ROZDZIAŁ 3.

3 0 0
                                    

Lavender

Przekraczając prób delikatnie zaciemnionego gabinetu, nie sądziłam, że osobą siedzącą za biurkiem będzie gościu z kawiarni. Od razu gdy jego wzrok padł na mnie, na ustach zawitał grymas, który po przeniesieniu wzroku na bruneta, zmienił się w grymas, ale nie niezadowolenia. On się ze mnie nabijał.

-Przyprowadziłem Ci kandydatkę. - odparł stojący obok mnie brunet, wskazując na mnie ręką.

Czarnowłosy ściągnął brwi, zanim powrócił wzrokiem do podpisywanych wcześniej papierów.

-Na kelnerkę roku? - sarknął.

Delikatnie rozchyliłam usta, najpewniej chcąc rzucić w jego stronę jakimś ordynarnym określeniem. Pozostałam jednak przy milczeniu, wiedząc, że muszę wykonać zadanie i nie pozwolić na żadne komplikacje. Nawet jeśli przez to będę musiała zaczerpnąć specjalistycznej porady psychoterapeuty. No przepraszam, ale innego wyjścia przy tak aroganckim bucu niestety nie widzę. No chyba, że przedwcześnie wbije mu nóż w plecy, co wydaje się aż nazbyt kuszącą propozycją.

Czarnowłosy milczał i w skupieniu analizował stertę dokumentów. Próbował nas ignorować, jednak brunet oparł dłonie o blat dębowego biurka, tym samym odcinając go od tekstu. Przez chwilę toczyli walkę na spojrzenia, by później utkwić je na mnie.

-Cieszę się, że tym razem postanowiła Pani przyjść na czas, ale nie...

Przerwało mu gwałtowne chrząknięcie.

-Ale...

Ponownie to samo. Utkwiłam rozbawiony wzrok na brunecie, który za wszelką cenę dążył do tego, by szef chociaż przejrzał moje papiery.

-Jeśli jeszcze raz mi, kurwa przerwiesz, a dostaniesz wypowiedzenie szybciej, niż dasz radę powiedzieć stół z powyłamywanymi nogami. - zagroził, a ja nie mogłam pohamować cichego parsknięcia.

-Stół z... - zebrał się na odpowiedź, jednak przerwał mu donośny głos mężczyzny.

-Na litość boską Reed, wynocha!

Skłamałabym mówiąc, że nie śmiesznie było oglądać tą dziecinną przepychankę w tak poważnym miejscu.

-Zostanę, bo jak widać tylko ja mam tutaj głowę na karku. Zerknij chociaż na jej CV. Takich pracowników to ze świecą szukać. - zachęcał go dalej.

Sullivan westchnął, ale ostatecznie sięgnął po teczkę, trzymaną w moich dłoniach. Zerknął na pierwszą stronę, który delikatnie przejechał palcem i następnie zamknął z hukiem. No cóż, kałuża to ewidentnie był znak, by zawrócić i skorzystać z oferty Alice. Chociaż nadal łudziłam się, że nie jestem na straconej pozycji, to niestety czarnowłosy przywrócił mnie do rzeczywistości. Mężczyzna wygiął usta w nieznośnym uśmiechu, a ja nie potrzebowałam nawet dokonać żadnej analizy, by wiedzieć, że czerpał satysfakcję z przewagi, którą posiada. Nade mną. Nad pracownikami. Nad światem.

-Muszę przyznać, że jak na kogoś twojego pokroju, nieźle kombinujesz. Nie. Przyjmę. Cię.

Czyżby się domyślił. Jak niby miałby? Starannie podrobione dokumenty, prawie, że oryginały. Nie było więc szans, by się zorientował. Chyba, że jakimś sposobem mnie obserwował i uzyskał te dane, co byłoby istną głupotą.

-Czy nie kogoś takiego właśnie potrzebujecie? Inteligentnego i pomysłowego asystenta?

Nigdy nie wątpiłam w swoją siłę perswazji, więc może i tym razem mi się poszczęści. Mężczyzna za biurkiem posłał mi błagalne spojrzenie.

-Mówiłem, że nie potrzebuję asystentki. - skierował te słowa tym razem do Reeda.

-Potrzebujesz tylko jeszcze o nim nie wiesz. - błysnął zębami, dodając - Prezentuję Ci, Pannę Williams, twoją dumę i radość.

AIMED TO KILLWhere stories live. Discover now