Rozdział 1

13 1 0
                                    

Potem przez jakiś czas zostałam pozostawiona na pastwę swoich myśli i uczuć, które rozrywały mnie od środka. Czułam do siebie coraz większe obrzydzenie i zastanawiałam się, ile czasu potrwają te męki i w jaki sposób mam spłacić dług ojca. Nikt nie odzywał się do mnie słowem odkąd kobieta, która pomogła mi się ubrać odprowadziła mnie spowrotem do mojej celi. Jedzenie przyniesiono mi od tamtego czasu trzy razy i zawsze był to chleb i kubek wody. Za każdym razem to ignorowałam, chociaż czując zapach pieczywa miałam ochotę rzucić się na posiłek i pochłonąć go w całości. Po ciągłych zmaganiach się ze swoimi potrzebami postanowiłam w końcu, że będę oddychać przez usta, ponieważ mój głupi mózg cały czas wymyśla różne czarne scenariusze tego, co się ze mną stanie, jeśli zjem chociaż odrobinę. Za to nienawidziłam się jeszcze bardziej. Moje głupie myślenie doprowadzało mnie do szaleństwa, a brak kontaktu z kimkolwiek z kim mogłabym porozmawiać jeszcze wszystko pogarszał. W pewnym momencie zaczęłam myśleć, że gdyby chociaż zaczęli się nade mną znęcać, to byłoby to lepsze niż siedzenie ciągle w kącie i słuchanie głosów w mojej głowie podpowiadających mi, żebym w końcu ze sobą skończyła.
        Miałam dość słuchania samej siebie, kiedy usłyszałam to charakterystyczne szczęknięcie drzwi. W tamtej chwili nie wiedziałam, że rozpoczęło się moje prywatne piekło. Zza drewnianej powłoki nie wychyliła się żadna mi znana już twarz. Do mojej celi wkroczył mężczyzna. Miał na sobie garnitur, był niski i gruby. Jego twarz była opuchnięta, nos szeroki i czerwony. W jego oczach czaiło się coś, co kazało mi wcisnąć się bardziej w kąt, w którym siedziałam. Obleśny uśmiech na wąskich ustach zapalił w mojej głowie wszystkie czerwone lampki. Mój instynkt przetrwania nagle jakby się przebudził podpowiadając mi, że jeśli będę dalej tak siedziała to nie skończy się dobrze. Moim jedynym ratunkiem były drzwi, które zaraz po wejściu mężczyzny zostały zatrzaśnięte. Nadal nie ruszyłam się z miejsca.
-Proszę nie rób mi krzywdy.
        Byłam w szoku, że wydobyłam z siebie jakiekolwiek słowa.
-Nic ci nie zrobię, jeśli tylko będziesz grzeczną dziewczynką. - Jego głos był obrzydliwy.
        Podszedł do mnie szybkim chwiejnym krokiem. Skuliłam się jeszcze bardziej. Kucnął na moim materacu. Mój mózg działał na najwyższych obrotach, lecz moje ciało nie chciało go słuchać. Znów siedziałam sparaliżowana, kiedy doskonale wiedziałam, że muszę coś zrobić, uciekać, próbować się bronić. Czekałam co mężczyzna zrobi dalej. Podniósł swoją tłustą łapę i złapał mnie za pierś. Wedy panika obudziła do życia moje ciało. Próbowałam go odepchnąć, co mu się nie spodobało. Drugą ręką chwycił moje włosy. Wyciągnął mnie na środek materaca. Szarpałam się, ale nic to nie dawało. Był ode mnie znacznie silniejszy.
-Mówiłem żebyś była grzeczna. - uderzył mnie w twarz.
        Czułam ból rozchodzących się po całym policzku, na którym na pewno zostanie wielki siniak. Przez chwilę się nie ruszałam. Potem znów zaczęłam błagać mężczyznę, żeby zostawił mnie w pokoju. Żadne moje słowa nie spowolniły go nawet na sekundę. W ekspresowym tempie pozbył sie moich ubrań rwąc je przy okazji. Czułam jego spocone łapska na moim ciele. Czułam obrzydzenie do siebie i do niego. Moja szarpanina spowodowała tylko tyle, że za każdy sprzeciw dostawałam w twarz. Gdy zaczął mnie całować zostawiajac na mojej skórze mokre ślady chciało mi sie wymiotować. Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś bardziej obrzydliwego. Jego dotyk wypalał na mnie piętno, którego już nigdy w życiu miałam się nie pozbyć. Kiedy jego okropne łapska dotarły do moich ud zacisnęłam je najmocniej jak umiałam. Niestety nie dało to zbyt wiele, ponieważ on szybko sobie ze mną poradził rozchylając je. Szczypał i gryzł moją skórę, a ja wrzeszczałam, aby przestał. Nie wiedziałam gdzie podziać ręce. Czy zasłaniać swoje ciało, czy odpychać gwałciciela? Wstyd, obrzydzenie i upokorzenie przejmowały władze nad mim ciałem, co dla mojej psychiki było cholernie niebezpieczne. Nim się zorientowałam facet zdjął swoje spodnie i mimo tego, że jeszcze się nie podałam, zrobił coś co jest najgorszym i niewybaczalny aktem wobec kobiety. Siłą i brutalnością odebrał mi ostatnie, co miałam najcenniejsze.
        Kiedy się poruszał czułam ogromny ból. Z każdym dźwiękiem wydawanym przez niego moja dusza rozpadała się na coraz to drobniejsze okruchy. Nie pamiętam, w którym momencie z moich oczu poleciały kolejne łzy. I kiedy wcześniej myślałam, że nic gorszego stać się nie może, tak to jedno wydarzenie złamało mnie całkowicie. Poddałam się. Duchem byłam daleko. Próbowałam odciąć się od swojego ciała, ponieważ ból był okropny. Nie chciałam nic czuć.
        Mężczyzna rzucał mną jak szmacianą lalką. Kiedy zauważył, że się nie ruszam pozwolił sobie na więcej. Ciągnął mnie za włosy. Wyginał ręce. W pewnym momencie miałam wrażenie, że je połamie. Wydawał z siebie tak obrzydliwe jęki, że miałam ochotę wymiotować. Nie zrobiłam tego. Nie miałam czym. W końcu przestał się poruszać. Wyszedł ze mnie tak samo gwałtownie jak wszedł, zostawiając po sobie ogromny ból. Puścił moje ciało, które wcześniej przytrzymywał by było mu wygodnie. Upadłam na materac nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Nie chciałam dawać mu powodu do tego, żeby znów mnie dotknął.
        Ubrał się i jak gdyby nigdy nic wyszedł z mojej celi głośno trzaskając drzwiam. Zostawił mnie samą z obolałym ciałem i krwawiącą duszą. Leżałam na tym śmierdzącym materacu i marzyłam, żeby śmierć po mnie przyszła. Chciałam być po prostu wolna. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzyma nim wezmę sprawy w swoje ręce, ale znając moje tchórzostwo zbyt się nie posunę. Zawsze wiedziałam, że nie czeka mnie świetlana przyszłość, ale nigdy nie sądziłam, że skończę spłacając dług mojego ojca jako prostytutka. Nigdy w życiu jeszcze nie czułam do siebie takiego obrzydzenia jak w tamtej chwili. Nawet kiedy mój ojciec mnie regularnie bił i powtarzał, że jestem nikim nie myślałam o tym, żeby się zabić. W tamtym momencie nie marzyłam o niczym innym.
Po jakimś czasie do mojej celi weszła ta sama kobieta, która pomogła mi się ubrać wcześniej. Nie mam pojęcia czy wiedziała, co się przed chwilą tu stało. Była dla mnie delikatna. Przestraszyłam się, kiedy sięgnęła miedzy moje uda. Chciałam się odsunąć.
- Daj mi się wytrzeć.- Usłyszałam jej delikatny głos.
        Dopiero wtedy zorientowałam się, że zajmowała się stróżką krwi, która płynęła po mojej skórze. Delikatnie dotknęła zakrwawionego miejsca, a ja zadrżałam. Jej dłonie sunęły po moim ciele. Nie protestowałam. Pozwoliłam sobie pomóc. Wiedziałam, że sama nie dałabym rady. Pozwoliłam, żeby mnie umyła i ubrała w rzeczy korę ze sobą przyniosła. Nie zwróciłam za bardzo uwagi na jej twarz, ale kiedy wychodziła z mojej celi przyjrzałam się jej dokładnie. Widziałam współczucie i żal. Było jej mnie żal mimo, że ja sama byłam sobie w tamtej chwili obojętna. Obojętne mi było, co się ze mną stanie.
        Po jej wyjściu chyba straciłam przytomność. Nie jestem pewna, po prostu w pewnych momencie nastała ciemność i tyle. Ta ciemność była dla mnie ulgą, ponieważ chociaż przez chwilę nie czułam nic. Nie pamiętałam kim jestem, gdzie jestem i co się stało. To było takie przyjemne. Nic nie słyszałam, nic nie widziałam po prostu się tym napawałam. Nie obchodziło mnie nic, byleby nikt nie zmącił tej idealnej ciszy.
        Z tego pięknego stanu wyrwał mnie ból głowy. Natychmiast otworzyłam oczy. To był błąd. Poraziło mnie jaskrawe światło. Ból narastał, a jego źródłem był człowiek trzymający mnie za włosy.
- Nareszcie, już myślałem, że się nie obudzisz. Nie byłoby z ciebie pożytku. - Mimo że widziałam tylko ciemny zarys sylwetki doskonale widziałam kim jest brutal.
        Nie odpowiedziałam nic. Nie chciałam ich dodatkowo prowokować. Chociaż widziałam, że nie wiele to da, bo oni z natury są brutalni, nieprzewidywalni i okrutni.
        Widząc, że ni jak nie reaguje na jego słowa rzucił mną o materac i wyszedł z mojej celi. Nie przejęłam się tym. Ogarnęło mnie zupełne zobojętnienie. Nie obchodziło mnie co się teraz stanie.
        Następne godziny spędziłam we śnie. Wybudziło mnie skrzypienie drzwi. Spojrzałam na nie z przestrachem. Nie potrzebnie. Wszedł przez nie ten sam chłopak, który zazwyczaj przynosił mi jedzenie. Jak zwykle na mnie nie patrzył. Postawił posiłek na materacu i odwrócił się do mnie plecami z zamiarem wyjścia. Uważnie śledziłam go wzrokiem. Przystanął na sekundę.
-Jedz. - Odezwał się do mnie. Miał miękki i przyjemny głos.
        Nie wiedzieć czemu, chciałam go posłuchać. Chodź wypowiedział tylko jeden wyraz zrobił to w taki sposób, że moja buntownicza strona chciała go posłuchać i poddać się jego woli. Właśnie dlatego po raz pierwszy od długiego czasu zjadłam. Nie dużo, odrobinę chleba i łyk wody, ale zjadłam. I to tylko dlatego, że się do mnie odezwał. Chociaż gdybym siedziała, co mnie dalej czeka nie tknęłabym żadnego jedzenia i czekała na smierć, bo ona byłby lepsza niż cokolwiek, co wydarzyło się ze mną później.

Kaprys gangsteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz