego też, gdy wzięli mnie za łokcie i postawili do pionu, nie wydałam z siebie najmniejszego dźwięku. Wyprowadzili mnie na długi korytarz z mnóstwem drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia, które znajdowało się zaraz obok mojej celi. Nie było tam nic prócz węża podłączonego do kranu.
- Rozbieraj się — nakazał jeden ze zbirów.
        Zamarłam. Wszystkie moje zmysły jakby obudziły się w jednej sekundzie i podpowiadały, żeby uciekać. W chwilę obróciłam się na pięcie i mimo świadomości, że nic to nie da, spróbowałam przedrzeć się przez dwóch goryli. Oni z łatwością przytrzymali mnie w miejscu. Szarpała się, biłam ich, krzyczałam, a na końcu błagałam, żeby dali mi spokój.
- Dobra Dan, widzę, że nie będzie po dobroci. Dawaj nożyczki.
        Gdy ja byłam zajęta panikowaniem i wyrywaniem się, jeden ze zbirów, ten niższy i grubszy, wyjął z kieszeni swojej obszernej bluzy nożyczki. Nim zdążyłam się zorientować rozciął mi bluzkę, a następnie zerwał ją ze mnie. Potem szybko przekręcili się tak, żeby ten wyższy mógł łatwo skrępować moje ręce, a grubas szybkim ruchem zdjął mi spodnie.     Postawiwszy mnie do pionu, pchnęli a środek pomieszczenia. Sekundę później poczułam na ciele lodowaty strumień wody. Ciśnienie było tak wysokie, iż miałam wrażenie, że kawałki mojej skóry są odrywane. Na szczęście było mi tak zimno, że praktycznie nie czuła ból. Stałam tak na środku niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zziębniętych dłońmi zakrywałam tylko zapłakaną twarz. Z tego wszystkiego nie zorientowałam się, kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Te tortury trwały wieczność. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy już przestali, po raz kolejny w tak krótkim czasie chciałam odejść z tego świata.
        Gdy rzucili we mnie jakimiś materiałami i wydali polecenie ubrania się, nie zareagowałam. Nawet ich nie widziałam, ponieważ zaciskałam powieki tak mocno, że aż bolały. Miałam gdzieś konsekwencje mojego zachowania.
        Stałam tak jeszcze chwilę, gdy poczułam dotyk ciepłych dłoni na ciele. Zdecydowanie nie należały one do moich oprawców. Były małe i delikatne. Gdy poczułam, że nic mi nie grozi ze strony osoby, która mnie dotyka, odważyłam się otworzyć oczy. Ujrzałam twarz kobiety lekko po trzydziestce. Delikatne zmarszczki zdobiły jej twarz i nadawały uroku. Jej szare oczy przysłaniała krzywo przystrzyżona grzywka, a reszta jej prostych jak druty brązowych włosów opadała lekko na ramiona. W mojej głowie od razu pojawiło się pytanie, co ona może robić z tymi bandziorami. Jej wygląd zupełnie nie pasował do miejsca, w którym przebywaliśmy. Może o to w tym wszystkim chodziło, żeby nie rzucać się w oczy.
- Kochanie zacznij ze mną współpracować, bo oni nie będą mili tak jak ja. - Jej głos był przyjemny.
        Posłuchałam jej. Pozwoliłam się ubrać. Nie byłabym w stanie zrobić tego sama. Brunetka wydawała mi polecenia, które wypełniam bez cienia sprzeciwu. Sama nie odezwałam się do niej ani słowem. W głowie za to dziękowałam jej tysiąc razy. Nie przyjrzałam się nawet w co mnie ubiera bo było mi wszystko jedno. W mojej duszy kiełkowało małe szczęście, że moje tortury się skończyły. Nie miałam pojęcia, jak bardzo byłam wtedy w błędzie.

Kaprys gangsteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz